Choć Polskę i Chiny dzieli 8,5 tysiąca kilometrów to jest pewne, że azjatycki kryzys finansowy nie ominie Polski. Ucierpi jeden z naszych hitów eksportowych. Niektórzy przedsiębiorcy już teraz powinni zadbać o kontrakty. - Stracą dostawcy podzespołów oraz komponentów, zaopatrujący firmy niemieckie eksportujące do Chin, głównie z branży motoryzacyjnej - mówi w rozmowie z money.pl Marcin Jaskuła, dyrektor generalny Sino-Pol Group, kancelarii doradczej, wprowadzającej polskie firmy na rynek chiński.
Joanna Skrzypiec, money.pl: "To może być początek nowego światowego kryzysu finansowego" - to zdanie pojawia się w mediach przy opisywaniu sytuacji na chińskiej giełdzie. Ale w poniedziałek 24 sierpnia nawet państwowe chińskie media używały określenia "czarny poniedziałek".
Marcin Jaskuła, Dyrektor Generalny Sino-Pol Group: 24.08.2015 to bez wątpienia "czarny poniedziałek” dla chińskiej giełdy, ale i pociągnął za sobą duże spadki indeksów w Stanach Zjednoczonych, Hong Kongu, Japonii, na Tajwanie, Australii oraz wielu innych krajach świata ściśle powiązanych z gospodarką Państwa Środka. Czkawka dopadła też warszawski WIG. Ze względu na potencjał, skalę chińskiej gospodarki oraz jej globalny impakt, zawirowania te mają bezpośrednie przełożenie na rynki finansowe oraz walutowe na całym świecie.
W tym rynki polskie. Kto ucierpi najbardziej?
Najdotkliwsze straty poniesie z pewnością największy polski eksporter na rynek chiński - KGHM Polska Miedź, którego eksport katody miedzianej stanowi ponad połowę całkowitego eksportu z Polski do Chin. W poniedziałek spółka straciła na warszawskim parkiecie ponad 2 mld złotych.
Podstawowe pytanie - co się właściwie stało? Przecież obiegowa opinia była taka, że gospodarka Chin rozwija się w szybkim tempie, chińskie miasta to właściwie place budów, chińskie władze zapraszają zagranicznych inwestorów do siebie, itd.
W okresie dokładnie 12 miesięcy, od czerwca 2014 do czerwca 2015, Szanghajski Index Giełdowy zanotował prawie 150-procentowy wzrost. Głównym powodem tak gwałtownego wybicia był fakt, że bardzo wielu Chińczyków zaczęło po raz pierwszy grać na giełdzie papierów wartościowych. W tym okresie powstało ok. 40 milionów nowych rachunków giełdowych. Większość tych kont była zasilana pożyczoną gotówką. W przeszłości chiński rząd dokładnie regulował te kwestie, natomiast od około pięciu lat następowała powolna "relaksacja" przepisów. Na początku roku władze zdały sobie sprawę, że tak napędzany wzrost jest niestabilny i wróciły do zaostrzonych regulacji dotyczących finansowania aktywności giełdowych za fundusze pochodzące z pożyczek, lecz było już za późno. Giełda osiągnęła szczyt w czerwcu, a zaraz potem zaczęła pikować.
Chińskie władze podejmowały wcześniej kroki mające na celu ustabilizowanie cen akcji?
Chiński Bank Centralny zasilił dużym zastrzykiem gotówki China Securities Finance Corporation - państwową instytucję finansową zajmującą się m.in. pożyczkami gotówkowymi na cele inwestycji giełdowych. Nowe IPO zostały zawieszone, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której powstające firmy konkurowałyby o kapitał inwestorów z tymi już obecnymi na parkiecie i zagrożonymi. Większościowi udziałowcy posiadający ponad 5 proc. akcji danego przedsiębiorstwa oraz jego zarząd i rada nadzorcza otrzymali zakaz wyprzedawania swoich pakietów na okres sześciu miesięcy. W końcu regulatorzy giełdowi nakazali spółkom giełdowym doprowadzenie do sytuacji, aby pracownicy kupowali akcje własnych przedsiębiorstw. Ta strategia przyniosła efekt tylko na kilka tygodni.
Mogłoby się wydawać, że wielka przecena akcji na giełdach w Szanghaju czy Shenzhen nie może mieć bezpośredniego wpływu na polską gospodarkę.
A jednak. System naczyń połączonych w globalnej gospodarce spowodował gwałtowne umocnienie się euro w stosunku do złotówki, a to dopiero początek zmian. To będzie miało negatywny wpływ na polskich eksporterów.
Jak bardzo negatywny?
