Rząd zaplanował, że w 2017 r. deficyt budżetowy wyniesie 59,3 mld zł. Tymczasem po sierpniu w państwowej kasie była nadwyżka sięgająca 4,9 mld zł. Zdaniem Henryka Kowalczyka, przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów, do końca roku deficyt oczywiście się pojawi, ale będzie znacznie niższy, niż przewiduje ustawa budżetowa.
- Szacuję, że pomniejszymy deficyt budżetowy o co najmniej 20 mld zł i to będzie ogromnym sukcesem - mówił Kowalczyk w wywiadzie dla Radia Zet.
Pod kontrolą
Ekonomiści, z którymi rozmawiał money.pl, zgadzają się, że można mówić o sukcesie.
- Jeśli przypomnimy sobie, jakie obawy rodziły znaczne plany wydatkowe rządu, możemy mówić o sukcesie. Obawiano się, że po roku lub dwóch budżet ich nie uniesie. W tym sensie jest to sukces. Zamiast katastrofy w finansach publicznych mamy budżet pod kontrolą - mówi Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK.
Jako plusy obecnej sytuacji wskazuje szybko rosnące dochody podatkowe, które wynikają z dobrej koniunktury (zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej), a także poprawy ściągalności podatków.
- Ale każdy kij ma dwa końce. Niski deficyt – a właściwie nadwyżka budżetowa - to także efekt wstrzymania wydatków, co ma związek z ograniczeniem inwestycji. Trudno mówić, że to sukces - mówi Bielski.
Jak zauważa Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego, dobre wyniki budżet zawdzięcza rosnącej konsumpcji, która - zamiast przyhamować - przyspiesza oraz lepszym wpływom z VAT, wynikającym z uszczelnienia systemu. W konsekwencji mamy trzeci miesiąc z rzędu nadwyżki.
- Pamiętajmy jednak, że na ten wynik wpływ miał też zastrzyk 9 mld zł z NBP. A także wolniej niż się spodziewaliśmy rosnące inwestycje. Samorządy mają w planach na ten rok wydać na inwestycje ponad 50 mld zł. Tymczasem po połowie roku wydały zaledwie nieco ponad 5 mld zł - zauważa ekonomistka.
Pewności nie ma
Może się nawet okazać, że deficyt będzie w tym roku jeszcze niższy, niż przewiduje minister Kowalczyk. - Z projektu budżetu na 2018 r. wynika, że deficyt w 2017 roku może być mniejszy od planu nawet o 30 mld zł - zauważa Piotr Bielski.
Ekonomiści zwracają jednak uwagę, że przy tak korzystnej jak obecnie koniunkturze, rząd mógłby pokusić się o większą redukcję deficytu.
- Szkoda, że w momencie szybkiego wzrostu deficyt nie jest redukowany szybciej. Mieliśmy się kierować w stronę deficytu strukturalnego rzędu 1 proc. PKB. Tak się jednak nie dzieje. Kiedy koniunktura się popsuje, okaże się, że straciliśmy bardzo dogodny moment. Ale to wynika z uwarunkowań politycznych - zauważa ekonomista BZ WBK.
- Gdyby nie 500+ czy obniżka wieku emerytalnego, sytuacja budżetu mogłaby być jeszcze lepsza. Inni wykorzystują dobrą koniunkturę – np. Czechy już w 2016 r. miały nadwyżkę w finansach publicznych. Polska powinna zmniejszać deficyt znacznie bardziej. Powinniśmy przygotować finanse publiczne na spowolnienie - uważa Monika Kurtek.
Dopóki jednak spowolnienie gospodarcze nie nastąpi, budżet będzie bezpieczny. A na razie na horyzoncie nie widać oznak, które by na to wskazywały. Wręcz przeciwnie: zarówno w USA, jak i w strefie euro wzrost przyspiesza.
- Spodziewam się, że także polska gospodarka przyspieszy: z 4,1 proc. wzrostu w 2017 r. do 4,3 proc. w 2018 r. – prognozuje ekonomistka Panku Pocztowego.
Według Piotra Bielskiego przez najbliższy rok-dwa nie powinniśmy mieć powodów do obaw.
- Jednak gdyby wzrost zaczął przygasać, trudno byłoby dopiąć budżet – przestrzega.
- Na razie nic na to nie wskazuje - przyznaje Monika Kurtek. - Ale mogą pojawić się czynniki pozakoniunkturalne, które ten stan zmienią, np. konflikty, które wpłyną na wzrost gospodarczy. Stuprocentowej pewności, że gospodarka będzie wyłącznie mocno kroczyć do przodu, nie ma - podsumowuje Monika Kurtek.