Greckie związki zawodowe, protestując przeciw reformie podatkowej i emerytalnej, zdecydowały się na strajk generalny. Europeista z Uniwersytetu Warszawskiego Piotr Wawrzyk uważa, że grecki rząd nie ma innego wyboru niż wdrożenie kolejnych reform.
Wawrzyk mówi, że sytuacja Grecji w ostatnich latach wcale się nie polepszyła - zadłużenie rośnie, a Ateny muszą decydować się na kolejne oszczędności, co powoduje społeczny sprzeciw, ale rząd nie ma wyboru, bo zerwanie rozmów z wierzycielami oznacza, że Grecja nie mogłaby samodzielnie funkcjonować i musiała by ogłosić niewypłacalność, do czego władze nie chcą dopuścić.
Piotr Wawrzyk uważa też, za ważnym pytaniem pozostaje przyszłość premiera Aleksisa Tsiprasa na greckiej scenie politycznej, ponieważ Grecy mogą nie być przygotowani popieranie polityka, który wprowadza oszczędności, o których nie było wcześniej mowy, a który sam wcześniej oszczędnościom się sprzeciwiał.
Dziemidowicz: trudno się dziwić strajkującym Grekom
Były ambasador Polski w Atenach Grzegorz Dziemidowicz uważa, że trudno się dziwić niezadowoleniu Greków.
Dziemidowicz przypomina, że od początku greckiego kryzysu mija właśnie sześć lat, przez które kraj gospodarczo pogrążył się jeszcze bardziej w chaosie. A społeczeństwo ma dość cięć, czego efektem są strajki, w których biorą udział największe greckie centralne związkowe.
Niedzielne głosowanie nad reformami w greckim parlamencie poprzedzi poniedziałkowe, nadzwyczajne spotkanie ministrów finansów strefy euro. Grecy liczą na zielone światło w sprawie odblokowania kolejnej transzy kredytu, a przejście ustaw w parlamencie będzie oznaczać, że rząd Tsiprasa jest zdeterminowany na drodze wytyczonej przez międzynarodowe instytucje finansowe i nie ma odwrotu od dalszych reform, dzięki czemu będzie możliwy kolejny zastrzyk gotówki ze strony Brukseli.
Grzegorz Dziemidowicz dodaje, że premier Grecji przeżywa obecnie bardzo trudne chwile i znaczący spadek popularności. Jednak ewentualne zmiany na scenie politycznej nie będą oznaczały zejścia z drogi oszczędności.