Przestrzelony pomysł, przesadzili - tak o nawoływaniu do bojkotu Cisowianki mówi Wiesław Gałązka, ekspert do spraw wizerunku z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. I dodaje, że mimo szumu medialnego, jaki zrobił się wokół tej wody, wielkość sprzedaży ani znacząco nie wzrośnie, ani nie spadnie. - To jest zbyt banalna sprawa - kwituje Gałązka.
Afera wokół Cisowianki wybuchła w piątek. Organizacja "Z dala od szpitala" i partia Razem opublikowały na Facebooku wpis nawołujący do bojkotu tej wody. Powód? Wspieranie fundacji antyaborcyjnej przez Pawła Witaszka, wiceprezesa spółki Nałęczów Zdrój, która produkuje Cisowiankę.
Jeszcze tego samego dnia spółka Nałęczów Zdrój opublikowała oświadczenie, w którym tłumaczyła, że jest firmą neutralną poglądowo i nie można z nią utożsamiać prywatnych poglądów pracowników. W mediach społecznościowych pojawiło się zaś mnóstwo wpisów sympatyków broniących Cisowianki. Internauci zamieszczali zdjęcia pustych sklepowych półek po wykupionej wodzie tej marki albo bagażników wypełnionych Cisowianką. Pisali też, że na przekór nawoływaniom do bojkotu będą jej pili jeszcze więcej.
W niedzielę marszałek Senatu Stanisław Karczewski opublikował na Twitterze wpis, w którym na upały polecał jedzenie owoców i picie wody, a na załączonym zdjęciu pokazał butelkę Cisowianki. Z kolei w poniedziałek - przypadkowo lub nie - woda tej marki zawitała na stoły członków komisji weryfikacyjnej do spraw reprywatyzacji w Warszawie.
Mimo chwilowego zamieszania w mediach, Wiesław Gałązka nie wróży Cisowiance długofalowego wzrostu albo spadku sprzedaży. - To jest sprawa zbyt banalna - tłumaczy i dodaje, że nawoływanie do bojkotu firmy ze względu na przekonania jednego z jej pracowników jest dużą przesadą. - Taka reakcja miałaby tylko sens, gdyby głos w kontrowersyjnej sprawie zabierał prezes spółki - wyjaśnia.
Staropolanka przeciw czerwonym
Podobne zamieszanie wybuchło niedawno wokół Staropolanki, jednak w tym przypadku wiązało się ono z kontrowersyjną kampanią, na jaką zdecydowała się firma, a nie wypowiedzią jednego z jej pracowników.
2 maja pojawiła się w sklepach limitowana edycja Staropolanki z biało-czerwoną etykietą nawiązującą do kolorów flagi i logiem Red is Bad - producentem odzieży patriotycznej, kojarzonym z radykalną prawicą. Za tę współpracę na producentów wylała się fala krytyki. Oni sami tłumaczyli, że nie stała za tym żadna ideologia, a był to czysty biznes.
Zdaniem Wiesława Gałązki ta afera raczej nie może długofalowo zaszkodzić całej marce, bo dotyczyła tylko limitowanej edycji produktu. Ekspert ocenia jednak, że w tym przypadku dział marketingu Staropolanki popełnił błąd. - Nawet jeśli nie miało to związku z polityką, to miało z czystą przyzwoitością - kwituje.
Prezes kontra Tiger
Największe gromy ściągnął jednak na siebie trzy lata temu Marek Jakubiak, prezes Browarów Regionalnych Jakubiak. Obecny poseł Kukiz'15 wdał się wówczas w słowny pojedynek z Dariuszem Michalczewskim.
Sprawa dotyczyła prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Michalczewski był za, Jakubiak przeciw. "Życzę ci mamusi z fujarką zamiast piersi. Będziesz miał co ssać" - napisał wtedy browarnik do byłego boksera.
Skala oburzenia była wtedy jednak dużo większa niż przy obecnym "kryzysie" z Cisowianką. Ludzie deklarowali, że przestaną pić najpopularniejsze produkowane przez Jakubiaka piwo Ciechan, organizowane też były akcje wylewania piw tej marki. Za to wylewanie Jakubiak poszedł nawet do sądu i wygrał. Sam jednak nie wyszedł z tego bez szwanku, bo ostatecznie kajał się publicznie, wyrażał żal i podkreślał, że nie jest homofobem.
- Tamta afera na pewno zaszkodziła Jakubiakowi, bo pokazała jego chamstwo - ocenia Wiesław Gałązka. Jednak od strony finansowej biznesmen miał to szczęście, że na piwo zawsze jest popyt - dodaje ekspert. Nawet jeśli były chwilowe problemy, to wystarczyło czasowo obniżyć cenę, aby biznes wrócił do normy.
Na wgląd w wyniki finansowe nie ma jednak co liczyć. Firma Jakubiaka nie jest na giełdzie i nie musi się nimi publicznie chwalić. Podobnie jest w przypadku producentów Cisowianki i Staropolanki.
Jak zaznacza Wiesław Gałązka, w Polsce łatwiej niż na zachodzie o kryzysy, w których kwestie światopoglądowe mieszają się do biznesu. Wszystko dlatego, że brak u nas świadomego ruchu konsumenckiego. - W krajach, gdzie ruchy te są bardziej rozwinięte, wielu przedsiębiorców nie pozwoliłoby sobie na takie wybryki. U nas to przechodzi, bo mamy bardzo niską świadomość obywatelską - zaznacza ekspert.