Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agata Kalińska
Agata Kalińska
|

Zabierali imigrantom kosztowności. Teraz liczą, ile budżet może na nich zarobić

7
Podziel się:

Zaledwie rok temu Duńczycy wprowadzili kontrowersyjne prawo odbierające imigrantom kosztowności. Teraz liczą, ile ich budżet mógłby zyskać na pracy imigrantów.

Kristian Jensen, duński minister finansów.
Kristian Jensen, duński minister finansów. (Sebastian Gollnow/ PAP/ DPA)

Zaledwie rok temu Duńczycy wprowadzili kontrowersyjne prawo odbierające imigrantom kosztowności. Teraz liczą, ile budżet mógłby zyskać na ich pracy. I wychodzi im, że przyjmowanie imigrantów się opłaca. Czy skorzystają na tym Polacy?

Dania ma jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów imigracyjnych w całej Unii Europejskiej, ale nie zawsze tak było. Jeszcze w 2014 r. mały skandynawski kraj przyjął 15 tysięcy przybyszów, co stawiało go w europejskiej czołówce pod względem przyjętych osób w stosunku do liczby mieszkańców.

W 2015 r. polityka antyimigracyjna zaczęła się zaostrzać, by na początku 2016 r. przyjąć dzisiejsze, surowe oblicze. Wówczas duński parlament zdecydował, że policja będzie mogła odebrać ubiegającym się o azyl osobom przedmioty o wartości powyżej 10 tys. koron (ponad 1,3 tys. euro). Miał to być rodzaj zaliczki na rzecz kosztów związanych z wyżywieniem ich oraz zapewnieniem bezpieczeństwa i schronienia.

Dania ścięła zasiłki dla ubiegających się o azyl, wprowadziła utrudnienia dotyczące łączenia rodzin i wymaga od imigrantów nauczenia się języka. Rząd nie tylko przymknął drzwi przed uchodźcami, ale podjął próby zniechęcenia ich do przyjazdu, jeszcze zanim wyruszą. Miały temu służyć całostronicowe ogłoszenia w libańskich gazetach przekonujące, że do Danii nie opłaca się przyjeżdżać.

Okazuje się jednak, że licząca nieco ponad 5,5 mln mieszkańców Dania boryka się z problemem, który dotyka wiele innych gospodarek europejskich. Z prognoz banku centralnego wynika, że gospodarkę Danii czeka intensywny wzrost pod warunkiem, że firmy z tego kraju znajdą chętnych do pracy.

Ministerstwo Finansów podjęło się próby wyliczenia, jakie konkretnie wpływy i koszty dla budżetu wiążą się z napływem i pracą imigrantów. Konkluzja, do której doszli Duńczycy jest prosta: wystarczy, by imigrant pracował w pełnym wymiarze nawet za minimalne wynagrodzenie, by stać się przyjacielem budżetu, a nie ciężarem -donosi Bloomberg.

Punkt graniczny to roczne zarobki rzędu 20 tys. koron, łatwe do osiągnięcia nawet dla pracowników o najniższych kwalifikacjach. Wraz ze wzrostem kwalifikacji zysk państwa rośnie.

Duńczycy zadali sobie pytanie, jaki wkład do budżetu mieliby pracujący imigranci, gdyby ich kwalifikacje i wskaźnik zatrudnienia były takie same jak wśród rdzennych mieszkańców. Co im wyszło? W przypadków imigrantów ze Starego Kontynentu, w tym z Polski, różnice nie są duże. Za imigrantów z zachodu Duńczycy uważają obywateli Unii, Ameryki Północnej i Australii. Ich wkład w budżet już jest dość duży i nie zwiększyłby się gwałtownie nawet w gdyby pracowali dokładnie tak, jak Duńczycy. Problem się robi w przypadku pozostałych imigrantów - głównie tych z Afryki i Bliskiego Wschodu. Ich wkład do budżetu jest dramatycznie duży. Tyle że na minusie.

- Mówiąc brutalnie, imigracja z krajów zachodnich pomaga finansom publicznym, a z pozostałych powoduje koszty - powiedział w jednym z wywiadów duński minister finansów Kristian Jensen. - Ale tu nie chodzi o to, żeby dzielić ludzi na grupy, tylko żeby zachęcić jak najwięcej imigrantów do pracy - dodał.

Minister wie, co mówi: jak wyszło z symulacji przeprowadzonej przez jego resort, gdyby zatrudnienie wśród imigrantów i ich kwalifikacja były tak duże, jak wśród rodowitych Duńczyków, to ich wkład do budżetu znacznie przewyższałby dzisiejsze koszty ich utrzymania. Wyliczenia mówią, że podniesienie aktywności zawodowej i kwalifikacji imigrantów do poziomu porównywalnego z Duńczykami oznaczałoby wzrost wpływów do państwowej kasy o 20 mld koron (około 3 mld euro) rocznie.

Najdrożsi w utrzymaniu są nowi przybysze, którzy ubiegają się o azyl albo dopiero go otrzymali. Trzeba im bowiem zapewnić wyżywienie i dach nad głową. Mało który też pracuje. Jednak to zmienia się z czasem. O ile zatrudnienie ma około 14 proc. imigrantów przebywających w Danii do roku, o tyle wśród tych, którzy mieszkają tam dwa lata, ten wskaźnik jest już dwukrotnie wyższy.

- Imigracja to dobry interes dla państwowych finansów tak długo, jak ludzie chcą pracować. Jeśli imigracja nie wpływa na rynek pracy, to wtedy to zły biznes - podsumowuje Kristian Jensen.

Zobacz także: Zobacz też: Na co stać przeciętnego Kowalskiego?
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(7)
WYRÓŻNIONE
l
8 lat temu
Bambus i praca to fikcja .
ryt
8 lat temu
śniady do roboty . optymiści z tych duńczyków
xyz
8 lat temu
W tym rozumowaniu jest jeden, podstawowy błąd - afrykańczycy nie mają w nawyku pracować.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (7)
Anna
8 lat temu
Sniady woli social od pracy!!!
Anna
8 lat temu
Sniady wiki social or pracy
Michał Kupiec
8 lat temu
Bloomberg donosi czyli kto? Kto to Bloomberg? Chce nazwisko i imie właściciela funduszu który jest właścicielem Bloomberga. Nie nazwę kolejnego funduszu lecz nazwisko właściciela np. Windsor, Schnepf, goldsmith jak się nazywa właściciel ???
polak
8 lat temu
cwaniaczki dunczycy, powoli zdychacie, nie chcecie robic dzieci. jeszcze troche a zdechniecie wszyscy, a duzo was nie ma.
l
8 lat temu
Bambus i praca to fikcja .