O tym, że ceny prądu szybują, pisaliśmy już przed tygodniem. Ceny energii zamawianej na przyszły rok na Towarowej Giełdzie Energii osiągnęły historyczne maksima – za MWh trzeba było 19 lipca zapłacić nawet 224 zł. Za dostawy kontraktowane na kolejne dwa lata płacić trzeba było jeszcze więcej - odpowiednio 230 i 235 zł. Dla porównania przed rokiem ceny wynosiły... 165 zł.
Skąd taki rajd? Wszystko za sprawą podwyżek cen węgla i gazu, czyli paliw niezbędnych do wytwarzania energii. Nie pomagają drożejące certyfikaty praw do emisji dwutlenku węgla. W efekcie przeciętna rodzina, która na energię elektryczną wydawała rocznie 1,4 tys. zł, w 2019 r. do rachunków dorzuci od 140 do 210 zł. W dodatku od 2021 r. do naszych rachunków zostanie doliczona tzw. opłata za rynek mocy.
Podwyżki mogą być jednak wyższe. Dostawcy mogą bowiem spróbować sobie odbić cenę, którą muszą płacić za odbiór zamówień spotowych, czyli takich, które realizowane są już następnego dnia. W szczycie zapotrzebowania to czasem jedyne rozwiązanie, by pokryć zapotrzebowanie, a energia kupowana w ten sposób 26 lipca kosztowała już 271 zł. To najwyższa cena w regionie, która jest pokłosiem fali upałów palącej Europę.
Koniec z tanim norweskim prądem
Dostawcą tradycyjnie najtańszej energii była Norwegia, która korzystała ze swoich elektrowni wodnych. Niestety, zmiany klimatyczne i tropikalne upały nawet za kołem podbiegunowym zmieniły układ sił i wiodącą rolę zaczęła odgrywać fotowoltaika, w którą zainwestowali Niemcy. To właśnie mieszkańcy tego kraju cieszą się jedną z najniższych cen w regionie.
WysokieNapiecie.pl
Jak donosi portal WysokieNapiecie.pl, susza w Skandynawii spowodowała, że w norweskich jeziorach jest o 40 proc. mniej wody niż zwykle. Tym samym największy "magazyn energii" w Europie nie jest w stanie dostarczać taniego prądu. Tradycyjnie bowiem, gdy ceny w innych krajach szybowały, Norwegowie zaczynali pompować wodę i sprzedawać tanią energię z hydroelektrowni. M.in. do Polski, dzięki kablowi pod dnem Bałtyku. Niski poziom wody zablokował ten model działania.
Kolejnym z ograniczeń dostaw taniej energii wywołanym pogodą jest... brak wiatru. W efekcie elektrownie wiatrowe wykorzystują mniej niż 1 proc. swojej mocy. Jedynym stabilnym dostawcą energii pozostały zatem dla nas elektrownie węglowe i gazowe, a jak już wskazaliśmy, podnoszą ceny ze względu na droższe surowce.
Klimatyzacja potrzebuje więcej prądu niż cała Polska
Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że do takiej sytuacji musimy się przyzwyczaić. Rekordy średnich temperatur dla poszczególnych miesięcy bite są niemal każdego roku. Także dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują już zauważalny wzrost średnich temperatur w Polsce w ciągu kilku ostatnich dekad. Ze względu na zmiany klimatyczne ten trend prawdopodobnie jeszcze się pogłębi. To oznacza rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną do chłodziarek i klimatyzatorów, które stają się coraz popularniejsze nawet w krajach o umiarkowanym do tej pory klimacie.
Łączna moc klimatyzatorów w Unii Europejskiej przekracza już 75 GW – wynika z danych Międzynarodowej Agencji Energii. To trzy razy więcej, niż wynosi letnie zapotrzebowanie na moc całej Polski w szczycie (o godz. 13:00), który z resztą w czerwcu – z powodu upałów – okazał się najwyższy w historii (przekraczając 23,5 GW). Według szacunków WysokieNapiecie.pl wzmożone zużycie energii elektrycznej do klimatyzowania i chłodzenia odpowiada w naszym kraju już za ok. 10% szczytowego poboru mocy w upalne dni i będzie rosnąć. Według MAE Europejczycy kupują dziś per capita więcej klimatyzatorów, niż mieszkańcy Bliskiego Wschodu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl