Jak informuje wtorkowy "Dziennik Gazeta Prawna", pół miliona zł rocznie to wzrost wydatków w średniej wielkości szpitalach. Te większe muszą się liczyć z jeszcze większymi podwyżkami.
Na przykład Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich musi się liczyć z podwyżkami rzędu 40 proc. Dziś na prąd wydaje około 550 tys. zł i we wtorek szefostwo szpitala ma negocjować z dostawcą energii.
- Nie przewidywaliśmy takiego wzrostu, to spory wydatek - mówi "DGP" Mariusz Nowak, dyrektor placówki.
Podobne podwyżki czekają nie tylko szpitale publiczne, ale również te prywatne. - Tomografy, nagrzewnice, klimatyzacja, blok operacyjny. To zużywa bardzo dużo energii - mówi Robert Zawadzki, wiceprezes spółki Magodent.
Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, dostawy i usługi to spora część wydatków polskich szpitali. Wszystkie wymagalne zobowiązania wyniosły w połowie 2018 roku 1,53 mld zł, podczas gdy właśnie dostawy to 1,42 mld zł. A całkowite zadłużenie sięga już prawie 12 mld zł.
Rośnie też presja płacowa w szpitalach. Jak podkreśla dyrektor szpitala w Lublińcu Barbara Szubert, jeszcze niedawno pensje stanowiły 75 proc. przychodów. Po obiecanych przez resort zdrowia podwyżkach wskaźnik ten rośnie do 85 proc.
A transfery z NFZ wcale nie rosną. Resort zdrowia przyznaje, że zadłużenie rzeczywiście rośnie, ale podobnie jak przychody. Pomóc może jednak nowelizacja tegorocznego budżetu. Ma ona dosypać do kasy Funduszu nawet 1,8 mld zł. "Środki mogą być wydatkowane w celu pokrycia planowanych kosztów świadczeń opieki zdrowotnej" - napisali autorzy nowelizacji.
To druga taka kroplówka dla NFZ w tym roku. W połowie roku była to kwota 1,3 mld zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * dziejesie.wp.pl*