- To był wielki, ale bardzo skromny człowiek. Wielki filantrop. Mijając go ulicą, nigdy by pan nie powiedział, że to milioner - mówią o Charlesie E. Merrillu w nowosądeckiej szkole, w której fundował stypendia. Syn słynnego amerykańskiego biznesmena miał swój drugi dom w Polsce. Przyjaźnił się z Czesławem Miłoszem, jego książkę tłumaczył Stanisław Barańczak. Zasłużony dla Polski 97-latek zmarł w środę w Nowym Sączu, gdzie mieszkał na zwykłym blokowisku z lat 70.
W nowosądeckim Zespole Szkół Społecznych "Splot" o to epatowanie blokami mają do mediów żal. Dlatego na dłuższą rozmowę nie ma szans. Fakt faktem - hasło "amerykański milioner zmarł w polskim bloku" pojawiło się w ciągu ostatnich kilkunastu godzin niemal wszędzie. - A to nie o to tu chodzi, bo przede wszystkim zmarł wielki człowiek - mówią. Poza tym miał też mieszkanie w USA, żył na zmianę to tu, to tam. To był jego wybór, a nie konieczność. Po prostu chciał żyć skromnie.
W Nowym Sączu Merrill fundował stypendia dla zdolnych uczniów z Zespołu Szkół z oddziałami dwujęzycznymi. Do dziś w gronie nauczycieli tej placówki jest jego żona, Julie Boudreaux. Dla milionera wspieranie edukacji, zwłaszcza wśród ludzi biedniejszych i dyskryminowanych, stało się główną formą działalności.
W tym kierunku popychany był od najmłodszych lat. Wystarczyło, że poprzebywał trochę w środowisku ojca. Charles E. Merrill senior pochodził z Florydy, był republikaninem starej daty. Nie miał wielkiego poszanowania dla czarnoskórych, Polaków i Żydów (pamiętajmy, że mówimy o okresie dwudziestolecia międzywojennego). Miał bogatych i nudnych znajomych, kolekcjonował żony (w sumie żenił się trzy razy). Służbę w jego domu pełnili tylko czarnoskórzy.
Merrill junior buntował się przeciw takiemu stylowi życia. Jak mówił w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" sprzed roku, wynikało to po części z reakcji na silną osobowość ojca, a po części z zazdrości. W kontrze do ojcowskiej niechęci do kraju nad Wisłą zaczął interesować się Polską. Im więcej wiedział (między innymi po lekturze Trylogii Henryka Sienkiewicza), tym bardziej mu się nasz kraj podobał. W 1939 roku podjął decyzję, że rusza w podróż po Europie. Miał wtedy 18 lat.
Latem tego roku, na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej, dotarł do Paryża. Potem samochodem wraz z przyjacielem udał się na wchód i zjechał pół Europy. Polskę zwiedził od Gdańska do Krakowa. Potem pojechał na południe, zahaczył o Bułgarię i kraje kotła bałkańskiego. Nasz kraj w przededniu hitlerowskiej agresji zrobił na nim duże wrażenie. Los i opór Polaków w trakcie drugiej wojny światowej jeszcze je spotęgował.
Merrill junior brał też udział w wojnie. Został wysłany do północnej Afryki, potem brał udział w desancie we Włoszech. Jak przyznawał, do nikogo nie strzelał, za to sam został ranny. Pod koniec wojny, podczas pobytu w Niemczech, zaprzyjaźnił się z Bernatem Rosnerem, węgierskim Żydem-sierotą, który wyszedł żywy z obozu w Oświęcimiu. Ufundował mu później stypendium w USA. Rosner zaś zasłynął książką o jego przyjaźni z synem nazistowskiego oficera, którego poznał w Kalifornii.
Edukacja przede wszystkim
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych Merrill zabrał się za wspieranie edukacji. Dzięki majątkowi ojca nie musiał się martwić o pieniądze. Merrill senior był wziętym biznesmenem, jak sam przyznawał jego syn - wychodziło mu wszystko, czego się dotknął. To on stał za sukcesem banku Merrill Lynch, a oprócz tego miał też sieć sklepów spożywczych Safeway.
