Wielu Polaków narzeka na zmianę czasu. Każdy zna kogoś, kto choć raz nie przestawił zegarka i przyszedł do pracy godzinę później albo wcześniej. Są i tacy, którzy czekają do 2-3 w nocy, by rytualnie zmienić czas na wszystkich domowych zegarach. To uciążliwa sprawa. Kiedyś zegary trzeba było przestawić ręcznie. Budzik, zegarek na ręku, wszystkie miejskie czasomierze.
Dziś nie jest łatwiej, bo do tego dochodzi zegarek na kuchence, pralce, mikrofalówce. Na dodatek wiele osób gubi się w zmianach i musi się upewniać, w którą stronę przesunąć wskazówkę. Telefony komórkowe i komputery w większości przestawiają się same.
Aha – teraz musimy pamiętać o przestawieniu zegarków w nocy z soboty na niedzielę. Wskazówki cofamy z trzeciej na drugą – czyli śpimy dłużej.
Po co ten cały ambaras?
– To fascynujące, że tak drobna, w zasadzie mało istotna, zmiana, budzi tak duże emocje. Żartobliwie mówiąc, zrozumiałbym to łatwiej, gdyby przeciw zmianie czasu protestowali Polacy. Zgodnie ze stereotypami, lubimy sobie pomarudzić, ponarzekać. Ale teraz przeciwko zmianie czasu protestują ludzie w całej Europie. To fenomen, tym bardziej, że walczą o to Niemcy, Hiszpanie czy Portugalczycy – mówi nam socjolog, Piotr Maliski.
Zimą dzień jest krótszy, zimą dłuższy – oczywiście mówimy o obecności światła słonecznego. I od dawna pojawiały się pokusy, by coś z tym zrobić. Bo zimą wstajemy, gdy jest ciemno, wracamy do domu po zmroku i słońca widzimy tyle, co kot napłakał. Wymyślono więc przestawianie zegarków, by co prawda wracać po ciemku, ale przynajmniej wstawać już po świcie. Przynajmniej tak tłumaczy się to dzieciom...
– W efekcie czas narzucony nam przez cywilizację nie jest „kompatybilny” z astronomicznymi porami dnia i nocy. Czas jest w ogóle pojęciem bardzo względnym – przecież to, którą mamy godzinę, zależy tylko i wyłącznie od tego, na co się umówimy. Po jednej stronie granicy mamy południe, po drugiej trzynastą – mówi Maliski.
To wina kapitalistów
Nie ma się co oszukiwać, że zmianę czasu wymyślono dla ludzi. Wymyślono ją dla oszczędności i wydajności. Może i ludzie są mniej wydajni, gdy wstają za wcześnie, ale na początku XX wieku to akurat kapitalistów mało obchodziło. Ważne było to, że przez przesunięcie czasu, oszczędzano cenny prąd. Wiadomo – jeśli fabryki zaczynają pracę po świcie, to nie trzeba ich aż tak bardzo doświetlać. Z kolei latem zmiana czasu pozwala lepiej wykorzystać cały dzień – a przy okazji również oszczędzić.
Niewiele osób wie, że zmianę czasu zawdzięczamy Niemcom. Były pierwszym krajem, który wprowadził to rozwiązanie. Po raz pierwszy zrobili to w 1916 roku. Uchwalili wtedy, że 1 maja rozpoczyna się 30 kwietnia o godzinie 23:00 a 30 września kończy się o 1:00 w nocy, ale już w październiku. W ich ślady poszli inni – w tym kraje, które i tak borykają się z problemem różnych stref czasowych, jak choćby USA.
W Stanach to rozwiązanie zaadaptowano (tymczasowo) już w 1918 roku i celem było oszczędzanie paliwa, niezbędnego do wytwarzania energii elektrycznej. Trwała przecież wojna i gospodarka musiała pracować pełną parą. Od 1966 roku zmiana czasu w Stanach jest już normą.
Kto zmienia nam czas?
