Czy prawdziwa jest teza, że nadchodzi rewolucja, która zmiecie wiele zawodów z powierzchni ziemi? A może to właśnie roboty i sztuczna inteligencja wyciągną rynek pracy z kryzysu demograficznego? O przyszłości człowieka i jego koegzystencji z maszynami dyskutowali w studiu Telewizji WP najlepsi w kraju eksperci.
"Mobilność 4.0. Czy czwarta rewolucja przemysłowa wpłynie na migracje zarobkowe w krajach Europy Środkowo-Wschodniej?" – to tytuł tegorocznego raportu CEED Institute. Raportu, który mówi o nieuchronności zmian i próbuje nas przygotować do tego, że technologia będzie coraz mocniej ingerować w wiele dziedzin życia, w tym rynek pracy.
Dla Wirtualnej Polski raport instytutu był impulsem, by zaprosić do studia cenionych ekspertów i podyskutować o roli robotów w naszym życiu – tu i teraz, ale i za pięć czy dziesieć lat. Czy czeka nas zasadniczy zwrot i coraz mniejsza wycena pracy ludzi? A może przeciwnie – to roboty pozwolą na dalszy postęp i rozwój gospodarczy, a także dobrobyt ludzi. Kto powinien podjąć wyzwanie i przygotowywać społeczeństwo na nadchodzącą rewolucję? Debatę prowadził Tomasz Machała, wiceprezes WP, a jego gośćmi byli:
- Jowita Michalska - prezes Fundacji Digital University;
- Filip Łapiński - menedżer IBM, ekspert ds. robotyki;
- Kamil Matuszczyk, autor opisywanego raportu, ekspert Uniwersytetu Warszawskiego i CEED Institute;
- Piotr Ciżkowicz – profesor SGH, prezes zarządu Luma Investment;
- Tomasz Misiak – ekonomista, przewodniczący Komisji Gospodarki Narodowej.
Sztuczna inteligencja na prawdziwym rynku pracy
Kamil Matuszczyk, autor raportu podkreśla, że dynamika zmian na rynku jest tak szybka, że pytanie – "jak będzie wyglądała praca w przyszłości?" – stawiają sobie wszyscy. I że w najbliższych 20 latach zmienimy sposób, w jaki pracujemy, bardziej niż to miało miejsce w ostatnich 200 latach. Szczególnie ważne zdaje się pytanie, czy powszechnie pojawiające się roboty, automaty, komputery i programy komputerowe będą tę pracę przyszłości ludziom zabierały. "Zachodzące procesy na rynku pracy w USA, opisywane przez ekonomistów, futurologów i inżynierów, dowodzą, że procesy te z całą pewnością nastąpią, a główny spór dotyczy momentu, kiedy to nastąpi oraz w jakiej skali. Procesy globalizacji wpływają na organizację produkcji i relacje zatrudnieniowe w różnym stopniu. Coraz częściej dotyczą również krajów Europy Środkowo-Wschodniej" – czytamy w raporcie.
Ale czy obawy te są słuszne?
- My raczej przesuwamy się w kierunku gospodarki opartej na wiedzy, gdzie to człowiek i jego kreatywność stają się istotą. A nie jego fizyczna siła i wykonanie pracy – mówił Tomasz Misiak, przewodniczący Komisji Gospodarki Narodowej. Przywołał tu przykład systemu sztucznej inteligencji, stworzony przez IBM - czyli Watsona. Watson wygrywał już z ludźmi w teleturniejach (m.in. Jeopardy, znanego w Polsce jako "Va banque"), ale Misiak przypomniał, że system jest świetny także w diagnozach lekarskich. IBM sprawdzał to przy rozpoznawaniu zmian nowotworowych, Watson wykazał się w tym wyższą skutecznością niż człowiek. – Czy to oznacza, że oddamy swoje zdrowie w ręce robotów? Nie, to oznacza, że lekarz będzie wspierany przez możliwości sztucznej inteligencji – mówił.
