Patologia, która narosła wokół niedoinwestowanego systemu służby zdrowia, od lat wpędza polskie szpitale w spiralę zadłużenia. Wyrok Sądu Najwyższego nieco poprawił sytuację, ale w ocenie ekspertów cios w konsorcja obsługujące szpitale może im się odbić czkawką. - Ostatecznie szpitale mogą zapłacić nawet więcej. Z mojego doświadczenia wynika, że firma farmaceutyczna niebędąca w konsorcjum, a dostarczająca leki szpitalom z kłopotami może wkalkulować ryzyko dłuższego oczekiwania na pieniądze w cenę - mówi Jarosław Maroszek, dyrektor Departamentu Zdrowia Województwa Dolnośląskiego.
Tworzenie przez dostawców sprzętu medycznego i lekarstw konsorcjów z firmami finansowymi w celu obejścia zakazu handlu szpitalnymi długami SN uznał za niezgodne z obowiązującym prawem już w czerwcu. Jednak dopiero ostatnio sądy po raz pierwszy wykorzystały to orzecznictwo. Tak stało się w przypadku dwóch szpitali w Warszawie, kiedy to sąd zdecydował, że nie ma podstawy prawnej do wypłacenia kilkuset tysięcy złotych zobowiązań na rzecz jednej z firm, która wchodzi w skład takiego właśnie konsorcjum.
Nie oznacza to jednak, że te długi znikną. - Szpital i tak będzie musiał je zapłacić, tyle że bezpośredniemu dostawcy. Przez to może być nieco spokojniej, bo komornicy nie będą się pojawiali tak szybko, ale to i tak nie rozwiązuje problemu - mówi Jarosław Maroszek, który przypomina, że grzechem pierworodnym naszego systemu jest niedoszacowanie świadczeń medycznych. - Gdyby nie niskie wyceny NFZ, w ogóle byśmy o tym problemie dziś nie rozmawiali - dodaje.
W jego regionie na 366 mln zł długu wszystkich szpitali, których organem założycielskim jest Urząd Marszałkowski, 14,3 mln zł związanych jest z sześcioma umowami na rzecz konsorcjów. Jak ocenia samorządowiec, nie jest powiedziane, że to spokojniejsze spłacanie należności wiązać się będzie z jakimiś oszczędnościami.
- Ostatecznie to orzecznictwo może spowodować, że szpitale zapłacą więcej. Z mojego doświadczenia wynika, że firma farmaceutyczna niebędąca w konsorcjum, a dostarczająca leki szpitalom z kłopotami może wkalkulować ryzyko dłuższego oczekiwania na pieniądze w cenę produktów - mówi Maroszek, który dodaje, że niekiedy placówkom pod jego nadzorem lepiej negocjowało się z firmami finansowymi wchodzącymi w skład konsorcjów niż bezpośrednio z dostawcami.
Wracamy do starych zasad gry
Podobnie całą sprawę postrzega Piotr Nowicki, dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 1 we Wrocławiu, który w ciągu czterech lat obniżył zadłużenie swojej placówki o ponad 40 mln zł i zna ten temat od podszewki.
- Dzięki temu wyrokowi szpitale będą lepiej chronione, a obejście prawa z konsorcjami również i dla nas stanowiło poważny kłopot. Wyrok powoduje, że dostawca będzie musiał się dogadywać na spłatę długów bezpośrednio ze szpitalem. Nie zastąpi go już instytucja finansowa, która od razu przystępowała do windykowania. Przywracamy po prostu stare zasady gry - mówi dyrektor, który w przeciwieństwie do Maroszka spodziewa się, że może to jednak oznaczać finansowe korzyści. W tej chwili trudno je jednak oszacować.
- Na razie jeszcze nie liczyliśmy, na ile to orzecznictwo pozwoli nam uniknąć kosztów bezprawnego, jak się okazało, naliczania opłat związanych z windykacją i odsetkami - dodaje.
Nie ulega jednak wątpliwości, że to dość istotna zmiana w odwiecznym boju polskich szpitali o przetrwanie, choć nie oznacza ich automatycznego oddłużenia. Mniejsza będzie jednak presja i niebezpieczeństwo utraty płynności finansowej. Praktyka pokazała, że konsorcja zachowują się w relacji ze szpitalami zupełnie inaczej niż dostawcy.
