Miały świecić, rozbijać szyby i sprawdzać się w trudnych warunkach pogodowych. Długopis jak nóż - takie marzenie miał kilka dni temu resort i zamówił tysiąc "długopisów taktycznych". Wartość? Kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ministerstwo Antoniego Macierewicza właśnie wycofało się z pomysłu. Powód? Gadżet nie spełniałby roli promocyjnej.
W ubiegły piątek media obiegła informacja, że Ministerstwo Obrony Narodowej organizuje przetarg na gadżety promocyjne. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale oprócz smyczy, znaczków, plakietek i przypinek z logo Wojska Polskiego na liście życzeń znalazły się też "długopisy taktyczne". Okrągły tysiąc takich sprzętów miał kosztować ponad 80 tys. zł.
Długopisy według specyfikacji zamówienia miały być wyposażone w latarkę, zbijak do szyb i nożyk. Poza tym miały sprawdzać się nawet w trudnych warunkach atmosferycznych. Ministerstwo Obrony Narodowej chciało, by długopis tak samo działał w temperaturze i -37 stopni, i 120 stopni Celsjusza.
Poza tym całość miała być wykonana ze wzmocnionego aluminium lotniczego i być elegancko zapakowana w pudełko wypełnione miękką gąbką.
Fragment specyfikacji zamówienia Ministerstwa Obrony Narodowej. Całość można znaleźćtutaj
Ministerstwo Obrony Narodowej właśnie przyznało, że długopisy taktyczne są zbyt fantazyjnym pomysłem. "Dziękujemy za interwencje w sprawie długopisowych gadżetów, w sposób oczywisty nie spełniających roli promocyjnej MON i zbyt drogich. Zamówienie zostało wycofane" - poinformowała Katarzyna Jakubowska z biura prasowego MON.