Rakiety JASSM, które w przyszłym roku odbierze polskie wojsko, to marzenie każdej armii na świecie. Dlatego MON o zakupie wypowiada się w samych superlatywach, ale niewiele mówi o kosztach, które są olbrzymie. Za 40 sztuk zapłacimy 250 mln dolarów czyli ponad 6 mln za sztukę. Australijczycy zapłacili 1,6 mln, Finowie nieco ponad 3,5 mln. Dlaczego płacimy Amerykanom tak dużo mimo ciągłego powtarzania zapewnień o bliskim sojuszu. - MON nie posiada w tej chwili zdolności do przeprowadzania tak skomplikowanych negocjacji - ocenił w #dziejesienazywo Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika "Raport - wojsko, technika, obronność".
Cena jest też tak wysoka, bo umowa z Amerykanami obejmuje nie tylko sprzedaż samych rakiet, ale również pakiet modernizacyjny dla będących na wyposażeniu polskiego lotnictwa samolotów F-16, z pokładu których pociski będą odpalane. Pytanie tylko, jak to się stało, że kupiliśmy najnowocześniejszą wersję tych samolotów, a przy zakupie rakiet okazało się, że trzeba je dostosowywać do JASSM.
- To też jest błąd, który wtedy został popełniony przy negocjacjach. Częściowo wynika też z tego, że wtedy rzeczywiście takich samolotów nie miał jeszcze nikt - powiedział w #dziejesienazywo Bartosz Głowacki ze "Skrzydlatej Polski".
Rakiety JASSM nawet w podstawowej wersji to piekielnie skuteczna broń. Na 8 sekund przed uderzeniem w cel uruchamiają kamerę, która pozwala na ostatnie korekty toru lotu. Dzięki temu trafiają z dokładnością do 2,5 metra. Broń jest wszechstronna i w zależności od celu może uderzyć w niego pod różnymi kątami, co pozwala na niszczenie nawet wzmocnionych bunkrów.