Idą wybory, toteż polityczne masarnie pracują pełną parą. Niektórym, jak zwykle, zdarza się zamiast wyborczej kiełbasy wyprodukować gruszki. Na wierzbie.
Gdyby wybory zdarzały się co miesiąc, bylibyśmy bez wątpienia najszczęśliwszym narodem na Ziemi. Podatków *dawno by już nie było, zamiast fikcyjnego jednego okienka działałaby specjalna infolinia do zamawiania domowych wizyt urzędników, odpowiedzialnych za błyskawiczne założenie firmy. *Autostrad *byłoby już tyle, że kierowcy miejskich autobusów mieliby dylemat, którym pasem dziś dojechać do centrum. Pewnie nawet *Mistrzostwa Europy **dałoby się rozegrać na wszystkich stadionach _ Orlik _po kolei, żeby nikomu nie było przykro.
Niestety, wybory nie są tak częstym wydarzeniem, toteż do ideału dochodzić musimy drobnymi kroczkami. Drobnymi jak plasterki wyborczej kiełbasy, którymi raczą nas kandydaci na wybrańców narodu, lub ich agitatorzy.
Droździel: Niespełnione obietnice zemszczą się przy urnach
W tę jakże piękną, obiecankową wyliczankę wpisał się właśnie prezydent. Odwiedzając Koszalin odgrzał - a może nawet odgrillował - nieco już zapomnianą wędlinkę w postaci województwa środkowopomorskiego, które, jak oświadczył, bardzo chętnie ujrzałby na mapach administracyjnych. Ale hojność głowy państwa nie ograniczyła się li tylko to skromnego, jednego województwa. Nowych powinno być co najmniej czternaście!
Szkoda, że nikt nie dopytał - a może złośliwe media po prostu przemilczały - jakie jeszcze nowe województwa Pałac Prezydencki chciałby wykroić, by z szesnastu zrobić trzydzieści. Być może szczęśliwcy dowiedzą się osobiście, podczas kolejnych wizyt Lecha Kaczyńskiego w terenie. Może wtedy przyjdzie też komuś do głowy zapytać, skąd na taką rewolucję wziąć pieniądze, skoro już dzisiaj budżet się nie domyka.
Złośliwi już wskazują na niewątpliwie zbawienny wpływ podwojenia liczby województw na rynek pracy. Czternaście nowych urzędów to przecież tysiące dodatkowych etatów. Może nawet udałoby się je tanio zorganizować za pieniądze z pakietu antykryzysowego? Urzędy pracy też mogłyby coś dorzucić, bo w tak szczytnym celu nie zbędą przecież potrzebujących cytatem z minister Fedak...
Gruszki na wierzbie to oczywiście nieodłączne, kulinarne tło każdej kampanii wyborczej. Ale podsycanie nadziei, często naiwnych, obliczone na zdobycie głosów jest mocno niesmaczne i irytujące. Niesmaczne, bo z góry wiadomo, że trzeba będzie obejść się smakiem, a irytujące, bo obiecujący są zawsze święcie przekonani, że _ ciemny lud to kupi _.
autor jest dziennikarzem Money.pl
Obiecanki cacanki | |
---|---|
*PO się chwali: Spełniamy obietnice. Na pewno? * Reforma podatkowa oraz przyspieszenie prywatyzacji i budowy autostrad - to najważniejsze obietnice PO, które zostały na papierze. | |
*Rząd nie wywiązuje się ze swoich obietnic *PiS zapowiadał przyspieszenie procedur urzędniczych, ograniczenie kontroli oraz zwolnienie pracodawców z płacenia składek na ubezpieczenia zdrowotne przez dwa lata. |