Rząd chce do 2020 r. wybudować pierwszy mały reaktor atomowy do zastosowań przemysłowych. Rzecz jednak w tym, że to skomplikowane, a od lat nie potrafimy wybudować nawet tradycyjnej elektrowni atomowej. To nie jedyny problem. - Świat jakiś czas temu zachwycił się tą koncepcją, ale powoli państwa inwestujące w energię atomową się z tego wycofują. W grze zostały pojedyncze firmy i Chiny - mówi dr Krzysztof Rzymkowski, ekspert Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
We wtorek wicepremier Morawiecki podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu, na którym przyjęto Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, o przyszłości atomu powiedział: - To nie jest dobry moment, by dzisiaj podjąć decyzję o budowie w konkretnym miejscu, albo decyzję o tym, by odłożyć budowę. Zawarliśmy taki zapis, by takie decyzje, w jedną albo drugą stronę, mogły zapaść.
W żaden sposób nie odniósł się do planów dotyczących małych reaktorów. Tymczasem zgodnie ze Strategią na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, zupełnie niezależnie od pomysłu budowy elektrowni atomowych w Polsce, planuje się rozwijać program małych reaktorów atomowych (HTR).
- To bardzo odległa przyszłość. Małe reaktory opracowywane są od lat w USA, ale programy cyklicznie się zawiesza. Głównie budowano je w celach wojskowych. To, co projektuje się u nas, to mają być reaktory produkujące ciepło dla przemysłu chemicznego - mówi dla WP money Krzysztof Rzymkowski.
Najprościej rzecz ujmując, taki reaktor wytwarzałby wysokie temperatury nawet do ponad 1000 stopni Celsjusza, które niezbędne są do przeprowadzenia wielu procesów chemicznych. Teraz używa się do tego bardzo dużych ilości gazu. Jest to kosztowne i powoduje również znaczną emisję gazów cieplarnianych.
Będzie problem z dotrzymaniem terminów
Dlatego w planie Morawickiego wśród projektów do realizacji do 2020 r. znalazła się budowa pierwszego reaktora HTR. Nie skończyło się jednak tylko na tym zapisie. W lipcu zeszłego roku w Ministerstwie Energii powstał zespół, który ma przygotować warunki do jego wybudowania.
Niestety do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy od resortu odpowiedzi na nasze pytania dotyczące efektów prac tego zespołu. Żadnych konkretnych wyjaśnień nie udzieliła też firma Prochem, której fachowcy również zasiadają w zespole. - To, nad czym pracujemy, robimy wraz rządem. Wolelibyśmy, by to ministerstwo wypowiadało się w tej sprawie. Mogę tylko powiedzieć, że spotkania odbywają się regularnie - mówi Marek Tarka z Prochemu, który zasiada w rządowym zespole.
- Z dotrzymaniem terminów może być problem. Te małe reaktory ciągle są jeszcze w fazie prób i testów. Najbardziej zaawansowani są Chińczycy, co widać na kongresach, ale nasze Narodowe Centrum Badań Jądrowych zainteresowane jest z kolei współpracą z Brytyjczykami - mówi Rzymkowski, który dobrze zna też próby z tą technologią amerykańskiej firmy NuScale.
Amerykanie nie będą gotowi tak szybko
Jak trudne może być wybudowanie pierwszego reaktora, pokazuje właśnie przykład prosto z USA. Według informacji branżowego serwisuwysokienapiecie.pl po 15 latach rozwoju tamtejszy mały reaktor przechodzi dopiero przez fazę licencjonowania. Oznacza to, że pierwszy blok zacznie pracę dopiero za jakieś 10 lat.
Za ten projekt odpowiada właśnie firma NuScale, której rozwiązaniami jeszcze kilka lat temu interesowała się Polska Grupa Energetyczna, ale do współpracy ostatecznie nie doszło. Jednak technologia NuScale pokazuje największą przewagę budowy małych elektrowni.
Ze względu na jej fizyczną wielkość inwestycja może zamknąć się w kilku mld zł. Tymczasem, jak pisaliśmy w WP money, budowa elektrowni atomowej pochłania średnio około 12 mld euro. Przy czym w Polsce szacuje się, że może kosztować nawet do 60 mld zł.
W ocenie opłacalności takiej inwestycji takim optymistą nie jest już jednak Krzysztof Rzymkowski. - Z takiej instalacji dostaniemy maksymalnie 300 megawatów. Z normalnej elektrowni atomowej 5 razy więcej. Oczywiście małe są tańsze, ale nie wydaje mi się, by różnica była aż tak duża. Szczególnie, że zabezpieczenia przy małych elektrowniach atomowych muszą być tak samo zaawansowane - dodaje ekspert.
Więcej elektrowni, więcej protestów
Tu pojawia się kolejny z możliwych problemów, które mogą stanąć na polskiej drodze do budowy małych reaktorów. Te swoiste elektrociepłownie atomowe ze swojej definicji miałyby być budowane przy dużych zakładach przemysłowych. A te z reguły są usytuowane blisko miast.
Protesty związane z próbami wybudowania pierwszej elektrowni atomowej w Polsce pokazują, jak bardzo te inwestycje mogłyby rozgrzać lokalne społeczności. By obawy były jak najmniejsze, nasze prawo przewiduje, że w inwestycjach tego typu dopuszcza się tylko budowę dobrze już przetestowanych i sprawdzonych w praktyce reaktorów jądrowych.
Muszą one działać już od lat i mieć bogatą historię ich eksploatacji na konkretnych przykładach możliwych do sprawdzenia. Dlatego takie wymagania spełniają tylko reaktory generacji III i III+, ale nie te przeznaczone do małych elektrowni.
- Celem takiego prawa ma być podniesienie poprzeczki bezpieczeństwa na możliwie najwyższy pułap. To bardzo słuszne postępowanie, ale ono powoduje, że najwcześniej taki mały reaktor mógłby w Polsce powstać za 9-10 lat. Bardzo zaawansowani technologicznie Japończycy testowali prototyp 20 lat, ale ostatecznie zarzucili ten projekt - przypomina Rzymkowski.
Podobnie sceptyczni są naukowcy z Narodowego Centrum Badań Jądrowych. Zgodnie z ich raportem o małych reaktorach z 2013 r., to rozwiązanie może być ważnym elementem polskiej energetyki, ale dopiero po 2030 r.
Pytanie jednak, czy przez najbliższe lata nie będziemy za bardzo zajęci programem budowy tradycyjnych elektrowni atomowych, by zajmować się również rozwojem tych małych. Według optymistycznych założeń jeszcze z 2014 r. pierwszy tradycyjny blok jądrowy w Polsce miał działać już w 2024 r.
Jednak PGE już dwa lata temu zapowiadała, że ruszy on dopiero w roku 2029. Teraz, przez ubiegłoroczne zawieszenie projektu jej finansowania przez rząd, bardziej realny wydaje się 2030. Choć to i tak zdaniem ekspertów bardzo optymistyczne założenie.
Ciągle aktualne jest też pytanie, czy rzeczywiście powinniśmy iść drogą budowy małych przyzakładowych reaktorów, a w takim przypadku warto popatrzeć na doświadczenia innych, bardziej rozwiniętych krajów. - W Niemczech gdzie jest potężny przemysł chemiczny i duże kompetencje w zakresie energii atomowej, tę wysoką temperaturę ciągle osiąga się przez klasyczne metody. Taki mały reaktor mógłby zastąpić stary system, ale Niemcy wciąż się na to nie decydują - wskazuje Rzymkowski.