Jak podkreśliła w wywiadzie z Polską Agencją Prasową prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska problem jest istotny w skali całego kraju, bo na wynagrodzenia chorobowe w ubiegłym roku tylko pracodawcy wydali 6,5 mld zł.
Przypomnijmy, że już od 1 lipca tego roku lekarze nie będą mogli wypisywać papierowych druków L4. Mimo wielu opóźnień w cyfryzacji służby zdrowia, ten termin ma być nienaruszalny, co potwierdziła w rozmowie prezes ZUS.
- 1 lipca 2018 r. to termin nieuchronny, ponieważ wynika z uchwalonego i opublikowanego prawa. Jeśli chodzi o ZUS, jesteśmy przygotowani na obsługę tej zmiany i przejście na pełną elektronizację - powiedziała Uścińska w rozmowie z PAP.
W ZUS jednak zdają sobie sprawę z tego, że początki mogą być trudne. Niemniej jak zapowiada prezes Zakładu, wszystkie ryzyka są dokładnie zdiagnozowane. Problemem może być między innymi: wiek lekarzy wystawiających orzeczenia, braki sprzętu komputerowego z dostępu do internetu.
Do lipca wszystko ma być jednak gotowe, a niespodzianki mają się nie zdarzać głównie za sprawą szkoleń prowadzonych wśród medyków. Ponadto jak zauważa szefowa ZUS już od dwóch lat wszyscy lekarze mogą wystawiać e-zwolnienia, w związku z tym czasu na przystosowanie było dość.
Na razie jednak te elektroniczne wystawia zaledwie 10 proc. medyków, ale widać tu pewną tendencję wzrostową. - Między styczniem i lutym 2018 r., czyli w ciągu miesiąca, liczba zwolnień elektronicznych w stosunku do wszystkich zwolnień wzrosła z 9,5 proc. do 13 proc. – zaznaczyła Uścińska.
Dlaczego te elektroniczne mają dawać większe możliwości kontrolerom do stwierdzania zasadności ich wystawienia? Te tradycyjne i papierowe zwolnienie, wedle ciągle obowiązującego prawa, trzeba dostarczyć pracodawcy w ciągu siedmiu dni.
Dokładnie tyle ma lekarz na przekazanie swojej kopii do ZUS. To z oczywistych względów nie daje możliwości sprawdzenia tych najkrótszych zwolnień. Od lipca wszystkie L4 od razu trafiać będą do ZUS i zakładu pracy.
W ocenie prof. Uścińskiej pozytywne skutki reformy powinni odczuć przede wszystkim pracodawcy. Wszystko dlatego, że to oni wypłacają wynagrodzenia chorobowe za pierwsze 33 dni zwolnienia w danym roku. Dopiero potem obowiązek ten spada na FUS.
Jak poinformowała prezes ZUS 92 proc. wydatków na zasiłek chorobowy dotyczy zwolnień do 30 dni, a 8 mln zwolnień wystawianych jest na mniej niż 7 dni. Dlatego tak istotna jest kontrola tych najkrótszych.
Z funduszu chorobowego FUS wypłacono w 2017 r. na wszystkie świadczenia 22 mld zł, z tego ponad 10 mld zł na same zasiłki chorobowe, natomiast pracodawcy za absencję do 33 dni wypłacili 6,5 mld zł.
- Tych 6,5 mld zł wydanych na najkrótsze zwolnienia obecnie nie sposób skontrolować. Od 1 lipca będziemy mieć taką możliwość – dodała prezes ZUS, zapowiadając jednocześnie, że Zakład postawiła sobie za cel zwalczanie przypadków "karier zasiłkowych"- kiedy pieniądze za kilkuletnie zwolnienia stają się sposobem na życie.