W Polsce zmiana czasu z letniego na zimowy i odwrotnie jest ustalona w ustawie o czasie obowiązującym w Rzeczpospolitej Polskiej. Same zmiany są zaś domeną szefa lub szefowej rządu – premier reguluje czas odpowiednim dekretem. Istnieją również przepisy Unii Europejskiej, konkretnie Dyrektywa 2000/84/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 19 stycznia 2001 r. w sprawie ustaleń dotyczących czasu letniego. Według tych przepisów czas letni wprowadza się w ostatnią niedzielę marca, a jego odwołanie (czyli cofnięcie wskazówek) następuje w ostatnią niedzielę października.
Ostatnie dyskusje dotyczące zmiany czasu w całej Europie stały się przyczynkiem do rozluźnienia tych zasad. Być może nastąpi to już w przyszłym roku. Najnowsza propozycja unijnych urzędników zmierza do tego, by kraje same regulowały sobie czas według własnych potrzeb i upodobań obywateli. Te zaś nie są jednoznaczne.
Okazuje się, że Polacy może i marudzą na konieczność przestawiania zegarków, ale w zasadzie nie mają nic przeciwko. Wyniki internetowych konsultacji wykazały, że 72 proc. rodaków chce zmieniać czas, chce spać krócej latem i dłużej zimą.
Czy to się opłaca?
Kwestie długości snu to tylko jeden malutki klocek układanki. Najważniejsze jest to, czy ten proces nam się kalkuluje finansowo. A o jednoznaczną ocenę jest tu bardzo trudno. Próbowali to zrobić Amerykanie i wyszło im, że zmiana czasu latem faktycznie powoduje zmniejszenie zużycia prądu w nocy, ale za to zwiększenie w ciągu dnia – bo ludzie dłużej korzystają z klimatyzatorów. W efekcie oszczędności – jeśli faktycznie są – to są iluzoryczne.
Plusy i minusy zmiany czasu
W Polsce ten problem próbują oszacować pracownicy Laboratorium Czasu i Częstotliwości Głównego Urzędu Miar.
Zmianę czasu mamy na stałe od 1977 roku. I wiąże się to z pewnymi niedogodnościami. Jesienią pociągi stają na najbliższej stacji i czekają godzinę, wiosną zaś planowo spóźniają się o godzinę. Zamieszanie mamy też w transporcie lotniczym i w bankowości, gdzie czas przeliczania walut i kursów to kwestia milisekund.
Ciemne poranki to teoretycznie większe ryzyko kolizji i wypadków na drogach, gdy zaspani ludzie udają się do pracy. Ale powroty po ciemku to również ryzyko, więc trudno ocenić, czy to się opłaca. W każdym razie z policyjnych statystyk trudno wywieść jednoznaczne wnioski. Ale na pewno łatwiej jedzie się do pracy, gdy słońce już świeci. Rodzice również wolą wypuszczać dzieci do szkoły, kiedy jest jasno.
Łatwiej się też pracuje – i to nie tylko w biurach, ale i transporcie, na budowach, w handlu. Szczególnie w tej ostatniej branży „wydłużenie” dnia latem jest opłacalne dla kieszeni sprzedawców. Główny Urząd Miar przywołuje także argument, iż zmiana czasu na letni powoduje spadek liczby kradzieży i włamań, bo ludzie wracają do domów przed zmrokiem. Nie wiadomo jednak, czy zimą nie działa to w drugą stronę.
– Z jednej strony zmiana czasu powoduje lepsze dopasowanie naszego trybu życia do warunków naturalnych, ale są też badania dowodzące, że majstrowanie przy zegarkach powoduje zwiększoną liczbę zawałów serca – mówi nam socjolog.
Dodaje, że według jego obserwacji wiele osób faktycznie optujących za zniesieniem zmian czasu, to ludzie o spolaryzowanych poglądach.
– Kiedyś było przekonanie, że zmianę czasu narzucili nam komuniści ze Związku Radzieckiego. A teraz uważa się, że to kolejny bzdurny przepis, który przyszedł jako rozkaz z Brukseli. Ani jedno, ani drugie nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością, ale ludzie swoje wiedzą – podsumowuje Maliski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez: dziejesie.wp.pl