Z przewoźnikami z krajów Zatoki Perskiej problem mają też europejskie linie lotnicze.
- Każde międzynarodowe połączenie zamknięte przez amerykańskie linie przez ekspansję dotowanych przewoźników z krajów Zatoki to ponad 1,5 tys. straconych miejsc pracy w Stanach - bije na alarm koalicja amerykańskich linii lotniczych, czyli Partnerstwo na rzecz Otwartego i Uczciwego Nieba. Partnerstwo reprezentuje interesy m.in. American Airlines, Delta Air Lines i United Airlines, czyli ścisłą czołówkę największych linii lotniczych świata.
Rzeczniczka koalicji Jill Zuckman nie przebiera w słowach. - Liczymy na współpracę z Donaldem Tumpem i jego ekipą, by chronić amerykańskie miejsca pracy. Czyli przy czymś, czego administracja Obamy nie była w stanie zrobić - mówi w oficjalnym oświadczeniu.
Skąd u największych przewoźników świata taka mobilizacja? Otóż kilka dni temu linia lotnicza Emirates - działająca także w Polsce - ogłosiła, że otwiera nowe połączenie. Będzie latać z Dubaju przez Ateny do Nowego Jorku. Codziennie. To pierwsze takie połączenie z Nowego Jorku do stolicy Grecji od 2012 r. Boeingi z 354 miejscami na pokładzie będą latać od połowy marca. To już drugie połączenie między Stanami a Europą obsługiwane przez Emirates. Od 2013 r. linia lata z Nowego Jorku do Mediolanu.
Partnerstwo na rzecz Otwartego i Uczciwego Nieba odebrało zapowiedź o otwarciu nowego połączenia, która pojawiła się zaledwie trzy dni po inauguracji prezydentury Trumpa, jak policzek. - To brutalne pogwałcenie porozumienia o otwartym niebie. Emirates rzucają nam rękawicę - uważa Jill Zuckman. Rząd Stanów Zjednoczonych ma ponad sto takich porozumień z partnerami z całego świata. Szacuje się, że rocznie przynoszą one około 4 mld dolarów zysków.
Amerykanów rozsierdza, że linie z krajów Zatoki Perskiej, jak właśnie Emirates, ale też Etihad czy Qatar Airways, otrzymują potężne wsparcie od swoich właścicieli, o jakim przewoźnicy amerykańscy czy europejscy nie mogą nawet marzyć. Chodzi o subsydia i dopłaty do paliwa. Dzięki nim arabskie linie mogą rozwijać siatkę połączeń i odbierać pasażerów innym liniom lotniczym.
Linie lotnicze zza Oceanu nie są jedynymi, które skarżą się na ekspansję linii z krajów Zatoki. Zwracała na to uwagę także Lufthansa. Niemiecka linia opublikowała oświadczenie, że choć zatrudnia ponad 300 tysięcy osób i płaci rocznie około 23 mld euro podatków i innych datków na cele społeczne, to i tak przegrywa konkurencję z liniami hojnie wspieranymi przez swoje rządy.
Komisja Europejska wprawdzie zapowiedziała "nowe środki przeciw nieuczciwym praktykom", ale na razie na zapowiedziach się skończyło.