- "Co jeszcze ukrywasz?" – pytali w sobotę swojego prezydenta Amerykanie w Nowy Jorku, Los Angeles, Waszyngtonie i prawie 150 innych miastach. Pytali głośno, bo wychodząc przy tym na ulice. Protestujący domagali się od Donalda Trumpa ujawnienia zeznań podatkowych z ostatnich kilku lat.
Sprawa zeznań podatkowych toczy się jeszcze od kampanii wyborczej. Już wówczas żądano od Donalda Trumpa ujawnienia zeznań podatkowych. Ten odmawiał, twierdząc, że nie może tego zrobić, ponieważ bada je Federalny Urząd Skarbowy.
Mimo że amerykańska skarbówka twierdziła, że nie ma żadnych przeszkód i zeznania mogą zostać pokazane światu, Trump nadal lawirował. Dziś twierdzi po prostu, że zeznań podatkowych nie pokaże, bo nikogo one nie interesują.
Nie jest to najlepsza argumentacja szczególnie po serii protestów w wielu amerykańskich miastach. Jeden z demokratycznych senatorów, Ron Wyden z Oregonu, który zasiada w senackiej komisji ds. finansów, powiedział, że Trump jest jak nastolatek, który próbuje ukryć swoje marne świadectwo szkolne.
Ale za niechęcią do ujawnienia tych informacji może stać coś jeszcze. Zaraz po Świętach Kongres ma zająć się reformą systemu podatków federalnych. Przeciwnicy amerykańskiego prezydenta twierdzą, że Donald Trump może starać się forsować korzystne dla siebie zmiany, a ewentualny konflikt interesów łatwiej ukryć, nie upubliczniając zeznania podatkowego.
Wielu Amerykanów uważa, że upublicznianie zeznań podatkowych przez prezydentów powinno być obowiązkowe.
Amerykanie wyszli na ulicę w Wielką Sobotę nieprzypadkowo. 15 kwietnia to bowiem tradycyjnie ostatni dzień na składanie federalnych zeznań podatkowych w USA. W tym roku jednak ze względu na wypadające Święta Wielkanocne został on wydłużony o dwa dni.
Marsze podatkowe w USA przebiegły spokojnie, jedynie w Berkley w Kalifornii doszło do niewielkich zamieszek. Starcie zwolenników i przeciwników prezydenta skończyło się aresztowaniem dziewięciu osób.
Co wiemy dziś o podatkach Trumpa?
Jeszcze przed wyborami na urząd prezydenta, jesienią 2016 r. "New York Times" opublikował zeznanie podatkowe Donalda Trumpa z 1995 r. To była bomba, która mogła odebrać mu szansę na wygranie wyborów.
Z dokumentów NYT wynikało bowiem, że Trump wykazał stratę w wysokości 916 mln dol. A to oznacza, że zgodnie z prawem mógł unikać płacenia podatków przez kolejnych 18 lat. Wystarczyło wykorzystać specjalne regulacje przeznaczone dla inwestorów z branży nieruchomości.
Ta bomba go nie zatopiła, ale w marcu 2017 r. nastąpił kolejny atak na tym froncie.
15 marca telewizja MSNBC ujawniła zeznanie podatkowe prezydenta z 2005 r. Biały Dom groził, że jego publikacja jest nielegalna, ale groźby na nic się zdały.
Z dokumentów wynika, że Donald Trump zapłacił 36,5 mln dol. podatku od dochodu z wysokości 153 mln dol. Dużo? Niemało, to 24 proc., czyli więcej niż płaci przeciętny Amerykanin. Tylko że zgodnie z prawem Trumpa powinna obowiązywać stawka jeszcze o kilka procent wyższa.
- Kto w tym kraju płaci 24-procentowy podatek? Małżeństwa z dwoma źródłami dochodów, które zarabiają około 400 tys. dolarów rocznie. Donald Trump i jego żona zarabiają 400 tys. dolarów dziennie - mówił w telewizyjnym programie David Cay Johnston, dziennikarz, laureat nagrody Pulitzera, do którego dokumenty dotarły.