- Komputer, robot staje się partnerem człowieka. Bardziej ma służyć temu, by człowiek mógł skupić się na rzeczach, do których został stworzony: poznawaniu faktów, kojarzeniu ich, podejmowaniu decyzji – wtórował Filip Łapiński, ekspert IBM.
Tonował też obawy przed zmianami Piotr Ciżkowicz, prezes Luma Investment i profesor Szkoły Głównej Handlowej. Przytoczył on ciekawą statystykę – gdy w 1733 r. wynaleziono w przemyśle tkackim tzw. latające czółenko, w Anglii w tej branży pracowało ok. 2 tys. osób. Co spowodował wynalazek Johna Kaya? Że po 30 latach w tym tkactwie pracowało już 80 tys. osób.
- To właśnie sztandarowy przykład pewnego zjawiska, znanego także w ekonomii. Co widać, a czego nie. My dziś mówimy o znikających miejscach pracy, widzimy osoby wypchnięte z rynku pracy i magazynów przez automatyzację. Ale nie widzimy tych wszystkich miejsc pracy, które powstają obok – mówił ekspert.
Tymczasem według danych, w USA w ciągu ostatnich dziesięciu lat jedna czwarta nowych miejsc pracy została stworzona w zawodach, których przed tym okresem w ogóle nie znano.
Co zostanie człowiekowi?
Jowita Michalska, prezes Fundacji Digital University przywoływała słynnego myśliciela Raya Kurzweila, założyciela Singularity University. – Uważa on, że ludzie nie doceniają wpływu, jaki technologia będzie na nas miała w dłuższym okresie czasu. Jesteśmy zaangażowani w codzienną pracę, myślimy tu i teraz, a rewolucja to perspektywa raptem dziesięciu czy 15 lat – mówiła Michalska.
Jej zdaniem – z czym nikt w studiu Telewizji WP się nie spierał - sztuczna inteligencja wygrywa z człowiekiem w zawansowanej analizie danych, wyszukiwaniu wzorców zachowań itp. - I na tych stanowiskach, patrząc z ekonomicznego punktu widzenia, człowiek się nie zachowa. Za to kreatywność to jest nadal cecha przypisywana nam. Kreatywność, analityczne myślenie, praca w grupie, umiejętność pracy zdalnej, ale też w zespole. To kompetencje przyszłości, których trzeba uczyć już dziś – mówiła Michalska.
I opowiadała, że właśnie tak starają się uczyć dzieci.
- Uczymy robotyki, ale nie na klockach lego, tylko na elementach recyklingowych. Dodatkowo dzieci dostają zadanie, tworzą zespół, muszą podzielić w nim role. I mają zrobić prototyp. Na przykład na jednym ćwiczeniach zespół stworzył obrożę, tłumaczącą "język psi" na ludzki.
Michalska wskazywała też, że system edukacji w Polsce jest niestety nieprzygotowany na to, by dzieci przygotowywać do myśli, że będą pracowały w zawodach, które dziś nie istnieją.
- A czy rynek pracy się skurczy? Jest taka obawa, natomiast trzeba nad tym pracować i wiele mądrych organizacji, również w Polsce, dba o to, by ludzie z obszarów, które są automatyzowane, mieli szkolenia, nabywali nowe kompetencje – mówiła.
Eksperci podkreślali, że ochrona pracowników przed negatywnymi konsekwencjami automatyzacji i robotyzacji pracy jest konieczna. Jeśli nie nadrobią bowiem luk kompetencyjnych, może nam grozić powstanie dość szerokiej rzeszy tzw. bezrobotnych technologicznych. Co z kolei mocno obciąży systemy zabezpieczenia społecznego, a więc i finanse państwa.
Czy Polska może wstrzymać rozwój technologii
Piotr Ciżkowicz dowodził, że nie. Bo Polska raczej nie będzie miała powodów, by narzekać na nadmiar pracowników. - Polska jest najszybciej starzejącym się społeczeństwem w UE. Według prognoz do 2040 r. będziemy mieli o 30 proc. mniej osób w wieku studenckim. A mówimy tu o osobach, które mają potencjał i chęć do przyswajania wysokich kompetencji – mówił profesor SGH.
