Budząca wiele kontrowersji umowa o wolnym handlu między UE a Kanadą oprócz wielu zagrożeń dla naszego rynku pracy i rolnictwa może być groźna również i dla Skarbu Państwa. Wszystko dlatego, że CETA, prócz zniesienie wielu barier, zawiera również mechanizm rozstrzygania sporów na linii inwestor-państwo. Zawarcie tej umowy stworzy system, w którym sądy arbitrażowe będą decydować o tym, kto ma rację w sporze między inwestorem a państwem.
Oznacza to, że globalne korporacje będą mogły skarżyć się na prawo stanowione w Polsce. Jeśli np. nasz Sejm przegłosowałby zakaz użycia jakiegoś związku chemicznego w procesie produkcji żywności producent, który by stosował takie rozwiązania, mógłby on zaprotestować. Dzięki zapisom CETA uzyskałby prawo do wniesienia pozwu o odszkodowanie za poniesione straty. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że procesy nie będą toczyć się przed polskimi sądami. O wyroku decydować będzie 15 arbitrów.
W ocenie Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, który od początku negocjacji w tej sprawie wskazuje na zagrożenia, które niesie ze sobą to porozumienie, ICS (Investment Court System) jest naprawdę niebezpieczny. Może być doskonałym narzędziem bogatych korporacji globalnych do wyciągania pieniędzy z budżetów poszczególnych państw jak działo się to już w przeszłości. Co charakterystyczne dla tej umowy z ICS nie będą mogły korzystać polskie firmy.
Mimo tych wątpliwości wszystko wskazuje na to, że CETA zostanie ostatecznie podpisana 18 października na szczycie Rady Unii Europejskiej. Polski rząd do tej pory jeszcze nie przedstawił swojego ostatecznego stanowiska w tej sprawie, ale z dotychczasowych deklaracji wynika, że sprzeciwu jednak nie będzie. Może to oznaczać, że tak jak w przypadku poprzedniczki ICS - systemu ISDS - koncerny sięgną po pieniądze i z naszego budżetu.
Tak było w przypadku głośnego sporu pomiędzy szwedzką firmą energetyczną Vattenfall, która wystąpiła z roszczeniami wobec władz Niemiec. Sprawa dotyczyła zatwierdzonych przez Bundestag specjalnych środków bezpieczeństwa budowy elektrowni w okolicach Hamburga. Vatenfall w związku ze zmianą warunków inwestycji wystąpił o gigantyczne odszkodowanie w wysokości 2 mld dolarów.
Okazało się, że wizja wypłaty tak potężnych pieniędzy w przypadku przegranej w arbitrażu jest wystarczającym straszakiem. Niemcy ostatecznie wycofały wszelkie zmiany dotyczące ekologicznego bezpieczeństwa przeprowadzania tego rodzaju inwestycji i bez rozprawy to Vatenfall ostatecznie postawił na swoim.
Podobnie było w przypadku sporu między amerykańskim gigantem naftowym Occidental Petroleum, a rządem Ekwadoru. Władze tego południowoamerykańskiego państwa odebrały koncernowi zezwolenia na wydobycie ropy, bo ta nielegalnie sprzedawała prawa do produkcji gotowych paliw.
Wtedy firma zwróciła się o arbitraż w tej sprawie i mimo że sąd uznał, że to właśnie Occidental Petroleum złamało prawo, to Ekwador zapłacił ponad 2 mld dolarów odszkodowania. Uznano po prostu, że reakcja władz była przesadzona i to wystarczyło do orzeczenia takiego wyroku.