Ministrowie do spraw handlu 28 krajów wspólnoty nie porozumieli się w sprawie wydania zgody na podpisanie umowy handlowej z Kanadą. To jeszcze jednak nie oznacza całkowitej porażki zwolenników tej kontrowersyjnej umowy.
Zaledwie parę dni temu parlament Walonii, jednego z belgijskich regionów, odrzucił porozumienie Kanadą uznają je za niekorzystne dla obywateli. Podtrzymany waloński sprzeciw oznacza fasko wtorkowego szczytu ministrów handlu, ale wciąż nie zamyka drogi do podpisania tej umowy.
Zgodę mogą jeszcze dać przywódcy unijnych krajów na rozpoczynającym się pojutrze dwudniowym spotkaniu w Brukseli. Pozostaje ponad tydzień do szczytu Unia Europejska - Kanada. Właśnie na nim, 27 października, zaplanowano podpisanie umowy.
- Parcie, aby ta umowa doszła do skutku jest ogromne - podkreśla Marcin Wojtalikz Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. - Hipotetycznie istnieje taka forma umowy z Kanadą, która byłaby korzystna dla społeczeństw, ale wymagałaby ona wielu zmian i ustępstw ze strony globalnych biznesów. A jak wiadomo to oznacza dla nich koszty - dodaje.
"NIE" dla CETA
Porozumienie z Kanadą przez wielu ekspertów uważane jest za tylną furtkę dla amerykańskich firm w razie fiaska negocjacji TTIP. Maude Barlow, kanadyjska laureatka alternatywnego nobla i aktywistka w walce o sprawiedliwe traktaty handlowe, apelowała, by europejskie organizacje traktowały priorytetowo umowę CETA, która obecnie jest bardziej niebezpieczna niż TTIP. Wydawałoby się, że standardy kanadyjskie powinny być nam bliższe niż amerykańskie. Skąd zatem takie stanowisko?
- CETA to umowa bardzo podobna do TTIP, ale w jej przypadku negocjacje już zostały zakończone i zostało mało czasu na udaremnienie jej zawarcia. Nie uda się w niej nic zmienić. Możemy ją w całości przyjąć albo całkowicie odrzucić. Poza tym CETA może zostać wykorzystana jako furtka w razie fiaska TTIP dla amerykańskich firm, które działają na terenie Kanady w ramach spółek-córek, takich jak Monsanto Canada, Exxon Mobile Canada itd. - przekonuje w rozmowie z money.pl ekspertka od dwustronnych umów handlowych Maria Świetlik.
Jak zaznacza, mamy się czego obawiać. Aż 75 proc. koncernów górniczych ma siedziby w Kanadzie, równocześnie standardy w zakresie ochrony środowiska, praw człowieka i pracowniczych są tam niższe.
- Kanada, jaką znamy, dbająca o środowisko i przyjazna ludziom pracy, już nie istnieje, a stało się to właśnie w ciągu ostatnich 20 lat na skutek NAFTA (Północnoamerykańska Strefa Wolnego Handlu, umowa zawarta pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem - przyp. red.). Niestety tego typu umowy mają to do siebie, że ujednolicając regulacje, równają w dół, a nie w górę. Możemy się więc spodziewać w Europie dalszych przywilejów dla korporacji i obniżania standardów ochrony naszych praw - wyjaśnia.
Dla przykładu w ramach umowy CETA istnieje zapis, mówiący o tym, że państwo nie ma prawa wprowadzić regulacji ograniczających wielkość banku. - To przecież sposób na kolejny kryzys finansowy. Tu z kolei przepisy dotyczące rynków finansowych w Europie są znacznie bardziej liberalne niż regulacje kanadyjskie - przypomina Świetlik.
Pod petycją "STOP TTIP & CETA: Bronimy polskiego rolnictwa i żywności" podpisało się w ostatnich dniach ponad 80 tysięcy nowych osób, a w sumie prawie 100 tysięcy osób.
- Tu chodzi o miliardy dolarów, a skrupuły nie grają roli. CETA, to nie tylko pakt gospodarczy. Dwustronne umowy handlowe tego typu, podobnie jak amerykańsko-europejska TTIP, regulują wiele stref życia społecznego. To bardzo konkretne narzędzie obecnej formy globalizacji, z jej zaletami i wadami - dodaje Marcin Wojtalikz IGO.
