Jak ktoś wojuje z Andrzejem Lepperem, to przynajmniej serce mógłby mieć zdrowe. A Pan poseł Wojciech Mojzesowicz jeszcze dobrze nie zaczął, a już leży w bydgoskim szpitalu na oddziale kardiologicznym z podejrzeniem zawału. Każda wojna niesie za sobą ofiary, ale żeby od razu tak dosłownie?
Gra toczy się o wysoką stawkę. Jest nią rząd dusz – i to nie byle jakich – wiejskich dusz. Idą wybory, te samorządowe, a jeśli dalej koalicjanci będą tak zgodni jak dotychczas, to także i te przyśpieszone parlamentarne. Na wsi tłok, niczym na Zielone Świątki albo w Boże Ciało.
Przoduje Samoobrona z podróżującym 24 godziny na dobę Andrzejem Lepperem. Samochody służbowe, samoloty, śmigłowce...wydaje się że dla przewodniczącego wszystko to za wolne i mało mobilne. Ach, gdyby BOR miał na stanie jakąś rakietę... Samoobrona powoli zwiększa swoje poparcie, głównie za sprawą rozdawnictwa tego i owego na wsi. W mieście nie uda się już odbudować elektoratu.
Dlatego broni swego bastionu zębami i pazurami. A PiS mający ambicję partii ponadklasowej, uniwersalnej, chce i na wsi posiadać żelazne wpływy. Nie można bowiem rządzić w terenie nie mając poparcia na wsi. Zdobywaniu głosów rolniczych miał służyć właśnie Wojciech Mojzesowicz oraz rozłamowcy z PSL-Piast Zdzisława Podkańskiego. O ile ta nowa ludowa partia, póki co znaczy tyle, co ze znanego na wsi przysłowia - dużo ryczy, ale mało mleka daje, to Wojciech Mojzesowicz jest groźnym rywalem zwłaszcza na Kujawach, takim który pierwszy pokazał, że nie da sobie w kaszę dmuchać i postawić się może skutecznie nawet wodzowi Samoobrony.
PSL Waldemara Pawlaka nie ma chyba w tej walce nic do powiedzenia, kondycja partii przypomina trochę problemy małżeńskie jej szefa – rozkład. Pchane w objęcia PO, z uwagi na blokową ordynację, zgwałcone politycznie w osobie prezesa Pawlaka w samorządowej komisji sejmowej, nie ma szans.
Andrzej Lepper, jeśli chce rządzić na wsi, musi znaleźć sposób na pacyfikację Wojciecha Mojzesowicza. Nawet za cenę wojny totalnej z PiS, na którą prawdopodobnie Jarosław Kaczyński się nie zdecyduje (stąd chyba ten rezerwowy wariant z zawałem). Andrzej Lepper rozumie bowiem, iż właśnie wieś jest kluczem do sukcesu w wyborczych w najbliższych latach. Dlaczego?
Z przyczyn demograficznych oczywiście. Emigracja ekonomiczna dotyczy przede wszystkim młodych mieszkańców miast i to tych bystrych ponad przeciętność, którzy na Samoobronę głosują przypadkowo, jeśli w ogóle głosują. Elektorat na wsi zostaje, karmiony dopłatami bezpośrednimi, rentami strukturalnymi, paliwem rolniczym czy innymi subsydiami hojnie spływającymi, czy to z Brukseli, czy to z Warszawy. Także dzietność rodzin wiejskich w latach 90-tych nie przeżywała takiego regresu jak w miastach. Innymi słowy, elektoratu na wsi przybywa, zaś w mieście ubywa.
Ubytek emigracyjny najbardziej odczuwa PO, która zyskuje co prawda nowych zwolenników, jednak nie są oni w stanie rekompensować odpływających fal emigracyjnych. PiS natomiast uzupełnia elektorat kosztem LPR-u, jednak te rezerwy są na wyczerpaniu.
Pytanie na koniec, do jakich granic populizmu posuną się PiS z Samoobroną we wzajemnej walce o przyszły elektorat ? Budżet 2007 zapowiada się wyjątkowo solidarny, o czym za tydzień...