Renesansu energetyki jądrowej nie będzie, ale globalna moc elektrowni atomowych do 2040 roku wzrośnie o 60 procent - przewiduje doroczny raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej. Atom jest głównym tematem raportu World Energy Outlook 2014.
Jak stwierdza raport, przyszłość energii jądrowej jest _ niepewna _ za sprawą szeregu niepewności, takich jak polityki energetyczne rządów, akceptacja społeczna, finansowanie na zliberalizowanym rynku czy perspektywa wycofywania najdłużej działających reaktorów.
WEO2014 ocenia, że w bazowym scenariuszu w 2040 r. na świecie będą działać reaktory jądrowe o mocy 620 GW, w porównaniu do 392 GW w 2013 r., jednak udział atomu w produkcji energii elektrycznej spadnie o 1 pkt, do 12 proc. w ujęciu globalnym.
Agencja zauważa jednak w raporcie, że wzrost mocy jądrowych skoncentruje się na rynkach regulowanych, gdzie koncerny mają wsparcie państwa lub rządy ułatwiają inwestycje prywatne. 45 proc. przyrostu skupi się w Chinach, kolejne 30 proc. przypadnie na Indie, Koreę Płd. i Rosję, a o 16 proc. produkcja energii z atomu wzrośnie w USA. Z kolei w UE spadnie o 10 proc., w dodatku połowa mocy wyłączonych reaktorów - ok. 100 GW - przypadnie na UE.
Jak podkreślał w czasie konferencji Power Ring w Warszawie główny ekonomista MAE Fatih Birol, obecność atomu ma tak duży wpływ na gospodarkę, że kraj z niego rezygnujący musi mieć strategię zastąpienia go innym źródłem oraz mieć świadomość konsekwencji gospodarczych. Energia jądrowa zapobiega emisji olbrzymich ilości CO2 i w dodatku ogranicza zależność krajów od importu energii i ich wrażliwość na zmiany cen. W scenariuszu z niskim udziałem energii jądrowej, gdy globalne moce spadają o 7 proc., wskaźniki bezpieczeństwa energetycznego w krajach wykorzystujących atom pogarszają się, np. w UE udział popytu na energię zaspokajanego ze źródeł krajowych spada o 4 proc.
Raport przypomina, że energetyka jądrowa pozwoliła uniknąć wyemitowania około 56 gigaton (miliadrów ton) CO2 od 1971 r., czyli prawie dwóch lat globalnych emisji na obecnym poziomie. Jednak, jak wskazywał Birol, oprócz akceptacji społecznej najważniejszym problemem atomu jest zdobycie atrakcyjnego finansowania, zwłaszcza jeśli ma działać na zliberalizowanym rynku.
Polski rząd ma program jądrowy, uruchomił odpowiednie mechanizmy, ale ciągle pozostaje pytanie o cenę pieniądza - mówił w czasie dyskusji nad raportem wicepremier Janusz Piechociński. Jednak przynajmniej jedna elektrownia jądrowa działająca w podstawie mocy ma sens i musi być skorelowana z redukcją emisji - dodał.
Prezes pracującej nad polską elektrownią spółki PGE EJ1 Jacek Cichosz wskazał, że najczęstsze ryzyka, jakie się pojawiają w analizach to niepewność co do kształtu rynku, regulacji i stabilności. Dzisiejsze decyzje dotyczą inwestycji uruchomionej za lat kilkanaście, a całość przedsięwzięcia to nawet sto lat - tłumaczył znaczenie stabilności Cichosz.
Przedstawiciel francuskiego producenta reaktorów - firmy Areva Bruno Blotas ocenił z kolei, że atom będzie miał kluczową rolę w ograniczaniu emisji. Przypomniał, że WEO2014 przewiduje, iż spadek udziału atomu w UE oznacza znaczący wzrost emisji, a trzy czwarte energii w tym scenariuszu pochodzi z węgla i gazu.
Uczestnicy dyskusji powątpiewali, czy nowe inwestycje jądrowe spotkają się ze zdecydowanym wsparciem Komisji Europejskiej, które - według nich - atomowi jest niechętna. Musimy patrzeć jaki to źródło ma wkład w najważniejsze dla nas konkurencję i bezpieczeństwo energetyczne - stwierdził dyrektor Generalnej Dyrekcji ds. energii w KE Dominique Ristori.
Przyjęty w styczniu 2014 r. przez rząd program jądrowy zakłada wybudowanie dwóch elektrowni o łącznej mocy rzędu 6 tys. MW. Pierwszy blok miałby ruszyć z końcem 2024 r.
Czytaj więcej w Money.pl