Ekipom koncernu BP i ekspertom rządowym udało się chwilowo zatamować wyciek ropy naftowej zanieczyszczającej Zatokę Meksykańską po wypadku na platformie wiertniczej Deepwater Horizon - informują przedstawiciele władz amerykańskich.
Inżynierowie z BP podjęli próbę powstrzymania wycieku ropy metodą _ top kill _. Polega ona na wpompowaniu w rejon głowicy przeciwerupcyjnej w szybie naftowym, gdzie nastąpił wyciek, specjalnych substancji przypominających muł, które mają zatamować ropę, a potem cementu, który trwale zatka nieszczelność w szybie.
Jak powiedział dowódca amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, admirał Thad Allen, ekipy ratunkowe _ przynajmniej tymczasowo _ zatamowały wyciek.
Telewizja Fox News podała początkowo, że operacja _ zakończyła się sukcesem _, ale potem rząd federalny sprostował tę wiadomość, informując, że chodzi o chwilowe powstrzymanie wycieku.
Akcja wciąż trwa, na razie be z sukcesu
Dalsze prace trwają. Zacementowanie nieszczelności w szybie będzie możliwe dopiero, gdy ciśnienie ropy spadnie do zera.
Jak podał _ Los Angeles Times _, Allen zapowiedział też, że międzyresortowa komisja ogłosi wieczorem skorygowane szacunki, ile ropy wydostało się z uszkodzonego szybu do zatoki.
Straż Przybrzeżna podała najpierw, że dziennie do morza wypływa 5000 baryłek ropy, ale niezależni eksperci twierdzą, że wycieka jej dużo więcej - być może dziesiątki tysięcy baryłek dziennie.
Eksperci rządowi przyznali, że wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej jest największą tego rodzaju katastrofą ekologiczną w historii USA. Do zatoki wypłynęło już więcej ropy, niż w czasie katastrofy tankowca Exxon Valdez w pobliżu Alaski w 1989 r. - być może nawet dwa razy więcej.
Prezydent Barack Obama zapowiedział zamrożenie na sześć miesięcy wydawania dalszych pozwoleń na wiercenia naftowe w Zatoce Meksykańskiej. Wiadomo już, że do katastrofy doprowadziły zaniedbania środków bezpieczeństwa przez BP. Przymykała na nie oczy rządowa agencja MMS, odpowiedzialna za nadzór nad wierceniami.