Amerykański prezydent-elekt, zanim przejmie władzę, musi rozwiązać problem konfliktu interesów. Najpierw była mowa o kredycie na 300 mln dol., a teraz zrobiło się głośno o fundacji imienia Donalda Trumpa. Najprościej byłoby ją zamknąć, ale nie zgadza się na to prokurator, który bada sprawę, m.in. nielegalnych transferów dokonywanych przez rachunki fundacji.
Donald Trump chce zamknąć jedną ze swoich fundacji charytatywnych. Liczy na to, że w ten sposób uniknie oskarżeń o konflikt interesów - informuje agencja Bloomberg. To jednak raczej drugorzędny powód. Głównym problemem, o którym nie wspomina polityk, jest fakt, że trwa wobec fundacji śledztwo.
Chodzi o "Donald J. Trump Foundation", która zarządza aktywami wartymi 1,67 mln dol., czyli około 7 mln zł. Organizacja ta przekazuje pieniądze, m.in. na weteranów wojennych, którzy służyli dla ojczyzny czy potrzebujące dzieci. Wokół niej jest jednak wiele kontrowersji. Może być więc bardzo niewygodna dla prezydenckiej kariery Trumpa.
Od września toczy się postępowanie w sprawie naruszeń, jakie wykazało dziennikarskie śledztwo "Washington Post". Fundacja nie ma m.in. certyfikatu potrzebnego do zbierania datków, jakiego wymaga stanowe prawo. Zresztą wpłacane pieniądze miały być wykorzystywane niezgodnie ze statutem, m.in. na prowadzenie kampanii wyborczej czy prywatne zakupy.
"Washington Post" wskazywał też na to, że wiele osób, wpłacających pieniądze na fundacje, było dłużnikami Donalda Trumpa. Jeśli to miała być forma zwrotu zobowiązań, to tym sposobem udawało się mu unikać płacenia podatków.
Donald Trump najprawdopodobniej nie będzie w stanie tak szybko pozbyć się problemu, jak by chciał. W odpowiedzi na jego publiczne oświadczenie szybko zareagował rzecznik prokuratora generalnego zajmującego się sprawą.
"Nie ma prawnych możliwości zamknięcia fundacji przed zakończeniem śledztwa" - napisała Amy Spitalnick na Twitterze.
O poważnym konflikcie interesów pisaliśmy w piątek także w kontekście powiązań Trumpa z Deutsche Bankiem. Prezydent-elekt ma tam kredyt na około 300 mln dolarów. Niemiecki gigant miał w latach 2005-2007 sprzedawać tzw. toksyczne produkty, zabezpieczane hipotecznie. Dlatego od kilku lat przyglądała się mu amerykańska administracja, która żąda ponad 7 mld dolarów kary.
- To wygląda strasznie, jeśli urzędnicy podlegający prezydentowi decydują o banku, w którym ma on kredyty - skomentował sytuację dla Bloomberga prof. Richard Painter z Uniwersytetu w Minnesocie. - Rząd USA ciągle ma do czynienia z bankami. A jeśli ma w nich długi, to istnieje ryzyko, że przy niektórych regulacjach będzie dla nich łaskawszy lub mniej wymagający. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.rel="nofollow">