Szansa dla polskich firm
Mimo masowych protestów przeciwko CETA, nie brakuje też głosów poparcia. Komisja Europejska podkreśla, że umowa z Kanadą doprowadzi do likwidacji 99 proc. ceł między UE a Kanadą. Dzięki temu można liczyć na korzyści rzędu 11 mld euro dla Unii oraz 8 mld dla Kanady. Nawet polski rząd dowodzi, że zyskamy 450 milionów dolarów w ciągu 5 lat na eksporcie.
- To dobra wiadomość dla polskiej gospodarki, bo umowa została wynegocjowana w sposób zapewniający korzyści dla naszych przedsiębiorców - podkreśla Konfederacja Lewiatan, która w CETA upatruje szansę dla polskich firm i gospodarki.
Na podobnym stanowisku stoi również Krajowa Izba Gospodarcza. Jej zdaniem CETA daje szanse na polepszenie warunków współpracy polskich podmiotów z firmami kanadyjskimi i rozwój eksportu. Większa obecność na rynku kanadyjskim może także służyć do budowania pomostu dla wprowadzenia naszych towarów na rynek USA.
Za największych beneficjentów uważa się między innymi polską branżę chemiczną, energetyczną czy wydobywczą. Dla największych graczy na naszym rynku CETA nie jest zagrożeniem, a wręcz przeciwnie.
- Wyniku analizy umowy gospodarczo-handlowej - CETA - pomiędzy Unią Europejską a Kanadą nie stwierdzono istotnych ryzyk gospodarczych dla KGHM Polska Miedź związanych z jej ratyfikacją - przekazała money.pl Jolanta Piątek, rzeczniczka KGHM.
Efektem umowy będzie m.in. uproszczenie procedur eksportowych oraz wzajemne uznawanie certyfikatów potwierdzających możliwość wprowadzenia towarów do obrotu. Istotną korzyścią wynikającą z umowy bez wątpienia będzie większe zainteresowanie polskim rynkiem ze strony kanadyjskich inwestorów.
Zdaniem KIG nasi przedsiębiorcy powinni w jak największym stopniu wykorzystywać szanse, jakie daje międzynarodowa wymiana handlowa i przepływ inwestycji.
Najbiedniejsi zyskają na wolnym handlu?
Handel zagraniczny jest szczególnie ważny dla najsłabszych – gorzej wykształconych i mniej zarabiających - przekonuje Rafał Trzeciakowski z Forum Obywatelskiego Rozwoju. Dzięki importowi najmniej zarabiający Polacy mogą kupić znacznie więcej. Bez handlu zagranicznego ich siła nabywcza spadłaby w Polsce aż o 63 proc., wobec jedynie 23 proc. w przypadku najlepiej zarabiających.
Jak przekonuje ekspert FOR, Polski praktycznie nie dotyczą koszty związane z przenoszeniem miejsc pracy do innych krajów, na czym mogliby tracić gorzej wykształceni pracownicy, ponieważ to właśnie m.in. do Polski te miejsca pracy są przenoszone.
Przeciwnicy dwustronnych umów handlowych z Kanadą (CETA) czy USA (TTIP) przekonują taże, że wolny handel obniży ceny żywności do poziomu przy którym polskie rolnictwo utraci konkurencyjność.
- Obawiamy się o swoją przyszłość, bo w porównaniu z Kanadą jesteśmy bardzo słabi. Tam się zupełnie inaczej produkuje - mówił niedawno w money.pl Bronisław Baj, hodowca bydła rasy mięsnej i trzody chlewnej. - My mamy głównie rodzinne gospodarstwa, a tam przeważają wielkie zakłady produkcyjne. W takich warunkach trudno będzie konkurować z tak bogatym krajem.
Zdaniem eksperta FOR, przeciwnicy CETA i TTIP chcą tym samym, aby Polscy konsumenci nie mieli wyboru i musieli kupować droższą polską żywność od tańszej żywności z Kanady czy USA.
Takie stanowisko jest szczególnie wątpliwe w przypadku najbiedniejszych, którzy na żywność wydają relatywnie dużą część swoich dochodów i na niższych cenach żywności zyskają najwięcej - przekonuje Trzeciakowski. Poza tym ochrona przed konkurencją nie rozwiązałaby strukturalnych problemów samego rolnictwa.