Tego nikt się nie spodziewał, nawet najwięksi optymiści. Chińska gospodarka w 2005 roku uzyskała rekordowe tempo wzrostu w skali świata. Jednak nie sam fakt rekordu jest tutaj niezwykły – ostatecznie do chińskiego rozwoju zdołaliśmy się już przyzwyczaić - lecz prawie dwukrotnie szybsze, niż przypuszczano, jego tempo – nie 9%, ale16,8 %!
Chiny wyrosły na czwartą (licząc razem ze specjalnymi strefami administracyjnymi - Hongkongiem i Makau) potęgą gospodarczą świata po USA, UE i Japonii. W najbliższych latach wcale nie zamierzają odpoczywać, w przeciwieństwie do Europy i Japonii, których rozwój w ostatnim 15-leciu głównie składał się z odpoczynku. W 2006 roku oficjalne prognozy chińskiej gospodarki mówią o „zaledwie” 8% wzroście, głównie z uwagi na niewielką rewaluację Yuana oraz wysokie ceny surowców.
Nawiasem mówiąc, zastanawiałem się ostatnio, czy przypadkiem gigantyczny wzrost cen surowców nie jest Chinom „na rękę”. Aby być konkurencyjnym na rynku producenci dóbr muszą brać na swoje barki część wzrostu kosztów surowcowych i tylko połowicznie mogą przerzucać je na ceny swoich wyrobów. Rezultatem jest spadek własnej marży lub ewentualna redukcja innych rodzajów kosztów, np. kosztów pracy. I tutaj Chiny są bezkonkurencyjne. Po pierwsze dlatego, że potrafią bardziej od innych zredukować koszty i generować zyski nawet tam, gdzie inni dawno wypadli poza próg rentowności. Po drugie, wzrost cen wyrobów gotowych skłania klientów do przesuwania swoich upodobań konsumpcyjnych w stronę niższych segmentów. Po trzecie, że większość zachodnich firm w dobie wysokich kosztów rezygnuje z produkcji w drogiej Europie czy Ameryce i przenosi produkcję do... Chin. Być może właśnie dlatego wzrost jest znacznie wyższy niż najbardziej optymistyczne dotychczas prognozy.
Jak odczytać tę informację może polski obywatel, podatnik, przedsiębiorca, pracownik, konsument. Nie czarujmy się, to zła dla nas wiadomość. Chiny są naszym konkurentem. Jesteśmy w tej samej lidze krajów na dorobku, krajów o niskiej cenie siły roboczej – gdzie potencjalnie można inwestować. Jeśli Chiny mają tak potężny wzrost – to znaczy, że to oni, a nie my, ściągają zainteresowanie i inwestycje. To do Chin płyną miliardy, to tam budowane są nowe fabryki.
Ale to nie koniec złych informacji. Chiny są bezpośrednim konkurentem polskiego eksportu. Póki co, zwiększamy nasz eksport do krajów UE i byłych krajów ZSRR, korzystając z renty geograficznej i akcesji do UE. Ale z roku na rok nasze przewagi konkurencyjne coraz bardziej bledną. Chińska siła robocza w porównaniu z naszą jest relatywnie coraz tańsza (mocny złoty i ubezpieczenia społeczne), coraz lepiej wykształcona i produkuje wyroby coraz wyższej jakości. A tendencje rysujące się po ostatnich porozumieniach na szczytach WTO każą wątpić w długoterminowe utrzymanie korzystnych ceł zaporowych na produkty, które eksportujemy do UE czy Rosji. Nasza żywność nie jest tańsza do chińskiej, nasza odzież też.
W odróżnieniu od krajów Zachodu nie jesteśmy bogaci w kapitały, więc nie skorzystamy na otwarciu rynku chińskiego na inwestycje. Dla nas porozumienie – cła za możliwość inwestowania – nie przynosi korzyści tylko same straty. Niebawem, po wygaśnięciu profitów z tytułu SSE, inwestorzy z Polski będą przenosić się do Azji i żaden rząd tego nie powstrzyma.
Natomiast niskie ceny chińskich wyrobów spowodują zalew polskiego rynku – dla którego cena z racji dochodów jest najważniejsza. A import z Chin rośnie jak ciasto drożdżowe w piekarniku. W 2000 roku wynosił 1,38 mld USD, zaś w 2004 już 4,07 mld USD – prawie 200% w ciągu 4lat. W tym roku zapewne przekroczy 5 a może nawet i 6 mld USD.
A czym możemy zaimponować Chinom – cóż, głównie surowcami. Całe szczęście, że miedź podrożała w ostatnich dwóch latach prawie dwukrotnie, to przynajmniej eksport rośnie. W 2000 roku wynosił 100 mln USD w 2004 ok. 560 mln USD. Jednak więcej nie jesteśmy już w stanie jej produkować – za 7-10 lat będziemy wręcz musieli zmniejszać produkcję miedzi z uwagi na wyczerpywanie się złóż. Nasz drugi „hit” eksportowy – kaprolaktam, to półprodukt chemiczny do produkcji tworzyw sztucznych uzyskiwany na bazie gazu ziemnego. Z uwagi na jego cenę i nasze stosunki z Rosją, zwłaszcza że Chińczycy mają je coraz lepsze i budują własne gazo- i ropociągi z Rosji, też nie widać perspektyw dla dalszego wzrostu.
O konkurencji chińskiej pisałem już ok. dwóch lat temu, wówczas w kontekście przemysłu stoczniowego i hutniczego. Życie dopisało szczególny ciąg dalszy. Podczas gdy w Chinach produkcja hutnicza rośnie w tempie dwucyfrowym i otwierane są wciąż nowe huty, u nas ogranicza się produkcje o ponad 20% w ujęciu rocznym licząc na zmiany cen. Owszem, w krótkim okresie ceny ulegną zmianie, ale w dłuższym wyroby chińskie ma stałe wyeliminują nas z międzynarodowej gry.
Wiecie Państwo, jaka jest moja recepta na taką konkurencję. Tylko niskie podatki, brak przymusu ubezpieczeń społecznych oraz specjalizacja gospodarki wymuszona wolnym rynkiem pozwolą nam podjąć tą rękawicę, inaczej nie mamy po prostu szans.