– Znowu mamy spięcie, bałagan i wymuszone podróże po całym kraju za zamówionym drewnem – twierdzą przedstawiciele przemysłu drzewnego, cytowani przez „Rzeczpospolitą”. Z kolei leśnicy zapewniają, że „nic złego się nie dzieje”.
Lasy Państwowe twierdzą, że zdecydowały dostarczyć w ramach przyszłorocznej sprzedaży 40,4 mln m sześc. drewna, co powinno zaspokoić apetyt przemysłu. Surowiec w ofercie podzielono zgodnie z sugestią UOKiK: 70 proc. w puli dla stałych klientów z udokumentowaną historią zakupów i 30 proc. w ofercie otwartej dostępnej dla wszystkich rynkowych graczy.
Jak informuje „Rz”, drzewiarze znają powód zamieszania: zmniejszenie do 70 proc. puli surowca dostępnej w gwarantowanej podstawowej sprzedaży, niskie wadium i zniesienie wcześniejszych ograniczeń, czyli większa swoboda w składaniu zamówień, skłoniły przedsiębiorców do przypuszczenia szturmu na drewno oferowane wszystkim podmiotom gospodarczym przez nadleśnictwa w procedurze otwartej. Sytuacja zaskoczyła wszystkich.
Okazało się, że chętnych na zakup drewna jest mnóstwo, a popyt przeszło trzydziestokrotnie przewyższa podaż. W otwartej sprzedaży LP oferowały 10,6 mln m sześc. drewna, tymczasem masowo spływające oferty uczestników polowania na surowiec opiewały w sumie na 290,2 mln m sześc.
Nic dziwnego, że w oblężonych nadleśnictwach pod presją kupców gorączkowo dzielono drewno na mniejsze partie, aby dać szansę wszystkim zainteresowanym.
Szefowie Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego skupiającej rodzime tartaki i stolarnie są oburzeni, że na domiar złego za towarzyszące otwartej sprzedaży zamieszanie faktyczny monopolista – Lasy Państwowe – winą próbuje obarczyć wyłącznie drzewiarzy.
Sławomir Wrochna, prezydent PIGPD, tłumaczy, że po tegorocznej rekonstrukcji rządu, odejściu ministra środowiska Jana Szyszki i roszadach na szczycie Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych nowe władze LP zadeklarowały nowe podejście do ustalania zasad sprzedaży drewna, które od lat przypominają godzenie ognia z wodą.
Przemysł niezmiennie żąda większej podaży i niżej skalkulowanych cen, a samofinansujące się Lasy, administrujące 7,3 mln hektarów leśnego majątku Skarbu Państwa powtarzają, że znów dostarczą na rynek tylko tyle surowca, na ile pozwalają reguły zrównoważonej gospodarki leśnej i troska o kondycję powierzonych im drzewostanów.
Jak czytamy w „Rzeczpospolitej”, w opinii drzewiarzy nowe nieracjonalne zasady zburzyły całą strukturę zakupów drewna, powodując w większości firm poważne komplikacje. Przedsiębiorcy muszą sobie teraz radzić z wielokrotnym wzrostem liczby nadleśnictw, w których drewno będzie do odbioru, ogromnym rozdrobnieniem partii drewna przewidzianych do sprzedaży – a w konsekwencji znacznym wydłużeniem tras transportu.
Czytaj także: Lasy Państwowe budują drogi. Wydadzą rekordową kwotę
Andrzej Uchman, starszy specjalista Służby Leśnej ds. sprzedaży drewna w Generalnej Dyrekcji LP, twierdzi, że nikt, kto zna rynek w Polsce, nie powinien być zaskoczony, iż podaż drewna jest mniejsza niż popyt. Tak było w kraju od zawsze. Mimo zmiany reguł dotyczących sprzedaży większość z 40,4 mln m sześc. surowca przewidzianego na 2019 rok rozeszła się na pniu.
Według analiz Generalnej Dyrekcji w praktyce nie powinno być także problemu z odbieraniem drewna z nadleśnictw. – Od dawna nasi klienci mają możliwość skonsolidowania wielu zawartych umów w jedną albo kilka, a także dokonywania cesji między sobą. Dzięki temu nawet ci, którzy składali nieracjonalne oferty i w rezultacie zawarli mnóstwo umów na zredukowane, drobne ilości surowca, będą mogli w rzeczywistości odebrać drewno w jednym lub najwyżej kilku miejscach – twierdzi Uchman.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl