Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Deficyt finansów publicznych Polski spadnie. Oto optymistyczne prognozy Komisji Europejskiej

0
Podziel się:

Wspólnota może zakończyć procedurę nadmiernego deficytu, którą jesteśmy objęci. Resort Mateusza Szczurka ma powody do satysfakcji.

Deficyt finansów publicznych Polski spadnie. Oto optymistyczne prognozy Komisji Europejskiej
(Piotr Tracz/Reporter)

Polska gospodarka w tym roku nieznacznie przyspieszy, a deficyt finansów publicznych spadnie - wynika z najnowszych prognoz gospodarczych opublikowanych w Brukseli. Dane te są lepsze niż unijne szacunki sprzed zaledwie trzech miesięcy. To dobre wieści dla ministra finansów Mateusza Szczurka (na zdjęciu). Oznaczają bowiem, że Wspólnota coraz bardziej ufa polskiej gospodarce i może znieść z nas procedurę nadmiernego deficytu, która blokuje między innymi wprowadzenie euro.

Komisja Europejska przewiduje, że w tym roku polska gospodarka będzie rozwijała się w tempie 3,3 proc. PKB. To lepsze prognozy o jedną dziesiątą punktu procentowego niż te, które publikowano w lutym. W przyszłym roku wzrost gospodarczy ma wynieść 3,4 procent PKB i tu prognozy są zbieżne z lutowymi.

Jeśli natomiast chodzi o deficyt finansów publicznych, to w tym roku spadnie on do poziomu 2,8 proc. PKB. Te dane są również nieznacznie lepsze od prognozowanych w lutym, kiedy Komisja Europejska szacowała deficyt wyższy o jedną dziesiątą punktu procentowego. To oznacza, że redukcja poniżej dozwolonego poziomu 3 procent PKB ma charakter trwały i Bruksela mogłaby znieść rozpoczętą sześć lat temu procedurę nadmiernego deficytu przeciwko Polsce.

Procedura nadmiernego deficytu to nic innego jak baczna kontrola finansów publicznych, prowadzona przez Unię. Dotyczy ona krajów, których władze są za bardzo rozrzutne. Według unijnego prawa straty w budżetach wszelkich rządowych i samorządowych instytucji w danym państwie nie mogą przekroczyć równowartości 3 proc. krajowego PKB. Jeśli są większe, wprowadza się procedurę nadmiernego deficytu. Ta z kolei pozwala Brukseli nakładać kary finansowe, a nawet wstrzymać wypłatę części dotacji.

Choć jeszcze nigdy do tego nie doszło, to konsekwencje dla Polski i tak są poważne. Przez nadmierne straty w finansach publicznych nie mamy na przykład pozwolenia na wprowadzenie euro. Niezależnie od tego, czy dziś chcieliby tego premier, ministrowie albo prezydent, i tak Unia by nam nie pozwoliła.

Już od kilku miesięcy pojawiały się informacje, że w związku z poprawiającą się sytuacją gospodarczą Polski, rządowi uda się zacisnąć pasa. W grudniu 2014 roku ekonomiści szacowali, że w 2015 roku uda się zejść z poziomem deficytu finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB.

W zeszłym miesiącu Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił prognozę, według której na koniec roku wskaźnik ten spadnie do 2,9 proc. W tym samym czasie minister finansów Mateusz Szczurek podał jeszcze bardziej optymistyczną prognozę: 2,7 proc. Dodał też, że liczy na zdjęcie z Polski procedury nadmiernego deficytu w tym roku.

- Jeśli resort finansów mówi o tym publicznie, to zapewne bierze za to odpowiedzialność. Jako strona negocjująca z Unią kwestię zakończenia procedury jest najbliżej tematu i nie ma powodu, by podważać jego słowa - komentuje dla *Money.pl *Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ Banku.

Jednak, jak dodaje ekspert, w kwestii deficytu finansów publicznych zawsze jest doza niepewności, a prognozy mogą rozminąć się z ostatecznymi, twardymi danymi. - Trzeba brać pod uwagę, że finalny wynik może różnić się o 0,1-0,2 punktu procentowego od szacunków. Poza tym miejmy też na uwadze pytanie, czy Unia uznaje poziom naszego deficytu za stały. Na ile poważnie rozważa scenariusz nagłego tąpnięcia, zmiany na niekorzyść - wyjaśnia Łukasz Tarnawa.

Wyższy VAT miał zmniejszyć deficyt

Deficyt finansów publicznych przez lata był u nas ogromny. Jeszcze na koniec 2013 roku wynosił on 7,1 procent, jesienią zeszłego roku - już tylko 3,6 procent. Między innymi za sprawą rosnących strat w rządowej i samorządowej kasie, w 2011 roku ówczesny premier Donald Tusk i minister finansów Jacek Rostowski podnieśli o jeden punkt procentowy podstawową stawkę VAT. 23-proc. stawka miała obowiązywać tak długo, aż rządowi uda się finansowo wyjść na prostą.

I choć prognozy i dotychczasowe dane pokazują poprawę, to pytani przez Money.pl eksperci nie wróżyli w kwietniu szybkiego powrotu do 22-proc. stawki. Na jej przywrócenie jeszcze w tym roku nie widział szans prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, a dziś główny ekonomista BCC.

- Nawet jeśli deficyt finansów publicznych osiągnie na koniec roku prognozowany przez MFW poziom 2,9 procent PKB, to będzie oznaczało, że ledwo co mieścimy się w normie wyznaczonej przez Unię. Przywrócenie stawki na poziomie 22 procent będzie równoznaczne z mniejszymi wpływami do budżetu, a przez to za rok Polska znów może przekroczyć dopuszczalny poziom deficytu - mówił ekonomista w połowie kwietnia.

Szansy na obniżkę nie widział też wówczas Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. - Przywrócenie 22-procentowej stawki VAT zmniejszyłoby wpływy z podatków o około 5 miliardów złotych. Można sobie na to pozwolić, jeśli mamy ożywienie koniunktury. Tymczasem zamiast zakładanego przez rząd wzrostu cen, mamy spadek, który będzie kosztował budżet około 4 miliardy złotych. Można powiedzieć, że w tym roku państwo już straciło tyle, ile kosztowałoby obniżenie stawki VAT - komentuje ekspert.

Zobacz także: Janusz Lewandowski: Polska atrakcyjna dla inwestorów:
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)