Zmiany w zatrudnieniu tymczasowym mogą okazać się dla zatrudnionych cudzoziemek koszmarem. Ich umowy co prawda się przedłużą do dnia porodu, ale może się okazać, że pracodawca im nie zapłaci.
Po trzecim miesiącu ciąży i dwóch miesiącach pracy tymczasowej umowy ciężarnych pracownic od czerwca przedłużają się automatycznie - gest ustawodawcy okazuje się w przypadku cudzoziemek dziurawy – pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Okazuje się, że jeśli zatrudniona tymczasowo przez agencję pracy np. pracownica z Ukrainy zajdzie w ciążę to oczywiście jej umowa również się przedłuży do dnia porodu. Jest tylko małe - jednak znaczące wiele - "ale".
Gdy oświadczenie o powierzeniu pracy lub zezwolenie na pracę ma krótszy termin ważności, taka pracownica zostanie z umową, ale bez pensji – zauważa dziennik. Wystarczy, że praca nie będzie zalegalizowana.
Przepis nie przewidział sytuacji, w której ciężarna zatrudniona tymczasowo nie jest Polką. W efekcie mamy poważną lukę w prawie i fikcyjny zapis chroniący przyszłe matki.
Czy jest wyjście z takiej sytuacji? Prawnicy pytani przez "DGP" twierdzą, że tak, ale wcale nie będzie ono korzystne dla państwa. Bowiem te matki szybko znajdą się na garnuszku Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Aby otrzymać jakiekolwiek pieniądze, będą musiały bowiem skorzystać ze zwolnienia lekarskiego i zasiłku z ZUS. I jak zaznacza dziennik – pewnie znajdą się pracodawcy, którzy sami im to rozwiązanie podsuną.
Obecnie w Polsce zarejestrowanych jest ponad 6,5 tysięcy agencji zatrudnienia, które zatrudniających ponad 800 tys. pracowników do prac tymczasowych.
Nowelizacja ustawy o zatrudnieniu pracowników tymczasowych zaczęła obowiązywać 1 czerwca 2017 r. i prócz ochrony pracownic w ciąży, wprowadziła również ograniczenie okresu, w jakim dany pracownik tymczasowy może pracować dla jednej firmy i zmiany w sposobie wypłacania wynagrodzenia urlopowego.