- Pieniądze na wypłaty emerytur absolutnie są i myślę, że w znacznie wyższych kwotach zabezpieczone, niż okażą się rzeczywiste potrzeby - zapewnia minister pracy Elżbieta Rafalska. - Skutki wdrożenia reformy emerytalnej zostały policzone na 9,5 mld zł w roku 2018, ale moim zdaniem będą znacznie niższe - dodaje.
Według minister, która udzieliła wywiadu Radiu Gorzów, nie ma żadnych "przerażających wizji" dotyczących wpływu reformy na budżet państwa. Jej zdaniem takie głosy uderzają w Fundusz Ubezpieczeń Społecznych i nie budują zaufania do tego systemu. Jak podkreśliła, warto zaufać systemowi publicznemu z gwarancją wypłacalności.
- Sytuacja FUS jest teraz najlepsza od 2001 roku i ona jest zależna od tego, jaka jest sytuacja na rynku pracy, a ta jest bardzo dobra. Nie ma lepszego systemu - powiedziała Rafalska.
Oceniła, że ZUS dobrze sobie poradził z przyjmowaniem wniosków o świadczenia emerytalne, a główna ich fala jest już za nami. Największą dynamiką charakteryzował się pierwszy tydzień września, kiedy dziennie wpływało do 30 tys. wniosków, potem to tempo znacząco malało.
Spośród wszystkich złożonych wniosków 60 proc. złożyły kobiety. Rafalska poinformowała, że ZUS jest gotowy do wydania 50 proc. decyzji o przyznaniu świadczenia emerytalnego i pierwsze płatności mają nastąpić 6 października br.
Nie wszyscy uprawnieni pójdą od razu na emeryturę
W opinii minister Polacy mają coraz większą świadomość dotyczącą ich sytuacji emerytalnej i, wbrew pojawiającym się głosom, nie wszyscy uprawnieni od razu skorzystają z możliwości przejścia na emeryturę.
- Niektóre decyzje będą odłożone w czasie, na drugie półrocze, bo warto poczekać, albo są jakieś inne przyczyny - koniec roku, chcemy otrzymać pełną trzynastkę, chcemy jeszcze trochę popracować, chcemy poczekać na waloryzację, powiedzmy czerwcową, więc przejdziemy na emeryturę w lipcu - wyjaśniła minister.
Szefowa resortu rodziny wysoko oceniła pracę doradców emerytalnych. Przypomniała, że każdy może skorzystać z tzw. kalkulatora emerytalnego, by dowiedzieć się, na jakie świadczenie będzie mógł liczyć.
- My mówimy, że 60 i 65 to jest minimalny wiek, że to jest wiek, w którym możemy pójść, ale nie musimy. Różnica między rządem PO-PSL a naszym jest taka, że tamten rząd mówił o przymusie pracy do 67. roku, a my mówimy o wyborze i dajemy wiek minimalny. Dajemy też 4-letni okres ochronny, który nie pozwoli pracodawcy, brzydko mówiąc, pozbyć się czasami pracownika, który jest w wieku emerytalnym i którego często wcześniej pozbywano się z pracy - powiedziała Rafalska.
Według niej doświadczony pracownik może być "bezcenny" dla pracodawców, bo jest w stanie przygotować do pracy młodszych pracowników, przekazać im swoją wiedzę. - Uważam, że to jest taki system uzupełniający się - są potrzebni młodzi pracownicy ale i ci z dużym doświadczeniem i kapitałem są niezwykle potrzebni - oceniła.
Jaki efekt 500+ i co z handlem w niedziele
Pytana o wpływ programu 500+ na aktywność zawodową kobiet minister przypomniała, że miesiąc po jego wprowadzeniu pojawiały się opnie, że z rynku pracy ubędzie nawet 250 tys. kobiet.
- Dziś mamy już twarde dane. I one mówią, że bierność zawodowa kobiet zmalała. Kobiety na rynku pracy są trudniejszymi negocjatorami, bo stawiają swoje oczekiwania płacowe. A więc nic takiego się nie stało. Były to płonne zarzuty - uznała minister Rafalska.
Była też pytana o plany ograniczenia handlu w niedziele, czego domaga się m.in. "Solidarność". Rząd zaproponował, by wolne od handlu były dwie niedziele w miesiącu.
- Wszystko na to wskazuje, że lepiej mieć dwie niedziele niż wycofać się po całkowitym zakazie, tak, jak to się stało na Węgrzech, ale póki co jeszcze rozstrzygnięcia nie ma. Na najbliższym posiedzeniu Sejmu będą pewnie głosowane poprawki. Wszystko w rękach parlamentu, już nie wyłącznie strony rządowej. I przewodniczącego podkomisji stałej ds. rynku pracy Janusza Śniadka, który skłania się też do dwóch niedziel, do etapowania wprowadzania tego ograniczenia handlu - powiedziała Rafalska.
autor: Marcin Rynkiewicz