Nie będzie ograniczeń w dorabianiu na emeryturze - zapewniła minister pracy Elżbieta Rafalska, przerywając spekulacje na ten temat. Wciąż nie wiadomo jednak, w jaki sposób rząd zamierza zniechęcić ludzi do masowego korzystania z obniżenia wieku emerytalnego od 1 października. Bo gdyby wszyscy uprawnieni do świadczeń nagle zdecydowali się przejść na emeryturę, oznaczałoby to potężne kłopoty dla budżetu i rynku pracy.
Przegłosowana w listopadzie ubiegłego roku ustawa o przywróceniu wieku emerytalnego 60-65 lat sprawia, że po emerytury tylko w październiku może się zgłosić aż 665 tysięcy osób. To przeszło trzy razy więcej niż liczba osób, jaka standardowo przechodzi na emeryturę rocznie.
Problem z obniżeniem wieku emerytalnego nie polega tylko na tym, że armia nowych emerytów może kosztować budżet początkowo 10 mld zł, a z każdym rokiem coraz więcej. Nie mniej ważne jest to, że odesłanie na emeryturę takiej armii pracowników to dla rynku pracy potężne obciążenie.
W jaki sposób w tej sytuacji rząd może spróbować zniechęcić ludzi do przechodzenia na emeryturę w wieku - w zależności od płci - 60 lub 65 lat?
Mało kto wie, od czego zależy wysokość emerytury
- Myślę, że podstawowym zadaniem jest informowanie o tym, w jaki sposób są liczone nasze emerytury. Najważniejsza jest edukacja, nie widzę prostych możliwości ograniczenia kosztów obniżenia wieku emerytalnego - stwierdza w rozmowie z WP money dr Agnieszka Chłoń-Domińczak z Zakładu Demografii SGH, była wiceminister pracy.
Jak przekonuje, jeśli ktoś jest w stanie pracować po osiągnięciu wieku emerytalnego, to powinien z tej opcji skorzystać, dlatego że jego emerytura będzie znacznie wyższa. - Nie skonsumuje wtedy swojego kapitału emerytalnego i będzie to kapitał, który cały czas rośnie - tłumaczy. - Dodatkowo dalsze trwanie życia będzie się zmniejszać. Jest to więc dość silny mechanizm, który zachęca do dłuższej pracy, a świadomość tego mechanizmu wśród Polaków jest bardzo niska - mówi.
- Z badań, które robimy na SGH, wynika, że grupa osób, które łączą emeryturę z pracą, jest dość niewielka, dlatego gdyby wprowadzono tutaj jakieś ograniczenia, nie przyniosłoby to znaczącego zwiększenia wpływów do FUS - ocenia Chłoń-Domińczak.
Rząd obniża swoją wiarygodność
Aleksander Łaszek, główny ekonomista FOR, uważa z kolei, że rząd może zmienić sposób wyznaczania emerytury minimalnej. - Dla sporej i rosnącej grupy osób dodatkowa praca i składki nie będą prowadzić do wzrostu emerytury. Problem ten pogłębiło podniesienie emerytury minimalnej do 1000 zł - mówi WP money.
- Majstrując przy mechanizmie waloryzacji, rząd obniża swoją wiarygodność - stwierdza. - Z jednej strony próbuje straszyć, że przechodząc wcześniej na emeryturę dostanie się niższe świadczenie, ale z drugiej puszcza oko, mówiąc, że jak będzie niska emerytura, to będzie starał się ją podnieść - wyjaśnia Aleksander Łaszek.
Ekonomista zwraca uwagę, że sposobem na zwiększenie wpływów do FUS jest też zniesienie zasady 30-krotności. - Ale to oznacza po prostu zwiększenie opodatkowania najlepiej wykształconych i wykwalifikowanych - zaznacza. - To się kłóci z deklaracjami rządu na temat nowoczesnej, innowacyjnej gospodarki. Efekt będzie taki, że będziemy więcej osób wypychać na samozatrudnienie i 19-proc. stawkę liniową - ostrzega.
Stopa bezrobocia zeszła w październiku do poziomu 8,2 proc. według statystyk GUS. A odliczając tych, którym po prostu się nie chce pracować, ale chętnie przyjmą opłacenie swojej składki zdrowotnej - jest na poziomie 5,7 proc. (dane Eurostatu z września według metody BAEL)
.
Przywrócenie kryteriów emerytalnych 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn może spowodować, że liczba wolnych stanowisk wzrośnie o dodatkowe 665 tysięcy pod koniec 2017 r. Oczywiście przy założeniu, że zrezygnują z pracy wszyscy, którzy dożyli wieku emerytalnego oraz że inne warunki na rynku pracy się nie zmienią.
Jeśli przyjąć założenie, że wszyscy, którzy dożyli wieku emerytalnego, natychmiast rezygnują z zatrudnienia, do 2030 roku pojawi się 1,4 mln więcej miejsc pracy, zwolnionych przez emerytów. To więcej niż obecna liczba bezrobotnych. Na rynek wchodzić też będzie coraz mniej młodych Polaków - to tendencja demograficzna. W takiej sytuacji pojawia się okazja dla imigrantów, ale nie wiadomo, jak długo niedobory pracowników uda się łatać importem pracowników, głównie z Ukrainy.
Współpraca: Jacek Frączyk