Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych twierdzi, że została odcięta od prac nad nowym dowodem osobistym. W rządzie trwa konflikt o to, kto i jak powinien robić dokumenty. Streżyńska chce tanich dowodów w komórce, drugi obóz walczy o dowody plastikowe z czipem.
Szacunki wskazują, że chodzi o 1-1,5 mld zł. Niektórzy mówią o kwocie przekraczającej grubo ponad 2 mld zł, które pochłonie druk nowych dowodów osobistych.
Wygląda na to, że w rządzie są dwa obozy. Anna Streżyńska trzyma razem Ministerstwem Rozwoju kierowanym przez Mateusza Morawieckiego. Przeciwko nim występuje PWPW, za którym stoją współpracownicy Antoniego Macierewicza, wspierani przez Mariusza Błaszczaka i jego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Kilka dni temu szefowa cyfryzacji zaprezentowała swój dowód w komórce pod nazwą mDokumenty. Koszt jego wdrożenia to mniej niż 5 mln zł. Później rocznie trzeba będzie jeszcze wykładać niecały milion na utrzymanie systemu.
Pomysł dowodu w komórce już zdążyło skrytykować MSWiA. Jego urzędnicy twierdzą, że projekt jest bezużyteczny dla obywateli i drogi, bo będzie wymagał dostawy smartfonów lub tabletów dla 100 tys. mundurowych, a poza tym powiela możliwości, jakie dać ma nowy plastikowy e-dowód z czipem.
- Pomysł związany z budową mDokumentów tworzy kolejną kategorię, nie wpisując się w ww. system - pisał resort w dokumencie wysłanym w ramach konsultacji.
Cytat podajemy za portalem cashless.pl. Pisma zniknęły bowiem ze stron Ministerstwa Cyfryzacji, a cały punkt dotyczący mDokumentów został zdjęty z porządku obrad Komitetu Rady Ministrów ds. Cyfryzacji na dzień przed spotkaniem.
Gra o polski dowód
To tylko wycinek konfliktu, który trwa od dłuższego czasu. Kilka miesięcy temu PWPW, którego prezesem jest bliski współpracownik Antoniego Macierewicza, Piotr Woyciechowski, wysłał do rządu Beaty Szydło, w którym skarży się na Streżyńską i urzędników Morawieckiego.
"Według informacji pochodzących z Ministerstwa Rozwoju tą nieformalną i zamknięta grupę cashless paperless Poland obsługuje firma konsultingowa Boston Consulting Group wynajęta przez Związek Banków Polskich, a nie MR, co może rodzić pytania o to, w czyim interesie działa grupa" – czytamy w liście PWPW, do którego dotarł money.pl.
Dalej jest jeszcze ciekawiej. PWPW twierdzi, że kluczowe decyzje w sprawie cyfryzacji oraz nowych dowodów osobistych, podejmują pracownicy zagranicznych banków.
"Project Managerem całego przedsięwzięcia jest pracownik, wspomnianej już Boston Consulting Group, a strumienie programu są koordynowane przez przedstawicieli Związku Banków Polskich oraz banków, w tym mBanku, który należy do niemieckiego Comerzbank AG, którego największym akcjonariuszem jest Republika Federalna Niemiec" (pisownia oryginalna - przyp. red.) - czytamy w piśmie.
Zarówno BCG, jak i ZBP, nie odpisało na nasze pytania w tej sprawie. Informacje częściowo potwierdza samo Ministerstwo Cyfryzacji. Jego rzecznik przyznaje, że resort korzysta z wielu ekspertów.
- BCG zostało zaproszone do udziału w programie "Od papierowej do cyfrowej Polski" i – podobnie jak wielu innych ekspertów rynkowych - uczestniczy w tych pracach na zasadzie "pro bono", czyli nie pobiera za to żadnego wynagrodzenia. BCG pełni przy tym rolę koordynatora prac ekspertów z administracji (ministerstw i instytucji publicznych) oraz z rynku - mówi money.pl Karol Manys.
Kim z kolei jest przedstawiciel mBanku, o których pisze PWPW? Najprawdopodobniej chodzi o Zbigniewa Derdziuka. To były prezes ZUS, który obecnie jest doradcą banku. Na zarzuty wysuwane przez PWPW, mBank nie chciał odpowiedzieć, bo stwierdził, że nie zna pisma. Przyznał jednak, że jego pracownicy konsultują kwestie cyfryzacji państwa.
- Przedstawiciele mBanku wspierają program "Od papierowej do cyfrowej Polski". Bank już wcześniej uczestniczył w inicjatywach, które usprawniają działanie administracji publicznej i ułatwiają życie obywatelom – przekazał nam rzecznik mBanku, Krzysztof Olszewski.
Kto blokuje PWPW?
PWPW żali się też, że choć prosiła o możliwość uczestniczenia w pracach zespołów, nie została do nich dopuszczona. Blokować dostęp do konsultacji miał dyrektor w Ministerstwie Rozwoju Sebastian Christow. – Zgłosili się zbyt późno - mówi money.pl urzędnik resortu.
