Rządzący nie szczędzą energii na próby odsunięcia od siebie odpowiedzialności za głośne fiasko przy modernizacji polskiej armii. Według niepotwierdzonych informacji, wysocy oficerowie z kontrwywiadu stracili kierownicze stanowiska, bo nie znaleźli nieprawidłowości w przetargu na Caracale. Jednak MON od lat nie potrafi skutecznie wydawać miliardów, które ma do dyspozycji.
Według doniesień oficera SKW, które opisał portal TVN24.pl, dwóch dyrektorów Służby Kontrwywiadu Wojskowego zostało odwołanych ze służby, bo nie znalazło poważnych nieprawidłowości w przetargu na Caracale. Informacji tych do czasu opublikowania tego artykułu nie potwierdziło MON.
Nie wiadomo też, kim są zwolnieni, bo nazwiska pracowników SKW poza ścisłym kierownictwem są tajne. Według ustaleń portalu, do usunięcia ze służby miało dojść już w październiku. Wtedy oficerowie mieli przedstawić swoje ustalenia ws. ewentualnych nieprawidłowości w przetargu na śmigłowce.
Przez to, że ostatecznie nic obciążającego poprzednią koalicję nie znaleźli, mieli stracić stanowiska. Eksperci w dziedzinie wojskowości i uzbrojenia, z którymi rozmawialiśmy, nie mają złudzeń, że otrzymali od ministra Macierewicza niezwykle trudne zadanie. - Nie wydaje mi się, żeby można było znaleźć jakiekolwiek nieprawidłowości w prowadzeniu tego akurat przetargu - mówi nam Remigiusz Wilk, ekspert ds. uzbrojenia i szef magazynu "Broń i Amunicja".
Podobnie ocenia to również Michał Likowski, ekspert ds. uzbrojenia i szef specjalistycznego magazynu "Raport". - Nie znam kulisów odwołania tych dyrektorów, ale faktem jest, że ten przetarg był wyjątkowo dobrze prowadzony. Trudno coś tu znaleźć.
Ekspert dodaje też, że nie jest to też pierwszy przypadek zmian na kierowniczych stanowiskach w wojsku. W jego ocenie możemy mieć do czynienia z kolejnym przejawem szczególnej polityki personalnej, którą prowadzi teraz MON. We wrześniu na mocy decyzji ministra Macierewicza ze służbą pożegnali się między innymi płk Piotra Gąstała, dowódca Jednostki Wojskowej GROM i generał brygady Piotr Patalong, szefa Inspektoratu Wojsk Specjalnych w Dowództwie Generalnym.
Nieoficjalnie w środowisku zbliżonym do służb od dłuższego już czasu mówi się o tym, że SKW oprócz wykonywania pracy, do której została powołana, wypełnia teraz również zlecenia polityczne. Dlatego bardzo możliwe jest, że obaj dyrektorzy zostali zaangażowani do szukania haków na ogłaszającą przetarg koalicję PO-PSL.
Co ta decyzja zmienia w sprawie koniecznego zakupu śmigłowców dla polskiej armii? Zdaniem ekspertów niewiele. - Liczba wzajemnie sprzecznych informacji jest tak duża, że mamy poważny problem z wyjaśnieniem intencji resortu - przekonuje ekspert magazynu "Broń i Amunicja".
Jak przekonuje, nieoficjalnie mówi się coraz głośniej, że najpierw zostanie kupionych 6-8 śmigłowców dla wojsk specjalnych i 6 dla marynarki, a potem pozyskana będzie reszta. Wynika to choćby ze zgłoszonej przez wojsko tzw. pilnej potrzeby operacyjnej związanej z zapewnieniem obronności kraju.
Trudno jednak jeszcze wyrokować, jakie to będą śmigłowce. Bo przecież słyszeliśmy już od ministra Macierewicza zapewnienia, że będą to Black Hawki, potem o nowym przetargu z udziałem co najmniej trzech oferentów (w tym i Francuzów). Po drodze była przecież jeszcze koncepcja zbudowania polsko-ukraińskiego śmigłowcana bazie rosyjskich maszyn z rodziny Mi.
- Ministerstwo Obrony czasami zachowuje się tak, jakby śmigłowce sprzedawano w sklepie, gdzie rzeczy stoją na półce i wystarczy je wskazać palcem - mówi Wilk. W tym miejscu pojawia się przyczyna, która nie pozwala zgodnie z planem modernizować armii. Jak od kilku lat przyznają eksperci w tej dziedzinie nie da się tego efektywnie robić w oparciu o tak skomplikowany system.
