Rząd chce, by polska zbrojeniówka rozwinęła skrzydła, a sprzedaż broni za granicę broni przynosiła znaczące wpływy do budżetu. Tymczasem prawda jest taka, że eksport broni sięgnął dna - w ubiegłym roku jego istotną część stanowił kontrakt na sprzedaż żaglowca dla Wietnamu. Polska wciąż nie odbudowała pozycji po kosztownych wpadkach sprzed kilku lat.
- Zależy nam, by przemysł obronny był podziwiany tak samo jak polscy żołnierze - powiedział wicepremier Morawiecki na targach zbrojeniowych w Kielcach. Bartosz Kownacki z MON w jednym z wywiadów przekonywał, że zbrojeniówka ze wsparciem Skarbu Państwa powinna jak najszybciej zmienić mentalność i zacząć z sukcesami walczyć o zagraniczne kontrakty.
Fakty są takie, że choć zerwanie kontraktu na dostawę Caracali ożywiło dyskusję o tym, jaka broń powstaje w Polsce, to obecnie nasz przemysł zbrojeniowy ślizga się po eksportowym dnie.
W ostatnim roku odnotowaliśmy wprawdzie wzrost eksportu bronią do 420 mln euro. Ale to niewiele więcej niż w 2014 - 395 mln euro. I też niewiele więcej za granicę sprzedają o wiele mniejsze Czechy.
Są jeszcze gorsze wieści - nie umiemy negocjować dostaw. Skąd to wiadomo? By sprzedać broń za granicę, firmy z tego sektora co roku muszą ubiegać się o wydawanie specjalnej licencji eksportowej. I tak w zeszłym roku wydano ich na łączną wartość 1,26 mld euro, a w 2014 na blisko 920 mln euro. Aż trzykrotnie więcej niż faktycznie sprzedaliśmy.
Dodajmy do tego, że część naszego eksportu to wyprzedaże starego sprzętu z magazynów Agencji Mienia Wojskowego. I jeszcze to, że te 420 mln euro też nie pokazują całej mizerii poziomu zagranicznej sprzedaży tej branży.
Powód? Zdecydowana większość z tych milionów wzięła się z tzw. eksportu wewnętrznego. Czyli sprzedaży podzespołów dla działających w Polsce spółek należących do zagranicznych koncernów z sektora lotniczego. Najwięcej kupił amerykański PZL Mielec i PZL Świdnik należący do włosko-brytyjskiej Agusty Westland.
Żaglowiec szkoleniowy do Wietnamu
Jak szacują eksperci z branżowego magazynu „Raport”, rzeczywisty eksport broni w ciągu ostatnich kilku lat oscyluje niezmiennie na poziomie 100 mln euro rocznie. W porównaniu z wynikami z 2006 r. (ponad 400 mln dol. rzeczywistego eksportu) obserwujemy tylko nieśmiałe próby odbudowania dawnej pozycji zbrojeniówki. Jeszcze w czasach PRL eksport przekraczał nawet miliard dolarów!
- O tym, jak niski jest poziom sprzedaży broni, świadczy fakt, że wartość ubiegłorocznego eksportu znacznie podniosła cena... żaglowca szkolnego dla Wietnamu - mówi money.pl Michał Likowski. Mowa tu o trzymasztowcu "Le Quy Don”, który został zbudowany dla kadetów i studentów Akademii Marynarki Wojennej Socjalistycznej Republiki Wietnamu.
Wartość kontraktu wraz ze szkoleniem i serwisem nie jest oficjalna znana, ale wiadomo, że z uwagi na konstrukcję umowy całą kwotę zaliczono do wyników z zeszłego roku. W 2015 r. eksport do Wietnamu - wart w sumie ponad 25 mln euro - znalazł się na 3. miejscu po USA i Iraku. Biorąc pod uwagę, że oprócz wspomnianego żaglowca sprzedaliśmy Wietnamczykom tylko 16 poradzieckich i pochodzących z lat 60. działek przeciwlotniczych, można przyjąć, że większość tej sumy otrzymaliśmy za wspomniany żaglowiec. Stanowi to więc blisko 25 proc. całego rzeczywistego eksportu broni.
Tymczasem świat zbroi się na potęgę. Jak wynika z raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem, globalne wydatki na zbrojenia w zeszłym roku wyniosły 1,7 biliona dolarów i pierwszy raz od wielu lat wzrosły. Pytanie tylko, jak nasza zbrojeniówka miałaby coś z tej gigantycznej sumy uszczknąć dla siebie? Na czym ma polegać wsparcie ze strony MON, o którym tyle mówi się w tym aspekcie?
