Wyciek danych użytkowników Facebooka już kosztował jego właścicieli dziesiątki miliardów dolarów. To nie koniec. Pierwsze agencje straszą obniżeniem ratingu, a nowe regulacje oraz odwrót reklamodawców i użytkowników mogą odbić się na wynikach.
Akcje Facebooka poleciały w dół aż o 7 proc. Tak panicznej reakcji inwestorów posiadających papiery firmy nie widzieliśmy od września 2012 roku. W jeden dzień wartość spółki zmalała aż o 40 mld dolarów. Mniej więcej na tyle wyceniono problemy, jakie teraz może mieć w związku z aferą ujawnioną w toku dziennikarskiego śledztwa "New York Timesa" oraz "Observera".
Przypomnijmy, że dane blisko 50 mln użytkowników Facebooka miały zostać nielegalnie użyte przez firmę Cambridge Analytica w kampanii wyborczej w 2016 roku. Posłużyły do "promowania" Donalda Trumpa lub jak mówią niektórzy - do zmanipulowania wyborców. Firma miała za to zainkasować niemal 9 mln dolarów.
- Facebook wiedział o tym od co najmniej dwóch lat. Nie zrobili nic, żeby załatać tę lukę w zabezpieczeniach - mówi były szef działu badań firmy Cambridge Analytica Chris Wylie. Zarzuty te odrzucają przedstawiciele portalu społecznościowego, którzy w krótkim oświadczeniu wskazują, że zostali oszukani. Cambridge Analytica też nie przyznaje się do nielegalnych działań.
Z afery będzie musiał się tłumaczyć m.in. szef Facebooka. Być może stanie przed specjalnie powołaną do tego komisją. Mark Zuckerberg musi szybko rozwiązać problem, który już bardzo dużo kosztuje go osobiście. Należące do niego akcje straciły na wartości jednego dnia blisko 6 mld dolarów.
Niestety wiele wskazuje na to, że temat szybko nie ucichnie. A że pieniądze lubią spokój, można oczekiwać, że presja na wyniki i notowania akcji Facebooka będzie narastać.
Firma analityczna Sustainalytics ogłosiła możliwości obniżenia ratingu Facebooka. Oczywiście nie jest to agencja na miarę "wielkiej trójki" (Fitch, Moody's i Standard & Poor's), ale pokazuje, że inwestorzy powinni z uwagą śledzić rozwój sytuacji.
Potrzeba nowych regulacji?
- Finansowa przyszłość Facebooka zależy od tego, w którą stronę potoczy się sprawa. Najpoważniejszym zagrożeniem jest zmiana regulacji prawnych, które mogą mieć na celu ograniczenie podobnych afer - podkreśla analityk giełdowy zajmujący się spółkami z branży IT i mediów. Tłumaczy, że oznaczałoby to m.in. ograniczenie zdolności biznesowych Facebooka.
Eksperci na pytania o skalę ewentualnych działań regulacyjnych, a tym bardziej skutków finansowych dla firmy Zuckerberga nie chcą się konkretnie wypowiadać. Wskazują, że temat jest świeży i na tę chwilę trudno precyzyjnie prognozować przyszłość.
O tym, że obawy te nie są bezpodstawne może świadczyć fakt, że również inni branżowi gracze dostali rykoszetem. Akcje Snapchata i Google straciły na wartości blisko 3 proc. Tylko w przypadku Google oznacza to zmniejszenie kapitalizacji firmy o blisko 23 mld dolarów.
W którą stronę mogą pójść przepisy? Ekspert ds. ochrony danych Marcin Zadrożny wskazuje, że w systemach Facebooka są luki, które ewentualne nowe regulacje będą zmuszały usunąć.
- Cały problem tkwi w tym, że aplikacja Cambridge Analytica mogła zbierać informacje nie tylko o użytkownikach Facebooka, którzy zgodzili się na ich wykorzystanie, ale także innych osób. Między innymi znajomych. Najwidoczniej serwis nie ma odpowiednich zabezpieczeń technicznych i organizacyjnych - komentuje sytuację Marcin Zadrożny z ODO24.
Ekspert wskazuje, że to bardzo duży cios wizerunkowy, choć przyznaje, że ciągle w mniejszej skali wiele firm ma bardzo podobne problemy z ochroną danych osobowych. Niemal w tym samym czasie miał miejsce wyciek u operatora telekomunikacyjnej firmy Aero2.
Wizerunkowy cios. Mniej pieniędzy z reklam?
- Facebook już na starcie popełnił poważny błąd. Osoby odpowiedzialne powinny przyznać się do błędu, przeprosić i obiecać wypełnienie luk w systemie. Zamiast tego zdają się bagatelizować sytuację i rozmywać swoją odpowiedzialność - wskazuje ekspert ODO24.
Oprócz kwestii regulacji, dla Facebooka istotne znaczenie może mieć zachowanie reklamodawców, których pieniądze są głównym źródłem dochodów.
- Właściciele marek, które chcą być postrzegane jako społecznie odpowiedzialne, mogą się odwrócić od Facebooka i swoje kampanie przeniosą do konkurencji lub ograniczą budżety reklamowe - wskazuje jeden z analityków giełdowych pytany przez money.pl.
Wzrost cen reklam w ostatnim czasie był jednym z czynników, które bilansowały lekkie spadki w statystykach użytkowników korzystających z Facebooka. W 2017 roku na dwóch najważniejszych dla niego rynkach (w USA i Kanadzie) ubyło blisko miliona aktywnych użytkowników. To jednak tylko kropla w morzu, bo na całym świecie do serwisu dziennie loguje się około 1,4 mld użytkowników, a miesięcznie około 2,13 mld.
W ubiegłym roku głównie z tytułu reklam Facebook zainkasował 40,65 mld dolarów, a więc o 47 proc. więcej niż rok wcześniej. Przełożyło się to na prawie 16 mld dolarów zysku wobec ponad 10 mld dolarów poprzednio.
Wina i kara?
Wizerunkowo Facebook traci m.in. przez presję, jaką wywołują media. Od kilku dni jest to jeden z głównych tematów. Popularny branżowy serwis Tech Crunch lansuje m.in. hasło #deletefacebook, co oznacza "skasuj facebooka". Wskazuje, że każdy użytkownik w postaci polubień, wrzucanych postów czy zdjęć oraz pisanych wiadomości poprzez aplikację Messenger oddaje firmie praktycznie pełny profil osobowościowy, który kiedyś może być wykorzystany do nielegalnych praktyk.
Choć afera głównie dotyczy USA, sprawą zainteresowała się też Komisja Europejska. Unijna komisarz ds. sprawiedliwości Vera Jourova przyznała, że będzie to jeden z wątków piątkowego spotkania z przedstawicielami amerykańskiej administracji. Przedstawiciele KE podkreślają, że taka sytuacja jest nie do zaakceptowania.
W ubiegłym roku Komisja nałożyła gigantyczną karę 2,4 mld euro na Google w związku ze złamaniem prawa antymonopolowego w UE. Choć to inna sprawa, pokazuje, że unijni urzędnicy mają od dawna pod lupą branżę internetową i nie wahają się karać największe międzynarodowe koncerny.
Na temat możliwych kar dla Facebooka w tym konkretnym przypadku eksperci wypowiadają się bardzo ostrożnie, podkreślając, że na razie ciągle informacje medialne są bardzo szczątkowe i musi zostać przeprowadzone szersze śledztwo odpowiednich służb.