Starych drzew się nie przesadza - mawiają mądrzy ludzie. Nie ma większego znaczenia czy to dąb, czereśnia, czy też inna wierzba z gruszkami. Skutek bywa podobny: marnieją i usychają.
Bronisław Komorowski zapowiada, że nie będzie mieszkać w Pałacu Prezydenckim. Na miejscu prezydenta-elekta też nie miałbym ochoty zmarnieć i uschnąć. I to już na początku kadencji, więc nie dziwi mnie zupełnie jego niechęć do zasiedlania dwóch tysięcy metrów kwadratowych apartamentów na Krakowskim Przedmieściu. Niby wielkiej przeprowadzki organizować nie trzeba, bo Pałac to lokal już umeblowany, ale po latach w ciasnych 159 metrach kwadratowych na Powiślu, taka zmiana prowadzić może do agorafobii. Tej od przestrzeni, nie od mediów.
Zagospodarowanie trzech sypialni, trzech gabinetów, salonów, pokoju telewizyjnego, a nawet galerii dla muzyków to niemałe wyzwanie nawet dla licznej rodziny. A na dokładkę ten niechciany, zbierający tylko kurz żyrandol i tuż pod nosem rzeka, którą - jak wiadomo - spływać może do Bałtyku owa woda, co to ma do siebie, że się najpierw zbiera i stanowi zagrożenie. Sam stres tylko niepotrzebny i nawet sąsiada życzliwego nie ma, który kwiatki podleje i domu przypilnuje, kiedy gospodarz bawić będzie w Juracie, Lucieniu czy Wiśle.
[ ( http://news.money.pl/i/h/28/100124.jpg ) ]Bronisław Komorowski prezydentem(http://news.money.pl/artykul/bronislaw;komorowski;prezydentem,125,0,640125.html)
I niech marszałek nie słucha złorzeczeń, że to wstyd i hańba, by prezydent nie urzędował w Pałacu Prezydenckim, że Belweder za mały by pomieścić wszystkich urzędników kancelarii, a opuszczony pałac będzie bodaj najkosztowniejszym pustostanem w stolicy. Przecież poprzednicy też wprowadzali się na Krakowskie Przedmieście niechętnie i nie od razu, kadry Kancelarii Prezydenta w ostatnich dniach mocno stopniały, a na dodatek tu i ówdzie już pojawiają się pomysły przekształcenia Pałacu Prezydenckiego w hotel.
Skromność to niesłychanie cenna zaleta. A to ona właśnie - bo przecież nie populistyczna chęć pozowania na człowieka gardzącego luksusami - zniechęca zapewne marszałka do przeprowadzki. Pewnie nie czułby się komfortowo w lokalu, którego wynajęcie - zdaniem ekspertów od nieruchomości - kosztowałoby na wolnym rynku trzy razy więcej niż prezydencka pensja, czyli 62 tysiące złotych miesięcznie. Przez całą kadencję uzbierałoby się ponad 3,7 miliona złotych.
Kwota może nie szokuje, choć w porównaniu z nią dobytek lokatora, który przez prawie sześć kadencji pracy w Sejmie odłożył - według oświadczenia majątkowego - ledwie 140 tysięcy złotych, 1300 dolarów i 400 euro oraz kupił 1,9-hektarową działkę z drewnianym domem, szopą i wiatą za 100 tysięcy złotych, prezentuje się wyjątkowo skromnie.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Nic to, że lokatorzy kamienicy, w której obecny elekt zamierza nadal mieszkać po pracy, za sprawą funkcjonariuszy BOR-u czuć się będą zapewne niczym bohaterowie _ Big Brothera _. Lepsze wszak to, niż niedotrzymanie danego jeszcze w lutym słowa, że nie o Pałac w tych wyborach chodzi i narażanie się na złośliwości, że historia zatoczyła koło, bo mieszka się w miejscu, gdzie przed 232 laty miała miejsce premiera pierwszej polskiej opery _ Nędza uszczęśliwiona _.
Autor jest dziennikarzem Money.pl