Zaledwie rok temu Duńczycy wprowadzili kontrowersyjne prawo odbierające imigrantom kosztowności. Teraz liczą, ile budżet mógłby zyskać na ich pracy. I wychodzi im, że przyjmowanie imigrantów się opłaca. Czy skorzystają na tym Polacy?
Dania ma jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów imigracyjnych w całej Unii Europejskiej, ale nie zawsze tak było. Jeszcze w 2014 r. mały skandynawski kraj przyjął 15 tysięcy przybyszów, co stawiało go w europejskiej czołówce pod względem przyjętych osób w stosunku do liczby mieszkańców.
W 2015 r. polityka antyimigracyjna zaczęła się zaostrzać, by na początku 2016 r. przyjąć dzisiejsze, surowe oblicze. Wówczas duński parlament zdecydował, że policja będzie mogła odebrać ubiegającym się o azyl osobom przedmioty o wartości powyżej 10 tys. koron (ponad 1,3 tys. euro). Miał to być rodzaj zaliczki na rzecz kosztów związanych z wyżywieniem ich oraz zapewnieniem bezpieczeństwa i schronienia.
Dania ścięła zasiłki dla ubiegających się o azyl, wprowadziła utrudnienia dotyczące łączenia rodzin i wymaga od imigrantów nauczenia się języka. Rząd nie tylko przymknął drzwi przed uchodźcami, ale podjął próby zniechęcenia ich do przyjazdu, jeszcze zanim wyruszą. Miały temu służyć całostronicowe ogłoszenia w libańskich gazetach przekonujące, że do Danii nie opłaca się przyjeżdżać.
Okazuje się jednak, że licząca nieco ponad 5,5 mln mieszkańców Dania boryka się z problemem, który dotyka wiele innych gospodarek europejskich. Z prognoz banku centralnego wynika, że gospodarkę Danii czeka intensywny wzrost pod warunkiem, że firmy z tego kraju znajdą chętnych do pracy.
Ministerstwo Finansów podjęło się próby wyliczenia, jakie konkretnie wpływy i koszty dla budżetu wiążą się z napływem i pracą imigrantów. Konkluzja, do której doszli Duńczycy jest prosta: wystarczy, by imigrant pracował w pełnym wymiarze nawet za minimalne wynagrodzenie, by stać się przyjacielem budżetu, a nie ciężarem -donosi Bloomberg.
Punkt graniczny to roczne zarobki rzędu 20 tys. koron, łatwe do osiągnięcia nawet dla pracowników o najniższych kwalifikacjach. Wraz ze wzrostem kwalifikacji zysk państwa rośnie.
Duńczycy zadali sobie pytanie, jaki wkład do budżetu mieliby pracujący imigranci, gdyby ich kwalifikacje i wskaźnik zatrudnienia były takie same jak wśród rdzennych mieszkańców. Co im wyszło? W przypadków imigrantów ze Starego Kontynentu, w tym z Polski, różnice nie są duże. Za imigrantów z zachodu Duńczycy uważają obywateli Unii, Ameryki Północnej i Australii. Ich wkład w budżet już jest dość duży i nie zwiększyłby się gwałtownie nawet w gdyby pracowali dokładnie tak, jak Duńczycy. Problem się robi w przypadku pozostałych imigrantów - głównie tych z Afryki i Bliskiego Wschodu. Ich wkład do budżetu jest dramatycznie duży. Tyle że na minusie.
- Mówiąc brutalnie, imigracja z krajów zachodnich pomaga finansom publicznym, a z pozostałych powoduje koszty - powiedział w jednym z wywiadów duński minister finansów Kristian Jensen. - Ale tu nie chodzi o to, żeby dzielić ludzi na grupy, tylko żeby zachęcić jak najwięcej imigrantów do pracy - dodał.
Minister wie, co mówi: jak wyszło z symulacji przeprowadzonej przez jego resort, gdyby zatrudnienie wśród imigrantów i ich kwalifikacja były tak duże, jak wśród rodowitych Duńczyków, to ich wkład do budżetu znacznie przewyższałby dzisiejsze koszty ich utrzymania. Wyliczenia mówią, że podniesienie aktywności zawodowej i kwalifikacji imigrantów do poziomu porównywalnego z Duńczykami oznaczałoby wzrost wpływów do państwowej kasy o 20 mld koron (około 3 mld euro) rocznie.
Najdrożsi w utrzymaniu są nowi przybysze, którzy ubiegają się o azyl albo dopiero go otrzymali. Trzeba im bowiem zapewnić wyżywienie i dach nad głową. Mało który też pracuje. Jednak to zmienia się z czasem. O ile zatrudnienie ma około 14 proc. imigrantów przebywających w Danii do roku, o tyle wśród tych, którzy mieszkają tam dwa lata, ten wskaźnik jest już dwukrotnie wyższy.
- Imigracja to dobry interes dla państwowych finansów tak długo, jak ludzie chcą pracować. Jeśli imigracja nie wpływa na rynek pracy, to wtedy to zły biznes - podsumowuje Kristian Jensen.