Przez ostatnie lata banki nie rozpieszczały swoich akcjonariuszy wypłatami pieniędzy z zysków. Nie pozwalały na to m.in. restrykcje ze strony Komisji Nadzoru Finansowego. Głównie dotyczyły banków z kredytami frankowymi. Teraz będzie tylko lepiej, m.in. dlatego, że kurs franka spadł.
Część banków już anonsowała dzielenie się zarobionymi pieniędzmi za 2017 rok. Najwięcej prawdopodobnie wypłaci Bank Pekao. Nawet 100 proc. zysku trafić może do akcjonariuszy, czyli 2,1 mld zł brutto - tak zapowiedział zarząd.
Wśród akcjonariuszy Pekao są: PZU (20 proc. akcji) i Polski Fundusz Rozwoju (12,8 proc. akcji). Dostaną prawdopodobnie odpowiednio 338 mln zł netto i 216 mln zł.
W ten sposób inwestycja w kwocie 10,6 mld zł - za tyle zostały przejęte przez PZU i PFR akcje od Unicredit - zacznie się już zwracać. Przeliczając na procenty jest to 5,2 proc. odsetek na czysto (po podatku od dywidend) od wyłożonych środków już po pół roku od wyłożenia pieniędzy.
Drugą największą wypłatę ma robić PKO BP. Ostatnio dzielił się zyskiem w 2014 roku (1,25 mld zł), a potem... a to zaszkodziły mu dość duże kredyty frankowe i trzeba było zbierać kapitał, a to przejmował Raiffeisen Leasing Polska. Teraz ma odpowiednie zasoby, by dzielić się zyskiem.
Odbiorcą największej części dywidendy od PKO BP będzie Skarb Państwa, właściciel 29,4 proc. akcji. Planowana wypłata wyniesie 25 proc. z 2,8 mld zł zysku banku, wyniesie więc 690 mln zł brutto.
Łącznie banki wypłacą akcjonariuszom około 4,6 mld zł, z czego 877 mln zł w postaci podatku trafi do Skarbu Państwa. To prawie tyle ile dwa lata temu. Największa historycznie była wypłata w 2014 r. (z zysku za 2013 r.) - 6,8 mld zł.
Na wypłatę dywidend sześć największych banków przeznaczy łącznie 43 proc. zysku. Średnio wyniosą 2,6 proc. ceny giełdowej akcji - największa stopa dywidendy będzie w Pekao (6,5 proc.), a najmniejsza w mBanku (1,1 proc.).