Byłoby bardzo źle, gdyby Europa znowu pękła na pół, tym razem na naszej wschodniej granicy. Gdybyśmy doprowadzili do zatrzaśnięcia nowej żelaznej kurtyny w Europie. Gdybyśmy stali się państwem frontowym, zmilitaryzowanym, forpocztą naszej cywilizacji, wrogą wobec drugiej – mówi w rozmowie z Joanną Skrzypiec Stanisław Ciosek, były ambasador Polski w Moskwie.
*Joanna Skrzypiec, Money.pl: W trakcie gdy kraje strefy euro zastanawiały się co dalej z Grecją, Władimir Putin w Ufie w formacie BRICS szerzej debatował nad porządkiem świata, zresztą nad problemami Grecji także. Na rękę mu te rysy w Unii Europejskiej, konflikty? *
Stanisław Ciosek, były ambasador Polski w Moskwie: Pewnie bardzo na rękę, bardzo się cieszy z tego zamieszania oczywiście. Zresztą tak jak Chińczycy czy inne wschodzące gospodarki, także Brazylia. Tym państwom zależy na tym, aby nie było monopolu na władzę. Szerzej – monopolu Stanów Zjednoczonych, NATO, Unii Europejskiej również. Same próbują się organizować, żeby stworzyć nowy ład na świecie, ten obecny kwestionują. Więc jeśli w rodzinie przeciwnika są kłopoty, to się cieszą, to dość naturalne.
*Mniej powodów do radości ma teraz, Grecja zdecydowała się ostatecznie spełnić warunki wierzycieli. *
Faktycznie okazało się, że po przeprowadzonym referendum, w którym Grecy powiedzieli NIE narzuconemu sobie jarzmu ze strony instytucji finansowych, będą jednak spełniać te warunki. Proszę zauważyć, że coś dość dziwnego się stało. Tu chodziło o stwierdzenie, ważne poczucie: „My sami zdecydujemy, sami wybierzemy, nikt nam niczego nie będzie narzucał”. To był wielki sprzeciw. Ja trochę sympatyzuję z Grekami. Oni rzeczywiście przejedli bardzo wiele, mają na sumieniu bardzo wiele, ale trzeba też zauważyć, jakie są w tym momencie realne możliwości wyciśnięcia z Grecji tego, co ona niezasłużenie spożyła.
Zbyt mocny nacisk spowodował bunt?
Dla mnie to był klasyczny przykład buntu, który zresztą zaczyna narastać na całym świecie. Inny przykład – Stany Zjednoczone i Unia Europejska, w tym my, prowadzą rozmowy na temat wspólnej przestrzeni gospodarczej, no a gdzie reszta świata? Co zrobić ze wschodnią częścią kontynentu europejskiego, gdzie są nasi najbliżsi sąsiedzi? To my takim działaniem powodujemy, że takie kraje szukają sojuszników w Chinach, Azji generalnie, grupie wschodzących gospodarek (BRICS). Obecny model funkcjonowania świata to jest zły model, w którym bogactwami rządzi bardzo wąska grupa, a dla wielu nie wystarcza.
W międzyczasie pojawiały się głosy, że Rosja mogłaby pomóc Grecji. Władimir Putin oferował ponoć premierowi Ciprasowi akcje w nieistniejącym jeszcze banku BRICS, choć ze strony Rosji popłynęło dementi w tej sprawie
Jeśli Rosja miałaby pieniądze, to by pewnie zaoferowała nawet kupno Grecji, ale sama ma kłopoty, sama musi się przekształcić. Gospodarka Rosji pozostaje w kryzysowym stanie. Ten kraj musi uporządkować swoje wnętrze, bo to nie sankcje rzucają Rosję na kolana, powodując zjawiska kryzysowe, a niewydolność gospodarki, o czym mówi rosyjski prezydent. W ubiegłym roku do swojego rządu publicznie zwracał się ze stwierdzeniem, że rosyjski model rozwoju wyczerpał się.
Pytanie - co postawić w to miejsce?
Rosja musi znaleźć sposób na samą siebie, do tej pory nie znalazła. Ja jestem świadkiem historii – byłem ambasadorem za czasów Jelcyna i to był ostatni moment, gdy Rosja próbowała nowego modelu, neoliberalnego. Gdy rozpadał się Związek Radziecki, nieoczekiwanie dla wszystkich uczestników tego procesu, świat nie bardzo wiedział, jak sobie z tym procesem poradzić. Ponadto Rosjanie sami nie mieli za bardzo pomysłu, co ze sobą zrobić. To była wręcz Niagara polityczna. Przyjęto model neoliberalny zachodni, program Gajdara – i nie wyszło to w Rosji. W Polsce plan Balcerowicza przyniósł rezultaty, nas to spięło do działania, tam powodowało w istocie śmierć gospodarki i działalności produkcyjnej. Proces zakończył się oligarchizacją, wyprzedażą majątku dla bardzo wąskiej grupy ludzi, gwałtownie w tym samym czasie skoczyły ceny ropy naftowej. Rosja zaczęła mieć środki na nic nierobienie i zapadła na słynną holenderską chorobę, to znaczy wysokie ceny surowców energetycznych wystarczały na wszystko i nie zmuszały do
reform.
Aż przyszły kolejne kryzysy plus sankcje.
Po raz pierwszy widzę, po czasach Gajdara, jakiś pomysł w Rosji na swoją przyszłość. Chodzi o Kudrina, byłego ministra finansów, ale nie tylko o niego. Bardzo wielu intelektualistów i przedstawicieli elit politycznych Rosji, spiętych ostrogami tej ciężkiej sytuacji i opresji, w której się znajdują, zaczyna przedstawiać jakieś pomysły, zaczyna myśleć. Czy prezydent Putin z tego skorzysta, stanie na czele, użyczy swego autorytetu i swojego tronu – bowiem w Rosji, jak pokazuje historia, reformy idą od tronu właśnie, od góry, nie dołu – to pytanie otwarte.
Czy Putin się odważy?
Nie wiem. Może Rosja będzie tak trwać i awanturować się o lepsze miejsce przy politycznym stole świata. Ja publicznie mówię Rosjanom: „strasznie namieszaliście”. W przypadku aneksji Krymu i konfliktu na Ukrainie nastąpiło naruszenie wszelkich norm. Rosjanie zachowali się jak niedoceniany kowboj, który wkracza kopiąc drzwi nogą, kładąc nabity pistolet na stole i zwracając się do debatujących polityków: „Porozmawiajmy teraz”. Położyli sobie na talerzu obce państwo, pokroili i skonsumowali. Myśmy też jako Polska byli przesuwani na lewo i prawo, nie mieliśmy poczucia nienaruszalności naszych granic, wiedzieliśmy, że może przyjść nieszczęście i ze wschodu i zachodu. Dlatego tak Polska nerwowo reaguje, bo boimy się o samych siebie. Ale trzeba tez wyjść z tego wszystkiego, to długo trwać nie może. Nie możemy doprowadzić do tego, żeby nasza cywilizacja się zestarzała, zamknęła, trzeba wejść w tę całą historię. Dla młodego Polaka nie powinien być jedyną perspektywą wyjazd do Londynu czy Berlina, ale także na inny
kontynent.