Niemałe zamieszanie wywołał w sobotę prezydent Trump swoim tweetem - pisze Marcin Lipka, główny analityk cinkciarz.pl.
Prezydent USA napisał o możliwości zwiększenia wydobycia ropy naftowej nawet o 2 mln baryłek dziennie (bpd) przez Arabię Saudyjską. "Właśnie rozmawiałem z królem Salmanem. Z powodu zawieruchy w Iranie i Wenezueli poprosiłem, żeby Arabia Saudyjska zwiększyła wydobycie ropy, być może nawet o 2 miliony baryłek dziennie. Ceny ropy są za wysokie! Zgodził się!" - napisał, w wolnym tłumaczeniu, Trump.
Konstrukcja tweeta była jednak niejasna. Trudno powiedzieć, czy zgodził się on z Arabią Saudyjską w kontekście zwiększenia wydobycia, czy z faktem, że mamy do czynienia z wysokimi cenami. Dodatkowo 2 mln bpd to dokładnie tyle, ile wynoszą wolne moce produkcyjne tego kraju. Zwiększenie podaży o maksymalny limit może i obniżyłoby teraz ceny, ale odebranie możliwości reakcji na nieprzewidywalne wydarzenia (nagłe problemy w produkcji na świecie) wcale nie byłoby takie korzystne dla konsumentów. Generowałoby bowiem zagrożenie zupełnie niekontrolowanym wzrostem cen (np. o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent w krótkim czasie).
Po kilkunastu godzinach, w oficjalnym komunikacie Białego Domu okazało się, że król Salman bin Abdulaziz jedynie potwierdził prezydentowi USA, że Saudyjczycy mają możliwość zwiększenia produkcji o 2 mln bpd (informacja powszechnie znana od lat). Stwierdził jednak, że ta rezerwa będzie "użyta rozważnie, jeśli zajdzie konieczność, aby zapewnić rynek o równowadze i stabilizacji i w porozumieniu z innymi producentami". Ten ostatni fragment to oczywiście sugestia, że Arabia Saudyjska trzyma się ostatnich zobowiązań w stosunku do innych krajów produkujących ropę, zrzeszonych w OPEC.
Fundamenty i geopolityka podnoszą ceny
W poniedziałek rano ropa minimalnie taniała, ale widać, że weekendowe zamieszanie w żaden sposób nie zmieniło sentymentu inwestorów. Przede wszystkim Rijad, mimo zacieśnienia współpracy z Waszyngtonem, nie jest chętny, by rezygnować z OPEC. Saudyjczycy są de facto jego liderem i dzięki temu nie tylko starają się optymalizować ceny ropy (na korzyść producentów), ale także rozbudowują swoje wpływy w regionie.
Należy także pamiętać, że głównym elementem wzrostu cen jest obawa o dalsze dramatyczne zmniejszenie wydobycia przez Iran oraz Wenezuelę oraz solidny popyt (wchłaniający zwiększającą się produkcję z USA). Niższa niż oczekiwana podaż z tych krajów według jednego ze scenariuszy Międzynarodowej Agencji Energetycznej to nawet 1,5 mln bpd. Niepewność także towarzyszy np. odnośnie podaży w Libii czy w Kanadzie.
W rezultacie wydarzenia z minionego weekendu niewiele zmieniają w kontekście przyszłych cen. Na razie szanse na rozwiązanie OPEC i pełną konkurencję rynkową pomiędzy producentami są niewielkie mimo nacisków Waszyngtonu. Dodatkowo sankcje nałożone na Iran oraz katastrofa ekonomiczna połączona z izolacją Wenezueli nadal podnoszą ceny, a obawy o kolejne kilkaset tys. baryłek dziennie z Kanady i Libii nie pozwalają na większą korektę cen.
Niedługo rekordy na polskich stacjach
Ceny ropy, liczone w dolarach, są blisko najwyższych poziomów od końca 2014 r. Dodatkowo złoty jest słaby, co powoduje, że ceny paliwa na europejskim rynku wyrażone w polskiej walucie wracają do szczytów osiągniętych pod koniec maja.
Szybko rosnące notowania w hurcie prawdopodobnie jeszcze w pierwszej połowie lipca przełożą się na wzrost cen w okolice 5,10 zł/litr w przypadku diesla i 5,15 zł/litr w odniesieniu do benzyny bezołowiowej. Biorąc pod uwagę zarówno sytuację na rynku ropy, jak i złotego, rośnie ryzyko, że te poziomy zostaną przekroczone w drugiej części miesiąca.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl