- _ Wśród demonstrantów duże znaczenie mają grupy zamknięte na jakiekolwiek negocjacje. Nie wierzą w pokojowe protesty. Zakładają, że one nie wystarczą, więc tylko agresja i przemoc mogą doprowadzić do zmiany władzy _ - uważa Lilit Gevorgyan, ekonomistka, analityk w brytyjskim ośrodku IHS Global Insight specjalizująca się w tematyce krajów byłego Związku Radzieckiego.
W rozmowie z Money.pl przeprowadzonej trzy tygodnie temu wyjaśnia:_ W demonstracje zaangażowane są o wiele bardziej radykalne grupy ludzi niż podczas Pomarańczowej Rewolucji. Dzisiejsza opozycja nie jest jednolitym tworem. To "patchwork". Mamy w nim zarówno nacjonalistów, jak i zwolenników byłego boksera Witalija Kliczko, który dopiero musi udowodnić, że jest mężem stanu. _
O aktualnej sytuacji na Ukrainie przeczytasz tutaj_ href="http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/majdan;ruszyl;w;kierunku;parlamentu;zamkniete;metro;zakaz;wjazdu;do;kijowa,240,0,1479664.html"> _
Zdaniem ekspertki, Pomarańczowa Rewolucja pokazała, że pokojowe protesty mogą doprowadzić do bezkrwawej zmiany rządu. Jednak nowa władza nie dotrzymała obietnic. Nie skończyła z korupcją, nie pogłębiła integracji europejskiej, wreszcie nie ograniczyła ogromnych wpływów oligarchów na gospodarkę. Za to wpędziła Ukrainę w konflikt z Rosją, co jeszcze pogorszyło sytuację ekonomiczną.
_ - Właśnie dlatego w 2010 roku obywatele w demokratycznych wyborach wybrali Wiktora Janukowycza. Chcieli w ten sposób powiedzieć "nie" rządom Julii Tymoszenko _ - mówi Lilit Gevorgyan.
I właśnie to, że Janukowycz został wybrany w demokratyczny sposób, umacnia jego pozycję. Wynika ona nie z tego, że ma zdolności do bycia mężem stanu. To efekt tego, jak obecnie wygląda opozycja. Była ona skuteczna, aby zbudować barykady i wyciągnąć ludzi na ulice. Nie można jednak mieć przekonania, że po ewentualnym dojściu do władzy będzie w stanie stworzyć rząd, który ustabilizuje sytuację ekonomiczną na Ukrainie.
- _ Chociaż teraz opozycja wydaje się zjednoczona, to nie ma żadnej gwarancji, że tak będzie po przejęciu władzy. Czym innym jest wyprowadzić ludzi na ulice, a czym innym zająć się pilnymi reformami gospodarczymi _ - przestrzega ekspertka. - _ Nikt nie odpowiedział też na pytanie, co stanie się, gdy na przykład Rosja zaprzestanie pomocy finansowej i wycofa się ze zniżek na zakup gazu. _
Gevorgyan przypomina, że Pomarańczowa Rewolucja dała władzę politykom z większym kapitałem politycznym i zaufaniem społecznym, ale nawet oni nie przynieśli zmian.
Ekonomistka uważa, że realną władzę na Ukrainie ma wielki biznes, który ma wpływ na rząd i polityczne decyzje. - _ Ten biznes też jest jednak podzielony. Niektórzy chcieliby rozwijać działalność na większą skalę w Unii Europejskiej, inni woleliby, by nic się nie zmieniało, bo to przynosi im większe korzyści _ - uważa Gevorgyan.
Przestrzega jednocześnie przed zbytnim upraszczaniem przyszłości, jaka czeka Ukrainę. Wcale nie chodzi o jednoznaczny wybór albo Rosja, albo Unia Europejska. Jej zdaniem ze względu na historyczne doświadczenia najlepszym rozwiązaniem byłaby gra na porozumienie się z obiema stronami, zamiast wykluczania jednej z nich.
- _ W dłuższej perspektywie Ukraina w końcu wejdzie do Unii Europejskiej. Wiele zależy tu od interesów ekonomicznych, a nie od ideologii. Ukraina pójdzie w tę stronę, gdzie będzie widziała dla siebie lepsze warunki ekonomiczne _ - twierdzi analityk IHS Global Insight. - _ Nie kupuję argumentu, że Ukraina jest całkowicie uzależniona od Rosji. Weźmy przykład gazu. Przez Ukrainę idzie tranzytem około osiem procent gazu z Rosji. W razie eskalacji konfliktu handlowego z Rosją, Ukraina mogłaby zamknąć ten przepływ i wówczas dość łatwo spowodować Rosji problemy. _
Zdaniem Gevorgyan, nie jest też tak, że jeżeli Rosja zamknie granice dla ukraińskich eksporterów, to Ukraina zostanie z niczym. Z drugiej strony Ukraina nie potrzebuje Unii Europejskiej, by wprowadzać reformy, walczyć z korupcją i modernizować gospodarkę. - _ To ich wybór _ - uważa ekspertka.
(red. BCh)