Prezydent Donald Trump przedstawił w środę na wiecu w Indianapolis szczegóły reformy systemu podatkowego. "Przewiduje ona największą w historii redukcję podatków" - wskazał. - Będzie jedyną w życiu pokolenia szansą na odbudowę amerykańskiej wielkości - dodał.
Jak zapewniał w środę amerykański prezydent, reforma fiskalna sprawi, że "do Ameryki powrócą utracone miejsca pracy".
Wystąpienie prezydenta Trumpa na wiecu w Indianapolis i wcześniejsza konferencja prasowa przywódców Partii Republikańskiej w Kongresie, to zapowiedź, że Republikanie - wobec jawnego niepowodzenia podejmowanych przez nich od siedmiu lat prób zniesienia programu opieki medycznej Obamacare, zamierzają obecnie skupić swą uwagę na drugiej podstawowej obietnicy wyborczej Donalda Trumpa, jaką była radykalna reforma systemu podatkowego Stanów Zjednoczonych.
Kodeks podatkowy USA, który w roku 1913 roku liczył tylko 400 stron tekstu, obecnie - po 104 latach wprowadzania poprawek, dodatków i rozporządzeń wykonawczych - liczy 70 tys. stron.
Ściąganiem podatków i egzekwowaniem tysięcy rozporządzeń fiskalnych zajmuje się podległy ministerstwu skarbu, urząd podatkowy IRS, czyli Internal Revenue Service (Służba dochodów wewnętrznych), nazywany złośliwie przez Amerykanów - służbą dochodów "piekielnych" (gra słów: internal - infernal. Ta agencja rządowa USA, która podlega Departamentowi Skarbu, zatrudnia obecnie ponad 80 tys. pracowników.
W swoim przypominającym atmosferę wiecu wyborczego wystąpieniu Donald Trump zapowiedział w środę zastąpienie obecnego zawiłego systemu podatkowego systemem, który będzie prosty i zrozumiały dla podatników.
Biały Dom proponuje obniżkę najwyższej stawki PIT do 35 proc. z 39,6 proc., przy czym zostawia wolną rękę Kongresowi, jeśli chodzi o wprowadzenie ewentualnego kolejnego progu dla najlepiej zarabiających. Niemal dwukrotnie, do 12 tys. USD, zwiększona ma być standardowa ulga podatkowa.
Stawka CIT ma być ścięta do 20 proc. z 35 proc., z możliwością obniżenia podstawy opodatkowania o wydatki kapitałowe na co najmniej pięć lat.
Nowa ustawa zakłada zmniejszenie liczby progów podatkowych dla podatników indywidualnych do trzech (12, 25 i 35 proc.) z siedmiu.
Przewiduje również zniesienie podatku od spadku ("pośmiertnego"), który w roku 2016 obejmował dziedziczenie spadków o wartości wyższej od 5,45 mln USD. Zniesienia tego podatku domagali się od lat nie tylko najbogatsi Amerykanie, ale również przedstawiciele lobby farmerskiego wskazując, że kombajny i inne nowoczesne maszyny rolnicze kosztują często powyżej 1 mln USD, a zatem dziedziczone przez dzieci farmerów gospodarstwa rolne mają (na papierze) wartość wyższą niż kwota wolna.
Projekt przewiduje także jednorazowe opodatkowanie środków finansowych trzymanych obecnie poza granicami USA przez firmy w przypadku ich repatriacji. Spłata podatku mogłaby być rozłożona na kilka lat. Stawka daniny nie jest na razie znana.
Współpracownicy Trumpa pracujący nad reformą fiskalną twierdzą, że nowe rozwiązania mogłyby przyczynić się do zwiększenia liczby miejsc pracy w sektorze produkcyjnym amerykańskiej gospodarki poprzez stymulowanie inwestycji, pociągając za sobą redukcję ciężaru podatkowego dla klasy średniej i nakłaniając wielkie amerykańskie korporacje do sprowadzenia do kraju przechowywanych obecnie za granicą środków szacowanych na ok. 2,7 bilionów USD.
Biały Dom ma nadzieję na przegłosowanie reformy do końca roku. Obserwatorzy pozostają jednak sceptyczni co do takiej perspektywy, z uwagi na podziały w obozie Republikanów. Ponadto, jeżeli ostateczna wersja ustawy zwiększy w perspektywie dziesięcioletniej deficyt budżetowy, to będzie musiała zostać przegłosowana w Senacie większością 60 głosów (na 100), co wymagać będzie wsparcia Demokratów.
Prezydent Donald Trump zadeklarował w Indianapolis gotowość do współpracy z Kongresem. Chęć współdziałania z deputowanymi z obu głównych partii świadczy - zdaniem amerykańskich komentatorów - że Trump wyciągnął wnioski z bolesnej porażki, jaką były nieudane próby obalenia systemu Obamacare.