Rządzący chcą abyśmy lepiej radzili sobie z bronią i mieli do niej łatwiejszy dostęp. Stąd też program budowania strzelnic, zasilanych z zapasów wojskowych amunicją i bronią. - To ma sprawić, że organizacje proobronne będą lepiej "ostrzelane" więc skuteczniejsze w ewentualnej walce. Jak słyszę te argumenty, to ręce mi opadają - mówi Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta.
W projekcie PiS, dotyczącym dostępu do broni, wiele zapisów ma na celu silniejsze wspieranie przez MON organizacji proobronnych. Jeżeli nowe prawo zostanie przyjęte, armia będzie mogła przekazywać im broń i amunicję, którą planowała wycofać z zapasów, odsprzedać lub zutylizować.
Wystarczy, że taka organizacja podpisze z MON umowę i może liczyć na tego rodzaju wsparcie. Opozycja i eksperci, krytykujący takie rozwiązanie, zwracają uwagę na to, że broń wojskowa, do której dzięki ustawie zyskałyby dostęp organizacje strzeleckie, jest niezwykle niebezpieczna.
Tak jak wycofywany z uzbrojenia AK 47 Kałasznikow, którego amunicja przebija niektóre kamizelki kuloodporne. Podczas prac nad ustawą Biuro Analiz Sejmowych zwracało też uwagę, że wprowadzając do użytku cywilnego broń maszynową, możemy łamać prawo unijne.
Taniej oddać niż utylizować
Jednak zdaniem posłów wnioskodawców takie rozwiązanie jest po prostu racjonalne. Posłanka sprawozdawczyni Anna Siarkowska z PiS nie znalazła dla nas czasu, by porozmawiać o ustawie. Jednak, jeszcze zanim rozpoczęła się na dobre sejmowa debata, przekonywała w defence24.pl, że stoi też za tym rachunek ekonomiczny.
"Dzisiaj za nabój do przysłowiowego "kałasznikowa" na strzelnicy musimy zapłacić 3 zł. [...] Podczas gdy wojsko ma wiele takiego typu amunicji na stanie i musi ją w jakiś sposób wykorzystać, bo jeżeli ona nie będzie wykorzystana, to będzie zutylizowana. Utylizacja też kosztuje, bo dzisiaj zutylizowanie jednego naboju do AK-47 to koszt ok. 5 zł" – mówiła pani poseł, która jest też przewodnicząca sejmowej podkomisji ds. społecznych w wojsku.
Już podczas sejmowej debaty o tym, że to nie liberalizacja, a racjonalizacja mówił wiceminister obrony narodowej Michał Dworczyk. Przekonywał, że rzeczywiście wojsko płaci miliony za utylizowaną amunicje, której kończy się okres ważności do użycia.
Jaka jest skala tego zjawiska? Jak wiele takiej amunicji ma armia i jak kosztowna jest jej utylizacja? MON niestety uchyla się od odpowiedzi na te pytania. Mimo próśb i ponagleń, do czasu opublikowania tego artykułu, MON nie przesłała nam żadnej odpowiedzi w tej sprawie.
Brak podstawowych analiz?
Warto jednak wiedzieć, że taka współpraca organizacji proobronnych z resortem obrony nie jest czymś niezwykłym. - To nie jest jakiś nasz polski wynalazek. Takie odsprzedawanie czy przekazywanie starszej, ale ciągle jeszcze nadającej się do użycia amunicji, jest dość powszechne w Europie i świecie. Dzieje się tak np. na Litwie, Łotwie, Estonii, Szwajcarii i USA - mówi Remigiusz Wilk, ekspert ds. uzbrojenia i redaktor naczelny branżowego magazynu MILMAG.
Jak podkreśla ekspert, z wojskowego punktu widzenia też ma to uzasadnienie. W większości państw, jak Europa długa i szeroka, ministerstwa obrony wspierają takie organizacje. Dzieje się tak, bo bardzo często w nich właśnie strzelanie ćwiczą rezerwiści, którzy tym samym utrwalają sobie umiejętności zdobyte podczas służby.
