Rząd chwali się wynikami budżetu po pierwszych pięciu miesiącach tego roku. Doceniają to ekonomiści, ale zwracają uwagę, że sytuacja finansów państwa wcale nie jest taka dobra. Już na poziomie deficytu sektora finansów publicznych widać, że wypadamy słabo na tle innych krajów. Do tego zadłużamy się na potęgę. Na każdego Polaka przypada już ponad 27 tys. zł długu.
W pierwszych pięciu miesiącach dochody budżetowe wyniosły 143,3 mld zł, a wydatki były zaledwie o 200 mln zł wyższe. I tyle właśnie wynosi deficyt budżetowy. Dane przedstawione ostatnio przez Ministerstwo Finansów oznaczają, że deficytu właściwie nie ma. W sumie stan po maju to zaledwie... 0,3 proc. planu na cały 2017 rok. Założenie na rok to 59,3 mld zł.
Sytuację budżetu chwalą ekonomiści. Zwracają głównie uwagę na uszczelnienie systemu podatkowego i poprawę koniunktury gospodarczej. Zdaniem Piotra Kalisza, ekonomisty Citi Handlowego, w całym roku deficyt może być znacznie niższy od zaplanowanych w budżecie blisko 60 mld zł. Nawet o połowę.
- Wyniesie w najgorszym razie 40 mld zł. Choć nie wykluczam, że będzie jeszcze niższy i wyniesie 30 mld zł - komentował na gorąco statystyki ministerstwa finansów Piotr Kalisz.
Z dumy pęka cały rząd z ministrem finansów Mateuszem Morawieckim na czele. Politycy podkreślają że deficyt, jaki się udało osiągnąć na koniec maja, jest najniższy od czasów transformacji.
To prawda, że wynik za styczeń-maj jest rekordowy, ale biorąc pod uwagę ostatnie sześć miesięcy, a więc z uwzględnieniem jeszcze grudnia 2016 r., wynik półroczny wcale nie jest najlepszy.
W tym stuleciu mniejszy deficyt był w 2008 r. (tj. od grudnia 2007 r. do maja 2008 r.), gdy ministrem finansów był Jacek Rostowski, w 2007 roku, gdy ministrem finansów była Zyta Gilowska i w 2004 r. - za ministrów Andrzeja Raczki i Mirosława Gronickiego.
Dwa deficyty
Rząd na ziemię powinny sprowadzić jeszcze inne dane. Ważniejsze od deficytu budżetowego, który mówi tylko o różnicy między dochodami i wydatkami budżetu w jednym roku. Chodzi o deficyt sektora finansów publicznych, który uwzględnia także szereg wydatków, dochodów i innych zobowiązań realizowanych poza budżetem państwa.
Jak przyznaje wiceminister finansów Leszek Skiba, sytuacja budżetu jest bezpieczna, ale mimo silnego wzrostu dochodów podatkowych istotne obniżenie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 2,9 proc. PKB może być trudne.
- Mimo silnego wzrostu dochodów podatkowych nie powinniśmy mieć tu zbyt dużych oczekiwań - podkreśla wiceminister w rozmowie z PAP.
Wciąż więc wynik deficytu sektora finansów publicznych powinien nas plasować w końcówce stawki europejskich krajów. A przynajmniej przy założeniu utrzymania wyników z ubiegłego roku, kiedy to deficyty wyraźniej powyżej 3 proc. PKB miały tylko Francja i Hiszpania. Blisko 2 proc. i mniej miały m.in. Węgry, Słowacja, Chorwacja czy Irlandia. Deficytu w ogóle nie miały natomiast m.in. Litwa, Estonia, Czechy czy Szwecja.
źródło: opracowanie własne FOR na podstawie danych Eurostatu
Jak zauważa Forum Obywatelskiego Rozwoju, w tym roku wydatki budżetu państwa mają wynieść prawie 385 mld zł. Z tym że jest to mniej niż połowa wszystkich wydatków państwa. Poza budżetem pieniądze podatników przechodzą przez ZUS, KRUS, NFZ i samorządy.
Ponad bilion długu i 27 tys. zł na głowę
Co ważne, finansowanie deficytu sektora finansów publicznych odbywa się m.in. przez sprzedaż na rynku obligacji i bonów skarbowych, a więc przez zadłużanie się. Pod tym względem rząd PiS nie ma się czym chwalić, bo zadłużamy się najszybciej od 2010 r. Z tym, że siedem lat temu wychodziliśmy ze światowego kryzysu, a teraz, o czym przekonują sami rządzący - gospodarka jest w rozkwicie.
Można w tym miejscu przywołać słynną "dziurę Bauca" z 2001 r., kiedy to deficyt wyniósł 32,4 mld zł. Wówczas wzbudzało to przerażenie wśród ekonomistów. W tym roku w najlepszym scenariuszu może być na tym poziomie, podczas gdy w ustawie zapisano prawie 60 mld zł.
Dług publiczny Polski (dane w miliardach złotych) src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1417784914&de=1425571260&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=INL&colors%5B0%5D=%231f5bac&fg=1&fr=1&w=600&h=300&cm=0&lp=1&rl=1"/>
źródło: Ministerstwo Finansów
Jak widać w danych prezentowanych przez sam resort finansów, państwo jest już zadłużone na ponad bilion złotych. Od stycznia do kwietnia kwota zobowiązań wzrosła o ponad 7 mld zł. Wyliczenia FOR wskazują zaś, że według stanu na 14 lipca jest to już w sumie ponad 1 bln 40 mld zł. To równowartość kosztów budowy około 500 stadionów narodowych czy 23 tys. km autostrad.
Kto będzie musiał spłacić te długi? Oczywiście wszyscy Polacy i to wielu pokoleń. Na tę chwilę na każdego mieszkańca przypada około 27,4 tys. zł długu i kwota ta systematycznie będzie rosła. Na początku roku, gdy dług przebił okrągły bilion złotych, szacowano, że z każdą sekundą zadłużenie państwa rośnie o około 1 700 zł.