Dodatkowo, zacofanie technologiczne państw takich jak Polska oraz pogarszająca się sytuacja wskutek negatywnych zmian demograficznych może obniżać poziom atrakcyjności danego kraju.
- Właściciele firm, rządy? Kto ma inicjować to myślenie, nastawiające nas na właściwe tory? – pytał Tomasz Machała.
Filip Łapiński z IBM sugerował, że specjaliści nie powinni straszyć tą zmianą. – Efekt może być taki, że wstrzymamy rozwój technologii w jakiejś dziedzinie przemysłu, a ona się przez to stanie mniej konkurencyjna, bo będzie po prostu droższa. I już nic nie zostanie do bronienia. Tymczasem mądrze wchodząc w takie procesy, można per saldo uzyskać więcej – twierdził Łapiński.
Dziś jest tak, że dominuje retoryka straszenia społeczeństwa możliwymi konsekwencjami tych procesów.
Łapiński przytoczył tymczasem przykład samochodów – niegdyś montowanych właściwie ręcznie, dostępnych jedynie dla ludzi zamożnych. Wraz z postępem automatyzacji auta stały się dobrem powszechnym i per saldo liczba osób zatrudnionych w branży przy produkcji, sprzedaży itd. wzrosła.
Tomasz Misiak wzywał natomiast, by rząd też zaczął stosować właściwą politykę migracyjną. – Mieliśmy w ostatnich latach drenaż ambicji i mózgów, co dla rynku pracy było o tyle dotkliwe, że wyjeżdżają ci, którzy podejmują wyzwania, bardziej otwarci na całą Europę. Dlatego powinniśmy mówić o mądrej imigracji, ściągać do zawodów, do których nam zależy, pracowników z innych krajów. Musimy ich zaprosić do nas, rozłożyć czerwony dywan – przekonywał.
Eksperci w studiu Telewizji WP byli raczej zgodni, że rządy państw nie podejmują obecnie zbyt wielu konkretnych działań, które przygotowywałaby politykę społeczno-gospodarczą na skutki postępu technologicznego.
Mobilność na miarę XXI wieku
Prawie godzinną debatę podsumował autor raportu CEED Institute, Kamil Matuszczyk. Podkreślał, że ważne jest, by nie mówić dziś o zastępowaniu całych zawodów przez roboty czy oprogramowanie, a raczej konkretnych zadań czy działań.
Mówił też o tym, że zmiany technologiczne wpływają w dużym stopniu na ruchy migracyjne, zwiększając w praktyce mobilność pracowniczą. Ale nie jest to już mobilność rozumiana jako przemieszczanie się z jednego miasta do drugiego. Ale zupełnie nowe zjawisko, w którym na rynku pracy zaczyna dominować elastyczność, interdyscyplinarność, brak przywiązania do miejsca pracy oraz konieczność ciągłego dokształcania.
- Największym wyzwaniem pozostaną kurczące się i jednocześnie starzejące się zasoby pracy. I tu nowe technologie i roboty mogą być sprzymierzeńcem, rozwiązaniem dla firm, które zmagają się z deficytem pracowników.
Matuszczyk nie chciał stawiać wyraźnych tez – jak zmieni się świat migracji pod wpływem kolejnej rewolucji przemysłowej. Zastrzegał, że mamy tu do czynienia z szeregiem zjawisk, których w tej chwili nie mierzymy, nie jesteśmy w stanie – poza intuicją – wychwycić ich w statystykach. Wróćmy więc do raportu. Wielostronicowa analiza CEED Institute kończy się słowami: "Szczególnie ciekawa wydaje się w przyszłości sytuacja imigrantów, którzy nie będą mieli szans odnaleźć się w gospodarkach 4.0. Prawdopodobnie obserwowane będą dalsze zmiany na światowej mapie migracji, jednak intensyfikacja procesów społeczno-gospodarczych oraz ogólna niepewność czasów, w jakich żyjemy, uniemożliwia określenia kierunków oraz skali tych przepływów".
Partnerem artykułu jest CEED Institute