Stracą przede wszystkim polscy dostawcy podzespołów oraz komponentów, zaopatrujący firmy niemieckie, eksportujące do Chin, głównie z branży motoryzacyjnej. Przypomnijmy, że niemiecki eksport do Państwa Środka to ponad połowa całkowitego eksportu UE i to choćby z tego powodu Niemcy uniknęli recesji w ostatnich latach.
A może należałoby powtórzyć pytanie za "Washington Post": jeśli eksperci, ekonomiści, przedsiębiorcy od dawna wiedzieli, że spowolnienie nastąpi, to skąd ta poniedziałkowa panika?
Zapewniam panią, że dla ekspertów zajmujących się Chinami zawodowo nie było to specjalne zaskoczenie. Analitycy Mc Kinsey'a czy Goldman Sachs od dawna zwracali uwagę na pewne fundamenty, na których oparty jest chiński wzrost gospodarczy, czyli olbrzymie inwestycje rządowe finansowane przez łatwo dostępne pożyczki, które władze prowincji musiały czasami spłacać poprzez wyprzedawanie gruntów. Ekonomiści twierdzą ponadto, że jeśli 15 proc. PKB to inwestycje w nieruchomości, to taki wzrost gospodarczy nie może trwać w nieskończoność. Nie jest rzeczą najważniejszą procent wzrostu PKB, lecz jakość jego fundamentów. Myślę, że chiński rząd ma pełną świadomość sytuacji w której znalazły się Chiny i jest przygotowany na wiele scenariuszy. W Chinach nie ma miejsca na krótkowzroczność.
Jak duże będzie spowolnienie gospodarcze w Chinach?
Chiny bez wątpienia będą musiały zmierzyć się ze spowolnieniem gospodarczym przez następne lata, spowodowanym przede wszystkim spadkiem eksportu. Osoby bacznie obserwujące Chiny wiedzą, że rząd stara się pobudzić konsumpcję wewnętrzną, lecz to nie przynosi jeszcze spodziewanych efektów. Kryzys giełdowy z pewnością skłoni zwykłych Chińczyków do zaciskania pasa, co zdecydowanie nie poprawi sytuacji popytu wewnętrznego. Nie zapominajmy jednak, że chińska gospodarka jest gospodarką planowaną i instytucje takie jak np. NDRC (National Development and Reform Comission – Narodowa Komisja ds. Reform i Rozwoju) już od lat przygotowują scenariusze dla sytuacji, które mają obecnie miejsce.
Od kilku miesięcy słyszymy coraz głośniej o wielkich chińskich inwestycjach zagranicznych, m.in. w Afryce (głównie projekty infrastrukturalne) oraz w Europie i Stanach Zjednoczonych (rynek M&A w szczególności w sektorze SME's.). Jest to realizacja przygotowywanego od lat planu strategicznego Go Global chińskiej gospodarki, która jest kolejnym etapem dywersyfikacji, co ostatnio zostało uwieńczone powstaniem Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, do którego przystąpiła również Polska. Ponadto nasz kraj ma odgrywać znaczącą rolę w finansowanym przez Chiny projekcie tzw. "nowego jedwabnego szlaku”, tj. sieci połączeń kolejowych oraz morskich łączących Chiny z Europą. Polska ma być krajem tranzytowym z siecią hubów przeładunkowych.
Jakie komentarze słyszy pan teraz wśród swoich chińskich znajomych czy partnerów w biznesie?
Moi znajomi i przyjaciele jednoznacznie twierdzą, że chiński rząd nie pozwoli, aby rosnąca klasa średnia, która jest przyszłością tamtejszej gospodarki konsumpcyjnej, a która właśnie teraz przeżywa kryzys związany z załamaniem się giełdy, poniosła dotkliwe straty. Tego rodzaju kryzysy nie są w gospodarce XXI wieku niczym nowym. Choćby ten z 2008 roku, czyli tzw. Cycle of business, który trwa od ok. 6-8 lat i właśnie wchodzi w końcową fazę. Już od kilku miesięcy mamy do czynienia ze spadkami cen na rynkach surowców, m.in. ropy i gazu, a przecież nie zaobserwowaliśmy znaczącego wzrostu w popycie na owe surowce ze strony Chin. Był to wyraźny znak na spowolnienie gospodarcze Państwa Środka, które było przecież głównym konsumentem ropy, stali czy miedzi. Jestem przekonany, że już niedługo nastąpi interwencja Chińskiego Banku Centralnego, który nie dopuści do "najczarniejszego scenariusza". Chiny wyrastają obecnie na pierwszoligowego gracza na rynku globalnym i nie mogą sobie pozwolić na upadek.