Merrill junior już w chwilę po wojnie, w 1946 roku, znalazł się w gronie trzech współzałożycieli szkoły Thomas Jefferson School w St. Louis. - Chciałem wychować ludzi kulturalnych, kosmopolitów i altruistów - mówił w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego".
11 lat później otworzył kolejną placówkę - Commonwealth School w Bostonie. Jak na tamte czasy robił rzeczy niezwykłe. Fundował stypendia czarnoskórym i obcokrajowcom, wspierał też białych Amerykanów. Tym, którzy mieli problemy finansowe, potrafił umarzać czesne. Jako absolwent Harvardu był dobrze wykształcony, oczytany, wrażliwy na sztukę. W Commonwealth uczył przez lata. Prowadził zajęcia z rozumienia Biblii.
Był też szefem Fundacji Merrilla i wielu mniejszych fundacji, których nazw - jak przyznawał dwa lata przed śmiercią - sam już nie pamięta. Wspomagał za ich pośrednictwem wiele szkół i artystów na całym świecie.
Duchowa ojczyzna
Z pierwszą żoną zjechał cały świat. Polskę odwiedzał wielokrotnie. Podróże po naszym kraju i krajach sąsiednich były dla niego inspiracją do napisania książki "Podróż - albo rzeź niewiniątek". Tłumaczeniem zajął się jeden z najlepszych polskich fachowców, Stanisław Barańczak, tłumacz między innymi dzieł Szekspira. Barańczak mówił, że nie zna innego rodowitego Amerykanina, który "bardziej niż Charles Merrill miałby prawo powiedzieć, że Polska jest jego drugą - duchową - ojczyzną".
Merril przyjaźnił się też z Czesławem Miłoszem. "Był tak ciekaw wszystkiego, co mogłem mu opowiedzieć o Polsce, że - jak przyznałem mu się później - sądziłem, że mam do czynienia z wywiadowcą CIA. Ta znajomość, mimo pewnej mojej początkowej nieufności, miała zaowocować. Paryska "Kultura" parę razy otrzymywała od niego sporą finansową pomoc" - napisał o nim Polak w przedmowie do "Podróży". Z pieniędzy Amerykanina zostało zresztą sfinansowane wydanie kilkunastu książek Miłosza.
"Przez kilkadziesiąt lat wspierał finansowo polskich artystów, ale przede wszystkim pomagał szkołom na prowincji w wielu krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Był fundatorem stypendiów dla uczniów z owosądecczyzny" - pisze o nim Instytut.
4 grudnia Merrill miał odebrać Nagrodę "Rzeczpospolitej" imienia Jerzego Giedroycia (jednego z współtwórców paryskiej "Kultury") za całokształt działalności. Ta działalność była już zresztą przez Polaków doceniona wcześniej - w 2002 roku Merrill został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi RP.
Trzy lata wcześniej zmarła Mary K. Merrill, pierwsza żona filantropa. Przeżyli ze sobą prawie 60 lat. Merrill ożenił się później z Julie Boudreaux, nauczycielką z Zespołu Szkół Społecznych "Splot" w Nowym Sączu (od 1997 roku Merrill fundował jednemu z jej uczniów roczne stypendium w Thomas Jefferson School w Saint Louis).
"Wspaniałości nie dla chudzin"
Jak dowiadujemy się w szkole, to właśnie do Boudreaux należy mieszkanie na nowosądeckim osiedlu Millenium - klasycznym osiedlu bloków z lat 70. Para mieszkała na zmianę albo tu, albo w Bostonie, gdzie Merrill miał dwie nieruchomości. Niezależnie od stanu posiadania, milioner zawsze zachowywał jednak skromność.
"Ten filantrop z powołania zdawał się czerpać przyjemność z wyglądania i zachowywania się jak biedak" - pisał o nim Czesław Miłosz. "Woźni nie dopuszczali go nieraz przed oblicze osób kierujących instytucjami, którym pomagał, a lekcję o pazernej Polsce po upadku komunizmu otrzymał w świeżo odnowionym Hotelu Francuskim w Krakowie. Starszy kelner złapał go za kark i wyprowadził - nie dla takich chudzin te nasze wspaniałości. Sam o tym opowiadał z humorem" - wspominał poeta w przedmowie do "Podróży".