10 kwietnia CBA zatrzymało pięć osób, m.in. syndyka warszawskiego hotelu oraz prezesa firmy, który kupił go za 9,4 mln zł, czyli o 21 mln zł mniej niż jego rzeczywista wartość. Wśród zatrzymanych byli też członek zarządu i pełnomocnik spółki, która kupiła nieruchomość, i pełnomocnik syndyka.
Po przesłuchaniu podejrzanych 11 kwietnia prokuratura skierowała do Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ wniosek o trzymiesięczny areszt wobec Tomasza S. - syndyka masy upadłościowej. 12 kwietnia sąd zastosował wobec S. areszt na 2 miesiące, zastrzegając, że będzie on uchylony, jeśli S. wpłaci 1,6 mln zł poręczenia majątkowego.
Areszt musi być
Jednak ta decyzja jest nie po myśli prokuratury, która skierowała do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga zażalenie na tę decyzję. - W ocenie prokuratora charakter sprawy, w tym konieczność wykonania szeregu czynności procesowych związanych m.in. z zabezpieczonymi w toku przeszukań przeprowadzonych 10 kwietnia 2017 r. dokumentami, wskazuje na konieczność stosowania wobec podejrzanego izolacyjnego środka zapobiegawczego, zakreślonego na okres wskazany we wniosku prokuratora, tj. 3 miesięcy - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Łukasz Łapczyński.
Termin wpłacenia kaucji mija 26 kwietnia; do chwili obecnej nie została ona wpłacona, wpłynęło zaś zażalenie prokuratury - poinformowała Joanna Adamowicz z biura prasowego Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Sąd uważa, że jeśli kaucja zostanie wpłacona w ustalonej wysokości, to właściwie zabezpieczy to tok postępowania - dodała.
Jak mówi Łapczyński, Tomasz S. podejrzany jest o to, że działając jako syndyk powołany przez sąd - zobowiązany do zajmowania się sprawami majątkowymi spółki w sposób umożliwiający optymalne wykorzystanie majątku w celu zaspokojenia wierzycieli - wspólnie z innymi osobami, w tym Danielem B. i Magdaleną P. - reprezentantami nabywcy przedsiębiorstwa oraz Kamilem W. - pełnomocnikiem syndyka, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, nie dopełnił ciążących na nim obowiązków. Doprowadził bowiem do sprzedaży majątku upadłego przedsiębiorstwa za cenę o ponad 21 mln niższą niż jego rzeczywista rynkowa wartość. Za takie przestępstwa grozi kara więzienia od roku do lat 10.
S. zarzucono też popełnienie z innymi osobami, w tym Robertem K., Danielem B. oraz Magdaleną B. - przedstawicielami nabywcy majątku przedsiębiorstwa oraz spółki, która następnie je od niej odkupiła - przestępstwa "prania brudnych pieniędzy". Chodziło o doprowadzenie do przeniesienia własności nieruchomości wcześniej wchodzącej w skład majątku upadłego przedsiębiorstwa na rzecz firmy powiązanej z syndykiem oraz innymi podejrzanymi w sprawie osobami. Według prokuratury mieli oni świadomość, że nieruchomości pochodzą z korzyści związanych z przestępstwem związanym ze sprzedażą majątku upadłego przedsiębiorstwa po zaniżonej wartości, co miało na celu udaremnienie lub utrudnienie stwierdzenia ich przestępczego pochodzenia, w wyniku czego spółka - kolejny nabywca nieruchomości - osiągnęła korzyść majątkową w kwocie ponad 21 mln zł.
Ponadto, 11 kwietnia zarzuty przedstawiono Magdalenie P., Kamilowi W., Magdalenie B. oraz Robertowi K. Wobec nich prokurator zastosował dozór policji.
Przekręt na wycenie
Jak podał Łapczyński, wcześniej w toku tego postępowania zarzut przedłożenia fałszywej opinii, będącej podstawą wyceny majątku upadłego przedsiębiorstwa oraz poświadczenia nieprawdy, przedstawiono Markowi S. - biegłemu rzeczoznawcy, współautorowi opinii. Wobec nieprawidłowości stwierdzonych w opinii prokurator zwrócił się do Komisji Zawodowej przy Ministrze Infrastruktury i Budownictwa o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego co do prawidłowości operatu przedłożonego przez tego biegłego. Komisja wskazała na "szereg oczywistych błędów skutkujących rażącym zaniżeniem wartości szacowanych nieruchomości" - dodał prokurator.
Piotr Kaczorek z CBA mówił w środę, że agenci przeszukali dwie kancelarie radców prawnych oraz siedziby trzech spółek. - W śledztwie ustalono, że zgłoszony przez syndyka Tomasza S. biegły, który wycenił wartość centrum hotelowego, wcale nie posiadał uprawnień rzeczoznawcy majątkowego i nie był wpisany na listę biegłych sądowych - dodał.
Kaczorek przypomniał, że syndyk powinien działać tak, aby optymalnie wykorzystać majątek upadłego w celu zaspokojenia wierzycieli, a tak się nie stało. - Lakoniczna treść ogłoszenia o sprzedaży, krótki termin i sam sposób przeprowadzonej przez syndyka sprzedaży tego majątku o wartości kilkudziesięciu milionów zł praktycznie czynił niemożliwym zgłoszenie się innych oferentów poza tym jednym, ostatecznie wybranym - dodał. Zaznaczył, że w sprawie nie są wykluczone kolejne zatrzymania i poszerzenie listy zarzutów.