W wywiadach Carrie Fisher podkreślała, że nie zdawała sobie sprawy, że na czymś takim można w ogóle zarobić i że był to dla niej "kosztowny błąd, za który George Lucas nigdy nie przeprosił".
W wywiadzie "Carrie Fisher o tym, jak George Lucas skradł jej tożsamość" udzielonemu "Newsweekowi", aktorka mówiła:
- Błędem było, że oddałam te prawa za darmo. Ale w tamtych czasach nawet nie było czegoś takiego w filmach jak komercyjna franczyza. Nikt nie przypuszczał, jak daleko rozwinie się ta saga. Nie chodzi o to, że nie myślałam, że jestem ładna, ale gdy patrzyłam w lustro, nie sądziłam, że oddaję prawa do czegoś, co może mieć jakąkolwiek wartość - mówiła.
Tłumaczyła też, że miała 19 lat, a taką samą umowę podpisał 33-letni wówczas Harrison Ford.
Potem - jak wspominała aktorka - ludzie przychodzili i mówili: "mamy licencję od George'a Lucasa, by sprzedawać takie skarpetki". I tak moja córka mogła chodzić po mojej twarzy - żartowała.
- Jak wiele pieniędzy mogłam zarobić? Nie mam pojęcia. To zbyt przygnębiające, a jednocześnie zabawne - dodawała.
Z podobizną Fisher jako księżniczki Lei na rynek trafiły rozmaite kubki, talerzyki, bidony, naczynia, figurki - od tych małych kieszonkowych do tych naturalnych rozmiarów. Także w bijącej rekordy popularności serii klocków Lego. Nie brakowało lalek, szminek, perfum. Pojawiła się też na opakowaniach różnych produktów higienicznych, na szczoteczkach do zębów, na mydłach czy ręcznikach.
Z podobizną księżniczki Lei sprzedawano koszulki, kuchenne fartuchy, poduszki, ręczniki, nawet dziecięce body. Były też liczne naklejki: dla dzieci, samochodowe, także ozdoby choinkowe. Fisher wspominała, że natknęła się nawet gatunek marihuany nazwany imieniem filmowej księżniczki.
Aktorka przekonywała, że choć Lucas nie zrekompensował jej błędu z młodości, nigdy go przesadnie nie żałowała.
- Miałabym wybuchać gniewem za moją prowizję od pasty do zębów z "Gwiezdnych wojen" z moją podobizną? Nie chcę nawet wchodzić w ten temat - konkludowała.