Polacy lubują się w skrajnościach, takie też możemy obserwować oceny tego, co dokonano w ostatnich 20 latach. Choćby ostatnio Zdzisław Krasnodębski w _ Rzeczpospolitej _ zamartwiał się, że Polska blado wypada na tle Wschodnich Niemiec, gdzie stworzono świetną infrastrukturę. Zapomniał tylko dodać, że w relatywnie mały obszar z kilkunastoma milionami ludności Niemcy Zachodnie wpompowały równowartość dwuletniego polskiego PKB.
Faktem jest jednak, że wielu rzeczy po 4 czerwca 1989 zrobić się nie udało. Kuleje infrastruktura, prywatyzacja nam wyszła co najwyżej miernie, Państwo jest silne nie tam gdzie trzeba (urzędy skarbowe gnębiące przedsiębiorców) i słabe tam, gdzie silne być powinno (skuteczna policja, profesjonalne wojsko).
Ocena ostatnich dwóch dekad przez pryzmat liczby wybudowanych dróg czy sprywatyzowanych przedsiębiorstw jest mimo wszystko niekompletna. Koniecznym i, w dłuższej perspektywie, dostatecznym warunkiem udanej transformacji jest bowiem wyleczenie się ze skażonej komunizmem mentalności.
Dwudziestoletnie zaniedbania rządzących są w tym względzie dużo większe niż przy budowie autostrad czy prywatyzacji. Wszyscy politycy, tak z prawa jak i z lewa, przyjmują tę skażoną mentalność jako coś danego, byt egzogeniczny, którego - broń Boże - nie wolno ruszać.
Dlatego wyborca Kowalski zawsze usłyszy, że problemom ostatnich 20 lat winne są, zależnie od wyznawanej opcji, _ terror strasznych Kaczorów _, _ szare sieci układów _, _ krwiożerczy liberalizm _ czy _ państwo nadopiekuńcze _. Nigdy nie usłyszy, że winna jest dużej mierze mentalność Kowalskiego, który w głębi duszy uważa, że wspólne znaczy niczyje i, że do majątku dochodzi się robiąc jakiś cwany _ interes życia _.
Borykając się z zepsutymi socjalizmem umysłami wyborców, zarówno prawica jak i lewica wybierały drogę najgorszą z możliwych: poprzez łatanie systemu coraz bardziej zawiłym i jednocześnie słabo egzekwowalnym prawem. Prawem które stwarza pozory sprawiedliwości, _ słusznych _ przywilejów, troski społecznej, a faktycznie promuje cwaniaków i pieniaczy.
Tymczasem szansę na wyleczenie się z socjalistyczno-cwaniackiej mentalności dają tylko reguły do bólu proste i bezwzględnie egzekwowalne. Reguły, które mogą wydawać się okrutne i toporne, bo jakże to nie przyjmować piętnastego odwołania od przetargu, traktować podatkowo kancelarie adwokackie tak samo jak zakłady fryzjerskie, czy prowadzić egzekucję z majątku przepisanego na czwartą żonę?
Jeśli biblijny exodus przekazuje trafną intuicje, to z ocena skutków transformacji warto poczekać jeszcze dwadzieścia lat. Wolność, demokracja i kapitalizm są jak frak - dobrze leżą dopiero w trzecim pokoleniu. Jest jednak ważny warunek - ten frak trzeba od czasu do czasu zakładać, co wymaga odpowiedniej oprawy. Taką oprawą byłby proste i jednoznaczne zasady gry społecznej. Jeśli ich zabraknie, to zamiast eleganckiego fraka w 2029 roku zobaczymy brudne gumofilce i kufajkę.
Autor jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności,
autorem publikacji z zakresu ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu. Współpracuje z miesięcznikiem psychologicznym _ Charaktery _.