Czy zatem jest tak, że w związku z tą ustawą nie mamy, jako obywatele, powodów do niepokoju? Czy zmiany w zasadach przyznawania pozwoleń na broń nie powinny nas martwić?
- Wnioskodawcy pieją z zachwytu nad projektem. Ciągle tylko powtarzają, jak to będzie pięknie, kiedy każdy będzie mieć broń. Ciągle się podkreśla, że komuna ograniczała, a teraz my zrobimy inaczej. Jednak nie odpowiadają na jedno zasadnicze pytanie. Nie ma analizy, z której wynikałoby, co będzie konsekwencją przydzielenia setek tysięcy sztuk broni obywatelom, bo nie mam wątpliwości, że takie to mogą być liczby - mówi Jerzy Dziewulski.
Były szef ochrony prezydenta Kwaśniewskiego i ekspert od terroryzmu podkreśla również, że powszechny dostęp do broni w sytuacji kryzysowej, jak np. atak nożownika w centrum handlowym, może tylko pogorszyć sprawę. Nie jest jednak z pewnością żadną gwarancją większego bezpieczeństwa obywateli.
Uzbrojony i nietrzeźwy
- Gdyby tam w tej galerii kilku klientów miało przy sobie broń, doszłoby do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Policjant czy agent ochrony do nich mógłby otworzyć ogień, albo oni - przez zła ocenę sytuacji - mogliby zacząć strzelać do siebie wzajemnie i wybuchłaby potworna strzelanina – mówi Jerzy Dziewulski.
Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeszcze jeden element zapisany w ustawie, który budzi jego wątpliwości.
- Do tej pory każdemu obywatelowi z bronią, który znajduje się pod wpływem alkoholu, grożą surowe konsekwencje karne. Tymczasem teraz proponuje się zapis, że nie powinno się przemieszczać z bronią w stanie nietrzeźwym. Nie jest to jednak związane z prawnymi konsekwencjami. To tak jakby kierowcom powiedzieć, że nie powinni pić, siadając za kierownice - mówi Dziewulski.
W ustawie zapisano też, że o pozwolenie na broń automatyczną, która dziś jest praktycznie niedostępną, będą mogli się starać członkowie stowarzyszeń strzeleckich i proobronne. Wystarczy, że będą co najmniej rok jego członkami. Taką broń mogliby też dostać prowadzący agencje ochrony.
Strzelnica w każdym powiecie
- To skrajnie nieodpowiedzialne. Ja rozumiem, że niektórym marzy się, by w Polsce na podobieństwo Izraela np. ludzie przechadzali się z bronią automatyczna po ulicach, ale my nie żyjemy w Izraelu. Nie jestem przeciwny ćwiczeniem strzeleckim, ale taka broń powinna być w magazynach, a nie pod łóżkiem - mówi Dziewulski.
Jak dostęp do takiej broni wygląda w innych krajach, gdzie resorty obrony współpracują z organizacjami proobronnymi? - Jeżeli mówimy o karabinach maszynowych, to robi się to tak, że ta broń jest w magazynach i wydaje się ją na strzelania - mówi Remigiusz Wilk.
Ekspert zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. W Polsce jest bardzo mało strzelnic dopuszczonych do używania broni maszynowej. To jednak wkrótce może się zmienić. Jak już pisaliśmy w money.pl rząd chce, żeby program "Sokół - strzelnica w każdym powiecie" był masowy i powszechny, a strzelnice powstawały w Polsce, jak grzyby po deszczu. MON ma wydać budowę i rewitalizacje już istniejących obiektów nawet do 600 mln zł.
- Efekt tego będzie taki, że powstanie mnóstwo licznych organizacji proobronnych. Taką mamy mentalność, skoro dają broń, to trzeba ją wziąć. Nie mam też cienia wątpliwości, co do jednego. To próba organizowania zaplecza dla Macierewicza. On zdaje sobie sprawę że odchodząc z MON przejdzie w niebyt, a to jest człowiek o niezwykłych ambicjach – podsumowuje Jerzy Dziewulski.