Czeczeńska komisja wyborcza ogłosiła, że dzisiejsze wybory prezydenckie w Czeczenii są ważne w związku z tym, że wzięło w nich już udział ponad 30 procent uprawnionych do głosowania.
Przewodniczący Komisji Wyborczej Abdul Kerim Arsaachanow powiedział, że frekwencja już przewyższyła 40 procent. Był to warunek, aby wybory zostały uznane za ważne. Arsachanow podkreślił też, że głosowanie przebiega bardzo spokojnie.
Dodał: "nie było żadnych incydentów i mam nadzieję, że tak będzie do końca".
Wybory w Czeczenii monitoruje 15 obserwatorów z krajów muzułmańskich i ze Wspólnoty Niepodległych Państw. Jeden z nich Jurij Jarow stwierdził, że głosowanie przebiega zgodnie z wszystkimi wymogami demokracji.
Jest jednak mało prawdopodobne, aby światowa opinia publiczna uznała nowego prezydenta Czeczenii. Zarówno Rada Europy, jak i Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie nie wysłały do Czecznii swoich obserwatorów, ponieważ - jak stwierdziły - nie można przeprowadzić demokratycznego głosowania w kraju, w którym trwa wojna.
W Moskwie natomiast nikt nie ma wątpliwości, kto wygra. Nowym prezydentem Czeczenii zostanie zapewne dotychczasowy szef administracji Achmad Kadyrow.
Poznańska policja zatrzymała kilkunastu członków Komitetu Wolny Kaukaz, którzy próbowali protestować przed konsulatem Federacji Rosyjskiej przeciwko wyborom w Czeczenii.
Demonstracja rozpoczęła się przed budynkiem kina "Bałtyk". Tam odczytano oświadczenie, że czeczeńskie wybory to farsa, a jedynym legalnym prezydentem tego kraju pozostaje Asłan Maschadow.
Po odczytaniu oświadczenia, z transparentem "Dość ludobójstwa" i czeczeńskimi flagami, członkowie komitetu próbowali podejść pod konsulat. Do zatrzymania doszło przy próbie sforsowania kordonu, otaczającego konsulat.
Członkowie Komitetu Wolny Kaukaz nie mieli zgody prezydenta Poznania na zorganizowanie demonstracji. Pod konsulatem było ich jednak tylko 13-stu, a taka liczba nie wymaga zezwolenia.
Demonstracja przeciw czeczeńskim wyborom odbyła się też w Warszawie.