Obecnie za zakupy sprzętu dla WP odpowiada Inspektorat Uzbrojenia MON. Kłopot w tym, że to zaledwie jedna z kilkunastu instytucji, które biorą udział w całym procesie. - Kupować może też Inspektorat Wsparcia. W to wszystko zaangażowany jest też Departament Polityki Zbrojeniowej, szefostwa poszczególnych rodzajów wojsk, Sztab Generalny, a w przypadku offsetu również i Ministerstwo Rozwoju - wylicza Likowski,.
Ekspert przekonuje, że głównym problemem przy zakupach jest dzisiaj po prostu niewydolność. - Zmiany w służbach nie zmienią niczego w tej kwestii, a tylko jak każde odejście wysokich oficerów mogą szkodzić efektywności działania kontrwywiadu - dodaje.
Doskonałym przykładem tego, jak działa ten system, był wybór hełmu dla spadochroniarzy. Sami zainteresowani początkowo zażyczyli sobie konkretnych rozwiązań i wzorów, oraz uzgodnili to z producentem. - Potem poszczególne komórki zaangażowane w zakupy dodawały absurdalne wymagania. Skończyło się na tym, że nie dało się tego połączyć i hełmy zamówiono z pominięciem oczekiwań żołnierzy, a następnie zmodyfikowano, by dało się ich używać - opowiada Wilk.
Biorąc to wszystko pod uwagę zastanawiać mogą ambitne plany zakupowe resortu. Według ostatnich październikowych zapowiedzi MON, ten rok ma być pierwszym od wielu, kiedy wydatki na zakupy uzbrojenia zrealizowane zostaną w stu procentach. Optymizm dziwi tym bardziej, że Inspektorat Uzbrojenia wydał w pierwszych trzech kwartałach tylko 1,9 mld zł z 7,2 mld zł przeznaczonych na ten cel. Udało się więc plan zrealizować w zaledwie 26 proc. Ciekawe jest coś jeszcze.
- O ile do tej pory wydatki roczne były jawne, to od dwóch tygodni zostały utajnione. Tak stało się zaraz po zapewnieniu, że MON w tym roku wyda całość budżetu na zakupy uzbrojenia - mówi Remigiusz Wilk. Czyżby więc również i resort zdawał sobie sprawę, jak trudne przed nim zadanie i szykował się na ukrycie wstydliwej prawdy?
Jak przekonuje Wilk, możemy w najbliższych miesiącach obserwować próby polepszenia tego wyniku. Zresztą podpisywanie kontraktów pod koniec roku nie byłoby czymś zupełnie nowym w MON. Problem tylko w tym, że takie wydawanie środków w sprzeczności z potrzebami, jak choćby zakup śmigłowców, są nieefektywne. Nie poprawiają naszej obronności w obszarach, które najbardziej tego wymagają.
W tym roku wielce prawdopodobne jest np. ratowanie bilansu wydatków przez zakupy pocisków dla F-16. - Takie negocjacje są prowadzone. Jednak nawet wtedy nie uda się osiągnąć wszystkich zaplanowanych wydatków - dodaje Wilk. Warto również odnotować, że za poprzednich rządów wcale nie było lepiej.
Z obliczeń portalu defence24 wynika, że od 2008 roku MON nigdy nie wydał wszystkich planowanych na modernizacje środków. Przez wszystkie lata rządów koalicji PO-PSL na ten cel wydano aż 13 mld mniej niż planowano, łamiąc tym samym ustawę o finansowaniu polskiej armii.
Dla ekspertów rozwiązanie ciągnących się przez lata problemów z mądrą i dobrze zaplanowaną modernizacją wojska jest jedno. Konieczne jest powołania do życia apolitycznego, centralnego urzędu ds. zakupów. Instytucja taka łączyłaby kompetencje rozdrobnionych ośrodków, które każdego roku pokazują jak są niewydolne. Ponadto byłaby odporna na wpływy polityków, którzy lubią przestawiać wydatkowe klocki w budżecie.
O tej popularnej na świecie koncepcji mówił w wywiadzie dla money.pl Jerzy Aleksandrowicz, który uczestniczył w negocjacjach offsetowych przy zakupie Caracali. - Takie agencje uzbrojenia działają z sukcesami w USA, Niemczech, Francji, Turcji czy Hiszpanii. Są one dowodem na to, że w oderwaniu od bieżącej polityki mogą realizować nadrzędny cel, jakim jest zabezpieczenie potrzeb wojska, a tym samym bezpieczeństwa państwa i jego obywateli. Trzeba tylko odważyć się i to zrobić.