Polska może poprzeć nową dyrektywę o pracownikach delegowanych. By tak się jednak stało, Paryż musi przystać na warunki, które w stolicy Francji przedstawiła Elżbieta Rafalska.
Popierany i lansowany przez Francję kształt dyrektywy jest od kilku miesięcy jedną z przyczyn politycznych napięć na linii Paryż-Warszawa, ponieważ uderza w konkurencyjność polskich firm transportowych. I to właśnie ta sprawa została podniesiona na spotkaniu szefowej Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Elżbiety Rafalskiej z jej francuską odpowiedniczką Muriel Pénicaud.
Warunki Europy Środkowej
- Transport międzynarodowy i kabotaż powinien być wyjęty z dyrektywy o pracownikach delegowanych i powinien być odrębnie negocjowany – mówiła Rafalska. Szefowa MRPiPS przypomniała, że to nie tylko polski warunek poparcia dla dyrektywy. - Takie jest stanowisko całej Grupy Wyszehradzkiej – wskazała.
Kolejnymi warunkami przedstawionymi w Paryżu były: wprowadzenie pięcioletniego okresu przejściowego oraz wprowadzenie 24-miesięcznego okresu delegowania.
Rafalska przyznała, że jej spotkanie nie było ostatnim, choć "misja jest trudna, ale nie niemożliwa”.
Nowelizacja dyrektywy
Propozycja nowelizacji dyrektywy z 1996 roku, która pozwala firmom płacić składki na świadczenia społeczne od delegowanych pracowników według stawek kraju pochodzenia, została zgłoszona w ubiegłym roku. Jej gorącym zwolennikiem stał się francuski prezydent Emmanuel Macron, który obecnie przepisy nazywa "dumpingiem socjalnym”.
W nowej wersji dokumentu ma znaleźć się również zasada równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, co pracownik lokalny za tę samą pracę. W całej Unii Europejskiej jest około 2 mln pracowników delegowanych, z czego 430 tysięcy stanowią Polacy.