Od 2017 r. aptekę będzie mógł założyć tylko farmaceuta. Nie będzie on mógł prowadzić jednocześnie więcej niż czterech tego typu punktów, a odległość pomiędzy konkurującymi placówkami będzie musiała wynosić minimum 1 kilometr – taki projekt ustawy przygotowali posłowie PiS. To może być prawdziwa rewolucja, która niestety odbije się na naszych portfelach.
PiS przygotował projekt ustawy, który radykalnie zmieni zasady na rynku aptecznym. Posłowie chcą, żeby nowe apteki mogli prowadzić jedynie farmaceuci, którzy w dodatku nie będą mogli tworzyć wielkich sieci – będą mogli prowadzić najwyżej cztery apteki.
Projekt przewiduje również, że jedna placówka ma przypadać na 3 tys. osób, a pomiędzy poszczególnymi punktami musi zostać zachowany przynajmniej kilometr odległości.
Choć to dopiero projekt i to poselski, jego zapisy są już uzgodnione zarówno z ministerstwem zdrowia, jak i z głównym inspektorem farmaceutycznym. Nowe prawo miałoby obowiązywać już od stycznia 2017 r.
Co się zmieni?
Dziś w Polsce działa ok. 15 tys. aptek. Rynek ten jednak bardzo mocno się zmienia, w skali kraju każdego dnia dwie placówki upadają lub są przejmowane przez inny podmiot. W większości są to apteki indywidualne.
Naczelna Izba Aptekarska, która zadowolona jest z projektu regulacji rynku farmaceutycznego, szacuje nawet, że w takim tempie do 2022 r. z Polski znikną wszystkie apteki indywidualne. Stąd pomysł PiS, by wzmocnić ich pozycję.
Dziś 66 proc. wszystkich aptek stanowią właśnie apteki indywidualne. Mimo to największą siłą są sieci apteczne - stanowią 34 proc. podmiotów, ale kontrolują 44 proc. rynku. Te największe, które dziś posiadają co najmniej 50 aptek, to 14 proc. rynku.
To właśnie zmienić chce PiS, twierdząc, że na rynku jest zbyt duża koncentracja.
Pojawia się też argument mówiący o konieczności repolonizacji aptek, ale ten wydaje się jedynie marketingowym hasłem. Jak twierdzi Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNET, dziś jedynie 5 proc. wszystkich aptek należy do zagranicznych właścicieli.
- Koncepcja ograniczenia prawa własności aptek jedynie dla farmaceutów, to powtarzany od lat pomysł lobby aptekarskiego, które co pewien czas stara się przeforsować go wśród kolejnych gremiów decyzyjnych – grzmi od miesięcy PharmaNET wspólnie z Konfederacją Lewiatan. To jednak słowo jednej grupy lobbystów przeciwko drugiej. PharmaNET to bowiem organizacja skupiająca sieci apteczne.
Co stanie się z cenami?
Niestety, istnieje ryzyko, że zmiany prawa spowodują wzrost cen leków. Sieci oferują farmaceutyki taniej. Szacuje się, że różnica cen sięga 20-30 proc. Jeśli ich udział w rynku, zgodnie z intencją, będzie się kurczył, coraz więcej pacjentów odczuje wyższe ceny.
To nie koniec. Naczelna Izba Aptekarska chwali m.in. ustalenie minimalnej odległości 1 km pomiędzy aptekami. Izba twierdzi, że pozwoli to uniknąć konkurencji cenowej, kiedy na jednej ulicy działają trzy apteki obok siebie. To zdaniem NIA odbija się na jakości obsługi pacjenta.
Problem w tym, że jeśli konkurencja zostanie w sztuczny sposób zmniejszona, wpłynie to z kolei na portfele pacjenta.
- Koszt otwarcia apteki to około 500 tys. zł. Młodych farmaceutów nie będzie stać na otworzenie apteki, nie mówiąc już o jej utrzymaniu. Grozi nam, że w dużych miastach przez dziesiątki lat nie będzie można otworzyć nowej apteki. Nastąpi zamrożenie rynku i kapitału – ostrzega dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
- Nie ma co śnić o silnych polskich przedsiębiorcach, skoro stawiamy na pojedyncze apteki, które stając do rozmów z hurtowaniami farmaceutycznymi będą zbyt słabe, aby na równorzędnych prawach negocjować niższe ceny dla pacjentów – dodaje dr Dobrawa Biadun.
Ograniczenie roli sieci aptekarskich może się też odbić właśnie na jakości obsługi. Jak wynika z danych PharmaNET, apteki sieciowe mają nie tylko niższe ceny, ale i o 25 proc. szerszy asortyment, a liczba klientów w takich aptekach jest o 40 proc. wyższa niż w tych indywidualnych.
Sieci nie zostaną wywłaszczone. Chyba że...
Gdyby każda apteka musiała w 51 proc. należeć do farmaceuty, jak to zapowiadał wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda jeszcze w marcu, z rynku zniknęłoby 5 tys. aptek, a więc prawie co trzecia.
Wygląda jednak na to, że posłowie złagodzili od wiosny swój pomysł, bo dzisiejszy projekt zakłada, że nowe prawo będzie obowiązywało dopiero nowo powstające podmioty. To oznacza, że jeśli sieć apteczna działa już dziś, nie zostanie ona zlikwidowana. Nie będzie mogła jedynie uruchamiać kolejnych punktów.
Tyle w teorii, w praktyce może okazać się jednak, że oberwać mogą również istniejące już placówki. Jeden posłów PiS powiedział "Dziennikowi Gazecie Prawnej" wprost: „wierzę, że nowe kierownictwo GIF ze szczególną uwagą przyjrzy się działalności sieci”. A to oznacza, że Główny Inspektorat Farmaceutyczny mógłby cofać sieciom zezwolenia na prowadzenie działalności, na przykład za złe przechowywanie produktów czy łamanie zakazu reklamowania aptek. A wystąpienie o nową licencję byłoby wtedy niemożliwe, bo obowiązywałoby je już nowe prawo.
Dziś w Polsce prowadzenie apteki wymaga zezwolenia. Może się o nie ubiegać każdy – osoba fizyczna, prawna czy spółka. Jedynym warunkiem jest to, że jednocześnie nie można prowadzić hurtowni farmaceutycznej. Wykorzystują to apteki, które straciły z jakiegoś powodu licencję, rejestrując kolejną choćby na członków rodziny.
Idziemy dalej w ślad za Węgrami
Założenia projektu nie powinny nic zmienić, jeśli chodzi o liczbę aptek przypadających na grupę mieszkańców. Posłowie chcą, żeby na jedną aptekę przypisane było 3 tys., mieszkańców, dziś ten wskaźnik jest na podobnym poziomie – to od 2,7 do 3,5 tys. osób. Sprawia to, że jesteśmy jednym z bardziej nasyconych rynków. Dla porównania, w Czechach czy Finlandii na jedną aptekę przypada 5 tys. osób, a w Szwecji nawet 10 tys.
Co ciekawe, w Europie zasada „apteka tylko dla farmaceuty” nie jest niczym nowym, podobne prawo obowiązuje obecnie w 12 z 28 krajów Unii. Jednak w ostatnich latach poszczególne państwa raczej się z niej wycofują, niż ją wprowadzają. Zrobiły to m.in. Portugalia, Holandia, Norwegia, Islandia, Litwa i Bułgaria. Jedynym krajem, który w tej dekadzie wprowadził prawo, o którym myśli PiS, są Węgry.