Brak definicji cyberprzestępstwa, regulacji prawnych dotyczących rozproszonej sieci blockchain, czy wątpliwości dotyczące informacji o elektronicznych używkach, jak e-papierosy czy podgrzewacze tytoniu – to tylko część problemów legislacyjnych, z którymi mierzą się przedsiębiorcy.
Choć tempo uchwalania nowego prawa jest zawrotne, legislacja wciąż pozostaje w tyle za nowymi, innowacyjnymi technologiami.
Do debaty zaprosiliśmy Aleksandrę Musielak z Konfederacji Lewiatan, Julię Szopę, prezes Fundacji Startup Poland, dr Dawida Piekarza, wiceprezesa Instytutu Staszica i Grzegorza Pędzisza z Idea Banku.
Co to jest cyberatak
Szukając konkretnej definicji cyberprzestępczości, polski prawnik może sięgnąć do komunikatów Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej Interpolu czy ONZ. W polskim prawie jej nie znajdzie.
Skutki braku jasnych zapisów są odczuwalne. Częstotliwość przeprowadzania cyberataków stale rośnie, i to również wobec instytucji administracji publicznej, która staje się obiektem ataków typu ransomware, polegających na zablokowaniu dostępu do danych i wymuszeniu „okupu” za jego przywrócenie.
- W kodeksie karnym brakuje pewnego katalogu przestępstw. Firmy muszą korzystać z pomocy kreatywnych prawników, którzy będą tworzyć interpretacje, a nieraz nadinterpretacje obowiązującego prawa – mówi Aleksandra Musielak, radca prawny z Konfederacji Lewiatan. – Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na ten problem, apelowaliśmy o jego rozwiązanie. Myślę, że ustawodawca doskonale zdaje sobie z niego sprawę, ale do rozwiązania potrzebna jest współpraca pomiędzy Ministerstwem Cyfryzacj, a resortem sprawiedliwości.
- W przypadku braku jasnej definicji cyberprzestępstwa, dochodzi do konfliktów na linii bank – klient. Klient twierdzi, że zabezpieczał się przed atakiem, bank uważa, że powinien to robić lepiej – mówi Grzegorz Pędzisz, Chief Information Executive Idea Banku. – Brak regulacji sprawia, że klient jest zdany na łaskę sądu.
Co nam szkodzi, co nam pomaga
Brak pewnych regulacji czy skostniałe podejście do istniejących przepisów to bolączka dla firm z branży elektronicznych używek.
Na świecie coraz popularniejsze są elektroniczne papierosy i systemy podgrzewające tytoń.
Polskie prawo nie odróżnia reklamowania szkodliwych produktów tytoniowych od prawa konsumentów do informacji.
Tymczasem, rządowe FDA w Stanach Zjednoczonych i PHE w Wielkiej Brytanii już prowadzą kampanie społeczne, nakłaniające obywateli do zerwania z nałogiem przy pomocy mniej szkodliwych elektronicznych produktów.
- Oczywiście byłoby dobrze, gdyby nikt nie palił. Na pewno byłoby zdrowiej. Ale na świecie są i będą ludzie, którzy będą chcieli palić. Należy się zastanowić, czy powinniśmy ich informować o mniej szkodliwych alternatywach – mówi dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica. – Jest w Polsce pewien lęk, że jeśli kategorycznie czegoś nie zabronimy, to jest równoznaczne z przyzwoleniem, a informacja z reklamą.
Dr Piekarz podaje przykład unijnej dyrektywy, określającej wielkość ostrzeżenia o szkodliwości palenia, umieszczanego na paczkach papierosów.
- Urzędnicy wyczytali, że na papierosach typu slim odpowiednio dużego ostrzeżenia umieścić się nie da, bo są za małe. Co zrobiono? Wprowadzono sprzedaż w większych paczkach. W Polsce prawo jest traktowane jako sposób na odróżnienie dobra od zła. A powinno być ono narzędziem – mówi dr Piekarz.
Problem z kryptowalutą
Powolna legislacja to problem, z którym boryka się też branża finansowa. Kryptowaluty są na czarnej liście Narodowego Banku Polskiego, w którym działa już zespół pracujący nad ich prawnym statusem.
Legislacyjnie skomplikowane są też systemy blockchain, oparte o koncepcję rozproszonej sieci, w której nie ma jednego gospodarza.
Przekładając to na język prawa, blockchain umożliwia stworzenie przestrzeni społeczno-gospodarczej, w której nie ma suwerena, co z punktu widzenia legislacji jest podejściem zupełnie nowatorskim.
- Każda technologia ma to do siebie, że na początku jest niszowa. Ale kiedy zaczyna zdobywać rynek, następuje moment przełomowy i prawo musi wkroczyć – mówi Grzegorz Pędzisz. – Poszczególne banki już ogłaszają, że zaczynają używać blockchainów. Mam wrażenie, że w naszym systemie prawnym regulacje rodzą się zbyt wolno.
Spółka z ograniczoną możliwością
Opieszałość legislacyjna dotyka też startupów i hamuje ich rozwój.
- Prawo o zamówieniach publicznych jest tak skonstruowane, że w zasadzie nie jest możliwe zamówienie jakiejś technologii czy rozwiązania w startupie – mówi Julia Szopa, prezes Fundacji Startup Poland. – Bolączką takich firm jest też niski popyt na ich usługi a jednym z powodów jest to, że administracja państwowa nie jest przygotowana na bycie odbiorcą technologii, nad którymi startupy zazwyczaj pracują.
.Niewielkie, innowacyjne firmy mają też problem ze skomplikowanymi przepisami, które utrudniają im działanie. Zwłaszcza, kiedy niewielka spółka z. o. o. pozyskuje zagranicznego inwestora.
- Każda taka sytuacja wymaga pójścia do notariusza i spełnienia wielu różnych warunków. Środowisko startupów wielokrotnie sygnalizowało, że ten proces powinien być łatwiejszy i tańszy – mówi Julia Szopa. - Dlatego powstała koncepcja prostej spółki akcyjnej, która m.in. umożliwiałaby zarządzanie akcjami przy pomocy systemów blockchain. Prace trwają od 3 lat.
Przyspieszyć legislację
Zdaniem ekspertów, jednym z kluczowych sposobów na poprawę rzeczywistości prawnej jest współpraca pomiędzy ustawodawcą a biznesem. Problem w tym, że to nie jest takie proste.
- Tworzenie prawa nie powinno się zaczynać od tego, że urzędnik siada i wymyśla. To przedstawiciel biznesu powinien przyjść do administracji publicznej z konkretną potrzebą. Niestety, słowo „lobbysta” wciąż jest w Polsce uważane za obelgę – komentuje dr Piekarz. – Administracja boi się rozmawiać z biznesem, bo panuje przekonanie, że przedstawiciele firm chcą tworzyć luki prawne dla własnych korzyści.
Problem z dialogiem leży jednak po obu stronach.
- Pamiętam spotkania, na które znacznie łatwiej było ściągnąć przedstawicieli administracji państwowej, niż przedsiębiorców – mówi Julia Szopa. – Polski biznes za mało się zrzesza i nie uczestniczy w dialogu z administracją.
Jako przykład podejścia do legislacji, który sprzyja innowacyjnym przedsiębiorstwom, eksperci podają Wielką Brytanię.
- To kraj, w którym w dziedzinie bankowości tworzy się taką regulacyjną „piaskownicę” – wyjaśnia Grzegorz Pędzisz. – Miejsce do zabawy nowymi technologiami. Regulacje najpierw się łagodzi, sprawdza jak działają a później dopasowuje odpowiednie zapisy.