Trzeba zmienić fatalne zarządzanie
W odpowiedzi na nasze wątpliwości resort obrony przesłał do money.pl oświadczenie, z którego wynika, że chce wspierać polski przemysł w eksporcie, bo leży to również w interesie sił zbrojnych. "Dzięki rozwojowi będziemy mieć możliwość pozyskiwania nowoczesnego uzbrojenia, obniżymy cenę pozyskiwanego sprzętu dla polskiej armii" - czytamy w oświadczeniu. Nie podano jednak żadnych szczegółów. Do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy też żadnych odpowiedzi od Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
- Handel bronią jest ściśle powiązany ze wsparciem rządowym. To miłe, co mówi minister, ale jeżeli nasze przedsiębiorstwa jadą z ofertą za granicę, to warto, żeby był w samolocie. Tymczasem odnoszę wrażenie, że wielu polityków traktuje ten biznes z obrzydzeniem - mówi nam Remigiusz Wilk, ekspert ds. uzbrojenia i szef magazynu "Broń i Amunicja".
Z kolei w ocenie wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego to fatalne zarządzanie zaprzepaściło rynkowe szanse wielu naszych firm. Zapytaliśmy MON, co w tym zakresie zmieni się w najbliższym czasie, bo to przecież ten resort sprawuje nadzór właścicielski nad polskimi spółkami przemysłu obronnego i powinien być gwarantem wykonania podpisanych kontraktów, jak również ma wpływ na plany eksportowe PGZ.
Mimo że resort ma pełną świadomość swoich praw i obowiązków w tym zakresie, w przesłanej do nas odpowiedzi zwraca uwagę na to, że "nie jest i nie może być organem zarządzającym bezpośrednio rozwojem podmiotów polskiego przemysłu obronnego, ponieważ kompetencje te pozostają w gestii Zarządów Spółek Skarbu Państwa".
Kłopotliwe hity eksportowe
Jak więc możemy dokonać przełomu i na dobre zaistnieć na światowym rynku broni? W ocenie ekspertów mamy dwie drogi. Innowacje albo maksymalna prostota. - Mitem jest przekonanie, że dobrze sprzedaje się tylko nowoczesny sprzęt. Wielu odbiorców szuka także prostej broni. Tak jest np. w Azji i Afryce. Wiedzą o tym w zakładach w Tarnowie, gdzie nadal produkuje się nienowe już zestawy przeciwlotnicze, które ciągle znajdują odbiorców za granicą - przekonuje Remigiusz Wilk.
Jest tylko jeden mały problem. - Rzeczywiście eksportować można broń posowiecką, taką jak choćby kałasznikowy. Problem w tym, że nasze przedsiębiorstwa w dużej mierze pozbyły się tych linii produkcyjnych - zauważa z kolei Likowski.
Druga droga to sprzedaż nowoczesnych typów uzbrojenia, ale tu zdaniem eksperta niespecjalnie mamy się jeszcze czym chwalić. Haubice Krab nie są jeszcze gotowe na to, by je eksportować. - Natomiast transportery Rosomak są oferowane głównie przez fińską Patrię, a nie spółkę Rosomak. Inne nowoczesne systemy są dopiero na etapie opracowywania - wylicza Michał Likowski.
Z ewentualnym hitem eksportowym, którym mógłby być z kolei automatyczny moździerz Rak, też mamy kłopot. - On mógłby być atrakcyjny dla krajów, które szukają systemów bardziej zaawansowanych. Tyle że jeszcze nie stworzyliśmy do niego nowoczesnej amunicji. Wprawdzie po pewnej modyfikacji można używać do niego starych rosyjskich pocisków, ale one nie strzelają szczególnie daleko - mówi Wilk.
Nawet jak już ktoś chce kupić...
Diagnozę obecny rząd stawia słuszną - nasza zbrojeniówka realizuje zamówienia głównie na rzecz zagranicznych zakładów działających w kraju albo realizuje niszowe kontrakty, jak wspomniany żaglowiec dla Wietnamu. Bardziej złożone i wartościowe umowy - jak na sprzedaż czołgów do Malezji czy wozów wsparcia technicznego do Indii - zakończyły się klapą.
- W Malezji zawiodła przede wszystkim lokalna firma, która miała serwisować czołgi, a sam kontrakt na dostawę 48 czołgów PT 91 ze względu na wahania wartości złotego, okazał się nieopłacalny - przypomina o wpadce Michał Likowski.
Z kolei w przypadku potężnego zamówienia od Indii okazało się jak ważne jest posiadanie sprawnie działającej siatki pośredników, których nie zmienia się po każdych wyborach. - W tej branży czasem balansuje się na granicy prawa. Nie można go przekraczać, ale nie można też być świętszym od papieża. To bardzo trudny rynek - mówi Likowski.
Tymczasem kilka lat temu jeden z poprzednich zarządów ówczesnej Grupy Bumar zrezygnował z usług jednego z pośredników. Później zatrudniono innego, który pomógł domknąć kontrakt na ok. 200 wozów zabezpieczenia technicznego WZT-3. Jednak do jego realizacji nigdy nie doszło. W rezultacie obaj pośrednicy wysunęli roszczenia wobec Bumaru, domagając się ponad 30 proc. wartości kontaktu.
- Co gorsza, polska spółka otrzymała kilkunastoletni zakaz prowadzenia interesów w Indiach. Obecnie ponowne wejście na ten rynek jest możliwe. Broń oferuje nowy podmiot, czyli PGZ, ale nadal będzie to bardzo trudne - ocenia Likowski.