Tak działo się przed kilkoma miesiącami w przypadku warszawskiego szpitala Dzieciątka Jezus, który otrzymał tytuł egzekucyjny na blisko pół miliona zł. W przypadku takiego zachowania firmy windykującej nie ma już pola na negocjacje i rozłożenie długu. Komornicy szybko przystępują do działania i rozchwiane finansowo placówki mogą mieć poważne problemy z zapewnieniem swojego normalnego funkcjonowania.
Na drugiej stronie dowiesz się, jak długo polskie szpitale zwlekają z regulowaniem zapłaty za dostarczony towar
Jak systemowo obejść prawo
Temat nie jest nowy. Od wielu już lat w związku z niskim kontraktowaniem usług szpitali przez NFZ placówki służby zdrowia w Polsce mają poważne problemy z finansowe. W zależności od zarządzania i kreatywności swoich dyrektorów w różnym stopniu radzą sobie z płatnościami za zamówione usługi i produkty, jak choćby lekarstwa i materiały medyczne. Niestety, z reguły nie idzie im to najlepiej.
Według szacunków współpracującej z dostawcami na zasadach konsorcjum firmy Nettle, średnio polskie szpitale płacą po 230 dniach. Powinny po 60. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że zadłużanie się placówek jest raczej stanem permanentnym niż przejściowym. W związku z tym na rynku pojawiły się firmy, które zdecydowały się zarabiać na tej niedoskonałości naszego systemu.
Choć prawo jasno mówi, że odsprzedanie długu szpitala jest możliwe tylko, kiedy zgodzi się na to jego organ założycielski, czyli np. Marszałek Województwa, i na to przedsiębiorcy z tego sektora znaleźli sposób. - Temat konsorcjów pojawił się jakoś 2-3 lata temu, kiedy próbowano systemowo ominąć zakaz handlowania długami. Wchodzenie naszych dostawców w konsorcja z firmami finansującymi zakup pozwalało tym drugim nas windykować - mówi Piotr Nowicki.
Przez to połączenie konsorcjum zyskiwało większe doświadczenie w obsłudze zadłużenia, które wnosiła instytucja finansowa. Handlu długiem nie było, ale de facto to już nie był problem dostawcy, tylko finansowej części konsorcjum. Skutkowało to najczęściej bardziej sprawną i niekiedy uciążliwą dla szpitala windykacją. Wyrok SN zmienia tę sytuację i, jak już powiedział Nowicki, szpitale i dostawcy wracają do starych zasad gry.
Winny system, a nie konsorcja?
Nettle przekonuje jednak, że nie można za całe zło obwiniać dostawców, którzy szukali wsparcia w instytucjach finansowych. Firma zwraca uwagę, że wielu dostawców produktów medycznych, jak i usług po prostu nie może sobie pozwolić na tak długie oczekiwanie na pieniądze ze strony szpitali. Dlatego powstały konsorcja, w których między innymi ta firma pomaga niejako kredytować te dostawy dla szpitali.
Jak powiedziała nam Ewa Doroszuk z Nettle, dostawców leków nie stać na kredytowanie szpitali, gdy te nie mogą wywiązać się terminowo ze swoich zobowiązań finansowych. - Dostawcy stają więc przed wyborem wstrzymania dostawy lub poszukiwania innych źródeł finansowania. Współpraca w ramach dystrybucji bezpośredniej umożliwia firmom farmaceutycznym prowadzenie działalności w dotychczasowym zakresie, ale bez obaw o utratę płynności finansowej i niemożność zakupu leków dla pacjentów - dodaje.
Te argumenty trafiają do Jarosława Maroszka. - Doskonale rozumiem prywatnego przedsiębiorcę, który chce się zabezpieczyć w sytuacji tak długiego oczekiwania na pieniądze. Z drugiej jednak strony trzeba zrozumieć też ustawodawcę, który chce uchronić placówki służby zdrowia przed utratą stabilności finansowej - mówi samorządowiec.
Przedstawicielka Nettle zwraca również uwagę na fakt, że SN w swoim czerwcowym wyroku nie zakwestionował skuteczności prawnej umów o konsorcjach, ale uznał, iż każdą należy analizować odrębnie, mając na uwadze jej cel.
- Jeśli byłoby nim wyłącznie obejście art. 54 ust. 5 ustawy o działalności leczniczej, czyli cesja wierzytelności Samodzielnych Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej, umowę należałoby uznać za nieważną. Jednak kiedy istnieje faktyczne uzasadnienie dla zawarcia umowy, brak jest podstaw do podważenia jej ważności - dodaje Doroszuk.