Wytwórnia w dokumencie zaznacza, że choć konsultacje dotyczą e-tożsamości, cyberbezpieczeństwa czy e-sądów, to w pracach nie uczestniczą przedstawiciele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (dotąd ten resort odpowiadał za dowody), Obrony Narodowej oraz Sprawiedliwości.
Jednocześnie państwowa drukarnia dokumentów krytykuje ustawę o usługach zaufania i identyfikacji elektronicznej. Dopuszcza ona wydawanie środków identyfikacji elektronicznej (np. podpisów elektronicznych czy Profilu Zaufanego) przez banki. PWPW twierdzi, że to „istotne rozszczelnienie systemu identyfikacji elektronicznej i uwierzytelniania, oznacza de facto rezygnację państwa z własnego monopolu na identyfikację i uwierzytelnianie obywateli”.
Pismo w sierpniu trafiło na biurko premier oraz kilku ministerstw. Przede wszystkim PWPW wysłało je jednak do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Spytaliśmy urząd, czy zajął się sprawą. Jasnej odpowiedzi jednak nie dostaliśmy.
- Każdy sygnał o możliwości naruszenia przepisów prawa w sprawie będącej w zakresie naszych kompetencji, jest zawsze szczegółowo analizowany i podejmowane są wszelkie niezbędne czynności - poinformowało money.pl biuro prasowe ABW.
PWPW nie odpowiedziało na żadne z naszych pytań. W piśmie skierowanym do money.pl przypomniało jedynie, że w czerwcu powstał międzyresortowy zespół do spraw e-dowodów.
Dowody za miliardy? Czy dowód w komórce za miliony?
Z czego wynikała tak wielka determinacja PWPW, że wysłał pismo-donos na minister Streżyńską i urzędników Ministerstwa Rozwoju?
PWPW chce dostać kontrakt na druk dowodów. Najlepiej na jak najwyższą kwotę. Nowy dokument miałby czip, a w nim zaszyfrowane kody umożliwiające dostęp do naszych danych. Każdy z nich to tzw. kontener. Jeden umożliwiałby zidentyfikowanie nas przez policjanta, drugi dałby podpis elektroniczny, kolejny byłby legitymacją ubezpieczeniową, a jeszcze inny pozwalałby na dostęp do naszej historii lekarzowi, a farmaceucie wydanie leków bez papierowej recepty. Nowe dokumenty zawierałyby też dane biometryczne. Jednocześnie mogłyby też być prawem jazdy czy dowodem rejestracyjnym auta.
W czym problem? Oczywiście w kosztach zakupu i wdrożenia takiej technologii. W uproszczeniu najtańszy dowód można wydrukować za kilka złotych za sztukę. Jeśli kontenerów będzie więcej, cena może wzrosnąć do kilkudziesięciu złotych. A wtedy zamiast miliarda złotych, PWPW dostaje kontrakt na ponad dwa miliardy.
- W 2018 roku powinny zostać wprowadzone e-dowody – mówił pod koniec października szef PWPW w rozmowie z Polskim Radiem. Wiele osób po tych słowach było mocno zaskoczonych. Jego wypowiedź przypomina bowiem sytuację, w której właściciel drukarni, a nie wydawca mówi, że w przyszłym roku znany pisarz opublikuje nową książkę.
Gigantyczny koszt nowych dowodów nie podoba się minister Streżyńskiej. Ona stoi na stanowisku, że nowe dowody elektroniczne powinny powstać, ale w wersji jak najskromniejszej. W resortach cyfryzacji i rozwoju pojawiały się nawet plany, aby dokumenty były wydawane przez banki. Te i tak muszą przecież drukować karty płatnicze, więc mogłyby je robić razem z dowodami. Ta koncepcja na razie upadła.
Streżyńska chce więc odchudzić jak najmocniej e-dowód, a zamiast niego proponuje przerzucenie jego funkcji do dowodu w komórce zwanego mID, m-dowodem, a ostatnio mDokumentami. Jej zdaniem zaoszczędzi to od kilkuset milionów do nawet miliarda złotych. Resort chce, by mDokumenty miały funkcję nie tylko dowodu, ale też szeregu innych dokumentów: ubezpieczenia samochodowego, prawo jazdy, karty zdrowotnej itd.
Jego wdrożenie przewidziane na połowę 2017. Problem w tym, że na początku mDokumenty będą raczej gadżetem niż pełnoprawnym dokumentem tożsamości. Nie zaciągniemy na nie kredytu w banku, nie wynajmiemy mieszkania czy nie pokażemy konduktorowi w pociągu.
Powstanie mDokumentów resort cyfryzacji oszacował na ok. 4,5 mln zł. Dodatkowo roczne koszty utrzymania, to mniej niż milion złotych. W skali państwa czy e-dowodów to znacznie mniej, niemal "grosze".
W tle kłótni o kształt przyszłych dokumentów tożsamości tyka zegar. Na dowody osobiste w plastikowej formie przeznaczono bowiem unijną dotację. Aby Polska mogła z tych pieniędzy skorzystać, trzeba je rozliczyć do wiosny 2019 roku. Jeśli data nie zostanie dotrzymana, Polska straci ok. 300 mln zł.