Brytyjski "The Sunday Times" omawia sztuczki, jakie stosują producenci samochodów z silnikami diesla przy testach emisji szkodliwego dwutlenku azotu. Gazeta dotarła do nieopublikowanych jeszcze wyników badań zleconych przez rządy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii po skandalu, jaki wybuchł, gdy okazało się, że Volkswagen manipulował wynikami testów.
Pierwszą z metod, którą stosują producenci, jest zamontowanie wyłącznika czasowego systemu ograniczania emisji. Wymogi Unii Europejskiej stanowią, że testy nie mogą trwać dłużej niż 20 minut, dlatego Fiat stosuje rozwiązanie, które wyłącza system ograniczania emisji po 22 minutach od uruchomienia silnika - donosi "Sunday Times".
W innych pojazdach stosowane są włączniki termiczne. Czujnik temperatury otoczenia uruchamia system oczyszczanie spalin, kiedy przekroczy ona 17 stopni, czyli poziom wymagany przy testowaniu emisji. Inna wersja czujnika termicznego wyłącza oczyszczanie po rozgrzaniu się silnika, bo unijne testy należy prowadzić na wystudzonym pojeździe.
Producenci bronią się, że działają legalnie w oparciu o zezwolenie na wyłączanie systemu oczyszczania w pewnych warunkach, aby chronić silnik przed uszkodzeniem. Obrońcy środowiska wskazują na paradoks, że ochrona silnika jest ważniejsza niż zdrowia, choć wiadomo, że dwutlenek azotu prowadzi do zatrzymania wzrostu płuc u dzieci, szkodzi astmatykom i zwiększa ryzyko zawału serca.
Jedna z organizacji ekologicznych Client Earth pozwała do sądu brytyjski rząd, który - jak się okazuje - wiedział od lat o unikach producentów podczas testowania ich diesli.
Szczegółowe badanie, zlecone zostało przez rządy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, żeby się dowiedzieć, dlaczego miasta Europy pozostają zanieczyszczone przez dwutlenek azotu (NO2), skoro wszystkie nowe modele przechodzą testy emisji, wykazujące, że produkują one o wiele mniej zanieczyszczeń. Uzyskane dane poddano analizie przez Europejską Federację Transport i Środowisko, które prowadzi kampanię w UE na rzecz zrównoważonego transportu.
- Wyniki badań pokazują, że system testowania spalin to Dziki Zachód bez norm i konsekwencji finansowych - skwitowała Julia Poliscanova z organizacji Transport & Środowisko na konferencji naukowej w zeszłym tygodniu. - Nie tylko VW zdołał obejść system testów. Pozostali producenci robią to samo przy użyciu różnych technologii. Twierdzą, że jest to legalne, ale my się z tym nie zgadzamy - zaznaczyła.
Wyniki badań zostały przeanalizowane przez naukowców z Ermes Group (ang. European Research on Mobile Emission Sources), konsorcjum wiodących instytucji badawczych, które dostarcza rządom Unii Europejskiej dane nt. zanieczyszczeń samochodowych.
Profesor Leonidas Ntziachristos, członek zarządu Ermes, twierdzi, że nawet najnowsze samochody produkują znacznie więcej niż przewidują to unijne normy.
- Przepisy Euro 6 mówią, że mogą emitować nie więcej niż 0,08 g NO2 na kilometr. Jednak testy przeprowadzone przez rządy na 120 samochodach pokazują, że produkują one średnio 0,4 g NO2 na kilometr.
Cytowany przez "Sunday Timesa" raport wśród świadomych trucicieli wymienia Fiata, Forda, Mercedesa, Opla/Vauxhalla i Renault.